To dramat w garniturze Armaniego

"Kupiec Wenecki" - reż. Adam Nalepa - Teatr im. Wojciecha Bogusławskiego w Kaliszu

Nie żałuję Shylocka. Owszem, poniósł ciężką ofiarę, ale nie on jeden. Jest przecież jeszcze Antonio, z pokorną rezygnacją znoszący kolejne upokorzenia. Przez chwilę po spektaklu żałowałam Szekspira, którego dosłownie skopano na scenie. Najbardziej jednak żałuję widowni, której wmówiono, że ta zabawa w teatr niesie jakąkolwiek nową wartość.

A może po prostu "Kupiec wenecki" jest sztuką już tak nadszarpniętą zębem czasu, że jakakolwiek próba przykrojenia tego tekstu do dzisiejszych czasów nie może się udać? Być może ponadczasowy Szekspir po 450 latach spłatał wszystkim swoim pogrobowcom okrutnego figla? Adam Nalepa i Jakub Roszkowski mówią wprost, że wystawienie "Kupca weneckiego" według oryginału dałoby dziwny efekt. Czy na pewno? Wszystko zależy od tego, jak czytamy tę komedię. Sztuce przypięto łatkę antysemickiej sztuki, a tymczasem to tylko kwestia interpretacji. Ta akurat na tym przykładzie zmieniała się w ciągu lat, obciążając komedię infamią. A być może "Kupiec wenecki" nie jest wcale antysemicki, ale (tylko i aż) piętnuje antysemityzm oraz (jeśli przyłożyć dzisiejszą miarę) inne pochodne nietolerancji w formie komedii obyczajowej? Czy zatem Szekspir wyprzedził swoją epokę o kilkaset lat, a autorzy kaliskiej adaptacji próbują go dogonić? W gruncie rzeczy, wnioski płynące i z tekstu kanonicznego, i z najnowszej inscenizacji kaliskiego teatru, są identyczne: wygrywa próżność i oportunizm. Jedynym zwycięzcą w tej rozgrywce jest Bassanio, z cynicznym uśmiechem odśpiewujący nad trupami pozostałych bohaterów oklepaną piosenkę ze "Skrzypka na dachu". Finał to dość ironiczny, może i przewidywalny, ale przy okazji tak trafny, że ratuje spektakl. Bassanio chciał się wybić? Udało mu się. Zdobył swój "pierścień"? Zdobył. Dlaczego więc kaliskie przedstawienie jest tak szeroko krytykowane?

"American Psycho", "La Dolce Vita", "Wilk z Wall Street" i bunga-bunga. Takie oto połączenie kulturowe wymyślono na potrzeby spektaklu, chociaż odniesień jest być może więcej. Wymienione wyżej tropy są może i ciekawe, w praktyce jednak przesadzone. 0 co tutaj chodzi? Nie rozumie tego nawet sam Szekspir. Pojawia się na scenie znienacka jak nieproszony gość. Autorzy adaptacji zrobili z niego zacofanego buraka, próbując jego kosztem usprawiedliwić się przed widownią z tego galimatiasu, golizny i gagów, które mają odciągnąć uwagę widza od istoty spektaklu, czy też raczej jej braku. Czego to się nie robi, by zadowolić widza - można rzucić nawet czerstwym żarcikiem z reklamy telewizyjnej. A tymczasem to, co zapowiadano przed spektaklem, zaznaczono śladowo: dyskryminacja ma charakter plotkarskiego wytykania palcami. Żyd Shylock okazuje miłosierdzie, mordując wszystkich wokół i na końcu odbierając sobie życie. Jeśli o czymkolwiek w ogóle ten spektakl mówi, to chyba tylko o tym, jak się ustawić w życiu, z równą pogardą traktując wszystkich bez względu na ich wyznanie czy orientację seksualną. Po trupach do celu? Czy to aby na pewno główna myśl tej adaptacji i samego Szekspira? On też nie wiedział, kim jest Armani, w którego garniturach lansują się współcześni książęta. Czy to znaczy, że poprawiałby po nim krój marynarki?

Na uwagę i pochwałę na pewno zasługują kostiumy i tancerze. Minimalistyczna scenografia tylko uwidacznia wady przedstawienia. Zresztą ostatnio Kalisz nie ma szczęścia do Szekspira. Może to jakaś wskazówka, by na razie dać spokój Szekspirowi i spróbować mówić o dzisiejszym świecie dramatami autorów współczesnych - a tych nie brakuje, co widać chociażby na tegorocznych KST.

Mirosława Zybura
Ziemia Kaliska
21 maja 2014

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia