Teraz "K."

"K." - reż. Monika Strzępka - Teatr Polski w Poznaniu

K. zagra gościnnie Marcin Czarnik, za dyrekcji Jana Klaty jeden z czołowych aktorów Starego Teatru. W Donalda, który przybywa wspierać w wyborczej batalii swoją dawną partię, wcieli się Jacek Poniedziałek z warszawskiego Nowego Teatru. Reszta bohaterów jest bardziej metaforyczna: Duch Unii Wolności, Matka Prezesów, Powiatowa, Anonymous, Człowiek od Prezesów, Jastrząb Prezesów, Partia Clownów i Na sprzedaż.

Premiera spektaklu, do którego inspiracją była trylogia o rodzimej polityce po transformacji 1989 r. autorstwa Roberta Krasowskiego, odbędzie się 4 listopada w poznańskim Teatrze Polskim. - To będzie takie "Polskie zoo", ale bez oszczędzania którejkolwiek ze stron - żartuje dyrektor artystyczny Polskiego Maciej Nowak.

W trakcie prób pojawiła się informacja, że Telewizja Polska sprzedała prawa do produkcji serialu Demirskiego i Strzępki "Artyści". Amerykańska firma producencka Intrigue Entertainment zamierza nakręcić pilotowy odcinek i spróbować zainteresować serią którąś ze stacji telewizyjnych za oceanem. "Artyści", serial stworzony z okazji 250-lecia teatru publicznego w Polsce, jeszcze przed "dobrą zmianą" w kraju i w telewizji, premierę w TVP2 miał już za rządów prezesa Kurskiego, z którym Monika Strzępka negocjowała telefonicznie porę emisji. Akcja działa się w stołecznym Teatrze Popularnym, którego istnieniu zagrażała generalnie liberalna polityka PO, a konkretnie - skorumpowane władze Warszawy. Od czasu premiery sporo się zmieniło.

"Dobra zmiana" przejęła ostatecznie wrocławski Polski i krakowski

Stary. Teatry, w których Strzępka i Demirski zrealizowali swoje najlepsze (poza Wałbrzychem) przedstawienia. Podczas debaty o przyszłości polskiego teatru, zorganizowanej przez Pałac Prezydencki w obecności ministra kultury i wiceminister Wandy Zwinogrodzkiej, określono oficjalny, wspierany przez państwo kierunek rozwoju kultury: narodowo-katolicki. Festiwale, w których programie znajdowało się nazwisko Olivera Frljicia albo wyreżyserowana przez niego słynna "Klątwa" (nawet jeśli finansowana wyłącznie ze sprzedaży biletów) zadająca pytania o moralność i zakres władzy Kościoła katolickiego w Polsce, straciły ministerialne dotacje. Do oklasków po finale "Nie-Boskiej komedii. Wszystko powiem Bogu" Strzępki i Demirskiego, odgrywanej w Starym Teatrze, aktorzy wyszli z kartkami z cytatem z piosenki Chłopców z Placu Broni: "Wolność kocham i rozumiem. Wolności oddać nie umiem". Taki sam towarzyszył mężczyźnie, który podpalił się pod Pałacem Kultury i Nauki w proteście przeciw antydemokratycznej, autorytarnej polityce PiS.

- Gdy pracowaliśmy nad pierwszym sezonem "Artystów", mieliśmy superpomysł, żeby drugi, jeśli kiedyś powstanie, dział się w XIXw., w teatrze warszawskim pod zaborem rosyjskim - wspomina Paweł Demirski. - Gdybyśmy dziś mieli go tworzyć, to trzeba by wprowadzić do akcji te wszystkie wojny kulturowe, które teraz toczą się w kraju. Ale nie myślimy w ogóle o kontynuacji.

Kontynuacji nie będzie - to jedna z nielicznych rzeczy, której środowisko teatralne, i nie ono jedno, może być dziś pewne.

- Przychodzisz rano na próbę i co chwila słyszysz: znowu trzeba będzie iść demonstrować. I tylko się zastanawiasz, w której z tych pięciu spraw, o jakich właśnie doniosły media - relacjonuje atmosferę pracy nad "K." Monika Strzępka. - Ja traktuję pracę nad naszym spektaklem i myślę, ze aktorzy też, jako rodzaj terapii. Działania PiS w kulturze nie pozostawiają złudzeń, że robią nam Katyń, że to jest akcja typu "dorżnąć watahę". Za chwilę już nie będzie miejsc, w których będzie można robić teatr zaglądający ludziom do głów, rozglądający się, co tam można znaleźć, i szczerze to opisujący. Tylko zadekretowany.

Praca nad "K." daje Strzępce poczucie zapanowania nad rzeczywistością, pozwala na chwilę odłożyć obywatelską bezsilność. - Ten stan, w którym czytasz kolejne wywiady z przedstawicielami władzy i powtarzasz: "Kurwa, ja pierdolę". Bo jakiego używać języka? Język się skończył. Nie da się rozmawiać. Stolik został przewrócony.

W "Triumfie woli", premierze, która kończyła w Starym Teatrze miniony rok, próbowali zaszczepić w aktorach i widzach nadzieję, pokazując na rzeczywistych przykładach, jak ludzki upór i siła woli pozwalały pokonywać największe przeszkody i zmieniać świat na lepsze, na mniejszą bądź większą skalę. Spektakl przynosił wybuchową mieszankę rozpaczy i nadziei, łączący widownię i scenę śmiech przez łzy. - Dziś już nie bylibyśmy w stanie zrobić takiego przedstawienia - stwierdza Strzępka. - "K." jest mroczniejsze, bliżej mu do apokaliptycznej "Nie-Boskiej komedii. Wszystko powiem Bogu". Media są już znacjonalizowane, prywatne też, "Gazeta Wyborcza" nie istnieje...

Jeśli jest tu jakaś nadzieja, to głęboko ukryta. Paweł Demirski przypomina, że spadku popularności SLD na początku XXI w. nikt się nie spodziewał, podobnie jak tego, że PO i PiS wyrosną na politycznych hegemonów dyktujących kształt współczesnej Polski. W "K." prorokują, że na pół roku przed wyborami pojawi się nowa partia. - Kiedy dwa lata temu udzielałem POLITYCE wywiadu, powiedziałem, żeby nie histeryzować. Wtedy wszyscy się na mnie rzucili, lawina krytyki. Teraz się pytam tych ludzi: co z waszej histerii wyniknęło? - pyta dramaturg. I odpowiada: - Otóż nie wyniknęło literalnie nic. Co to oznacza? Że przez dwadzieścia parę lat polskie społeczeństwo, różne grupy, a nasza zwłaszcza, nie były w stanie wyprodukować jakiegoś mechanizmu nacisku. Nie mamy nic. Żadnego politycznego zaplecza, posłuchu, reprezentacji. Wszyscy chcieliśmy być apolityczni, nie mieszać się do tej brudnej polityki, zajmować się swoimi sprawami. I teraz zbieramy tego efekty.

Sami wspierają Kulturę Niepodległą i jej ideę działania w terenie, poza dużymi ośrodkami. - Kilka lat temu takie inicjatywy były z marszu wyśmiewane, teraz już nie, to zmiana - tłumaczy Strzępka. - Ludzie kultury zrozumieli, że trzeba budować od dołu. Pytanie, czy nie jest za późno. Czy mają poczucie klęski? - Trąbiliśmy od lat o różnych tendencjach, o emocjach, które się kumulują i wybuchną. W "Był sobie Andrzej Andrzej Andrzej i Andrzej" opowiadaliśmy o oderwaniu elit i tym, że może się to na nich zemścić - przypomina Demirski. W przedstawieniu "Diamenty to węgiel, który wziął się do roboty", zrealizowanym w 2008 r. w Wałbrzychu, konfrontowali ofiary transformacji z tezami liberalnego dyskursu, że same są sobie winne, bo w kapitalizmie każdy przecież jest kowalem swojego losu.

Zawodowe życie poświęcili walce o prawa suwerena, a teraz, gdy suweren je otrzymuje, nie jest zainteresowany ich sztuką. - Mówisz jak postać z naszego nowego spektaklu - śmieje się gorzko Strzępka. Demirski jest większym optymistą: - Trzeba przemyśleć wszystko, także środowiskowo, i zacząć tworzyć na innych zasadach. Wiem, że w kulturze dzieją się rzeczy niegodziwe, ale nie mam poczucia końca i upadku.

Monika Strzępka kategorycznie odmawia pracy w objętym przez Marka Mikosa i Jana Polewkę Starym Teatrze.

Mimo że została tam duża grupa "ich" aktorów. - Nie chcę pracować w miejscu, w którym obok mojego spektaklu zaraz może być akademia ku czci, legitymizować tego, co się tam dzieje. Paweł Demirski jest znów mniej kategoryczny: - Zastanawiam się, czy takie moralizowanie, brak pragmatyzmu właśnie, nie zaprowadziło nas tu, gdzie jesteśmy. Obrażamy się i odchodzimy dumni ze swojej niezłomności. Ale może w ten sposób robimy dobrze Mikosowi? Już nie musi z nami negocjować, walczyć, oddajemy pole walkowerem. A tym polem jest publiczność, widownia, to dla niej przecież robi się teatr, nie można o tym zapominać. Nie wiem, jak należałoby postąpić, ale myślę, że pewien rodzaj sprytu politycznego jest naszemu środowisku obcy. I piętnowany. Moralna panika rządzi. To jest polityczna naiwność.

Dlatego bronią decyzji Andrzeja Seweryna, dyrektora Teatru Polskiego w Warszawie, o przyjęciu 3,5 mln zł dotacji z Ministerstwa Kultury, nie widzą w niej zagrożenia dla niezależności sceny, tylko szansę na więcej przedstawień. Wystawią w Polskim adaptację "Króla", osadzonej w latach 30. XX w. głośnej powieści Szczepana Twardocha, która bardzo ich poruszyła. Autorską wersję "Jądra ciemności" według Josepha Conrada zrealizują w ramach Roku Conrada, spektakl będący koprodukcją warszawskiej Imki i kieleckiego Teatru im. Żeromskiego ma mieć charakter performatywny i muzyczny.

Inaczej z "K.", które ma mieć galopującą fabułę i dużo momentów "aż tu nagle". Ale będzie to też przedstawienie o tym, jak łatwo jednej osobie udało się zainfekować swoimi emocjami całe społeczeństwo, zabrakło punktów oporu. - Podczas pracy towarzyszy nam poczucie, że jako ludzie strasznie potworniejemy przez to, co się w kraju dzieje - opowiada Monika Strzępka. - Złe emocje zapuszczają w nas korzenie, nienawistne spojrzenia są coraz częstsze, siekiera jest wbita coraz głębiej. To jest bagno, które wciąga, oddychać możemy już tylko nosem.

Sami oddechu szukają w grze w zespole rockowym Czerwone Świnie. W tekstach odnoszą się do Czarnego Protestu, do "polskich miesięcy" albo "miesięcznic". Ale śpiewają też wiersz Broniewskiego: "Po pierwsze, wolę pić wódkę, niż pisać wiersze. Po drugie, lepsze są krótkie wiersze niż długie. Po trzecie, za dużo nędzy jest na tym świecie". Pierwszy koncert 11 listopada.

Aneta Kyzioł
Polityka
6 listopada 2017
Portrety
Monika Strzępka

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia