Ten w lustrze to niestety ja?

"Przy drzwiach zamkniętych" - reż. Andrzej Dopierała - Teatr Bez Sceny

Dantejskie sceny są w piekle ,,Boskiej komedii". W dramacie Sartre\'a - bez Boga i Diabła - nie ma miejsca na kotły i smołę, jest za to Biedermeier w salonie i klasyczny trójkąt na scenie. Jednym słowem: ,,samoobsługa"* - w wyniku braków kadrowych. Jesteśmy zatem w piekielnym realu. Brakuje tylko łazienki i miejsca do spania, bo w piekle u Sartre\'a nikt nie ma powiek. I ,,co w tym takiego strasznego?"* Odpowiedź jest prosta: ,,życie bez przerw"*

Na scenę wpada nagi mężczyzna - tyle, że wirtualnie, bo spektakl rozpoczyna się od projekcji video. Na ekranie pośrodku, odwrócona plecami postać ucieka piwnicznym przejściem. Ogląda się co chwila, zamiera w przerażeniu i kuli ciało w oczekiwaniu na cios. To Józef Garcin w drodze do piekła.

Po zejściu z ekranu do piekła na deskach - brak odczuwalnej zmiany. Piekielny uniform (tj. biały, szpitalny kitel) odcieleśnia mężczyznę w tym samym stopniu co wcześniej projektor video. I nic w tym dziwnego; w piekle nie ma istot z krwi i kości. Piekło to rzeczywistość wirtualna.

I tak jest na scenie, nomen omen, Teatru Bez Sceny. A ściślej: jest biało. Co ciekawe, w grafice komputerowej, biel ma wartość zerową, co oznacza brak koloru. I taki jest cały spektakl - bez koloru. Ale na tym właśnie polega dramat ,,Przy drzwiach zamkniętych”, który Andrzej Dopierała, reżyser sztuki i Józef Garcin, konsekwentnie ‘wirtualizuje’. A to przedsięwzięcie o tyle karkołomne, co odświeżające. Dopierała idzie pod prąd: w epoce obrazu, wybiera nieatrakcyjne słowo - bez koloru i bez ciała. Na scenie, poza ekranem i trzema białymi fotelami, brak rekwizytów. A postaci występują w białych, szczelnie kryjących ciała, kostiumach. Uwaga, tym samym, skupia się na słowie. Niełatwym w odbiorze. Czasem, piekielnie trudnym. Ale, czego dowodzi spektakl, słowie niezbywalnym. W tym sensie, jest to również powrót do źródeł, bo teatr Zachodu to właśnie teatr słowa. Zatem, w piekle u Dopierały, głównym narzędziem tortur jest język. To tutaj odbywa się kaźń. Ale w białych rękawiczkach.
 
W realizacji ,,Przy drzwiach zamkniętych”, Dopierała wykorzystuje starszy przekład sztuki, tj. przekład Jana Kotta, a nie bardziej współczesne tłumaczenie Barbary Grzegorzewskiej****, co daje efekt językowego skostnienia i rzutuje na cały spektakl- język jest tak skostniały jak postaci, które nim mówią. ,,Bądźmy dla siebie mili. To będzie dla nas najlepsza obrona”* proponuje ugrzeczniona, papierowo-biała postać. W urzędowym tonie, odbywa się również spowiedź z życia postaci. W efekcie, dezercja zabójstwo i samobójstwo w ich ustach tracą realny wymiar. Jak wszyscy u Sartre’a - Garcin, Inez i Stella tylko mówią ,,o absurdzie i śmierci, ale nigdy….  nie poczuli ich w trzewiach…, nie wpisali absurdu i śmierci w słowa. Ich język nie wykracza poza retorykę i elokwencję” ***.

 Jednocześnie atmosfera na scenie gęstnieje i robi się dziwnie ciasno. Zapach siarki miesza się z naftaliną. Nie ma czym oddychać. Ewidentnie, postaci wpadają we własne sidła: dławią się skostniałymi słowami. Także sarkazmem i autoironią, które, w ich wykonaniu, brzmią wymuszenie i rozpaczliwie. A ich chwilowe wybuchy szczerości to tylko ‘błąd w systemie’. Programowo, mają usta i uszy szeroko zamknięte. Tworzą bezpieczną, wirtualno-językową przestrzeń piekła bez bólu, w której się można… udusić i nic nie poczuć. Dopóki mówią. Bo kiedy patrzą to bez powiek, tzn. bez znieczulenia.

Dla Sartre’a pierwotnym odniesieniem do świata jest właśnie spojrzenie. To także pierwotne… narzędzie tortur, bo zniewala oglądany świat. Uprzedmiotawia go, określa i wciska w szufladki. Wydaje sąd ostateczny. Z natury, mylny, bo to tylko projekcja patrzącego, nie oddająca sprawiedliwości oglądanemu. Dlatego ,,piekło to inni”*. Również u Dopierały. Na scenie wyczuwa się nieustanną rywalizację o dominację. Relacja podmiot-przedmiot stale fluktuuje. Poczucie zagrożenia i wzajemne niezrozumienie krzyczą z oczu postaci. Wbrew oczekiwaniom widza i wymogom dramatu, ani Sartre, ani Dopierała nie rozwiązują kryzysu. Napięcie stale rośnie. Konflikt jest nierozwiązalny. I w tym tkwi siła zarówno sztuki jak i spektaklu.  

Jak się wydostać z tego piekła? Na to nadziei nie ma, powtarza Garcin - ekspert w dziedzinie życiowych uników. Wyboru też nie ma: w realu ad infinitum trzeba żyć sensu stricto. I to, paradoksalnie, daje i nadzieję i wybór. ,,Wszystko jest nadal przed nami. Nie zaczęliśmy jeszcze cierpieć”*, kończy ten sam Garcin. Cierpieć znaczy żyć bez znieczulenia. Otwierać oczy na innych, choć w oko kole, i pozwalać innym patrzeć do bólu. No bo na co patrzeć, jeśli nie na innych? I kto nas zobaczy, jeśli nie inni? Bez piekła innych, nas nie ma. I vice versa. ,,Jestem tylko spojrzeniem, które Cię widzi, myślą, która Cię myśli”*, mówi postać w spektaklu. Ciąg dalszy jest w rękach, tzn., w oczach ‘widza’. Bo ,,jedyne, co w ostatecznym rozrachunku się liczy to fakt, że spojrzał Pan na mnie, a ja przechwyciłem to spojrzenie. Albo odwrotnie”**. Albo odwrotnie.

*,,Przy drzwiach zamkniętych”, Jean-Paul Sartre
** ,,Samotność pól bawełnianych”, Bernard-Marie Koltes
*** ,,Conversations with Ionesco”, Eugene Ionesco w rozmowie z Claudem Bonnefoy,
(tlum.z ang. i kursywa M.G.)
**** materiały Teatru Bez Sceny

Monika Gorzelak
Dziennik Teatralny Katowice
17 marca 2011

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia