To ja, twój Anioł Stróż...

"Kantata na cztery skrzydła" - reż. Łukasz Lewandowski - Fundacja Act 4 Art imienia Meisnera w Teatrze Druga Strefa w Warszawie

W niewielkiej, kameralnej przestrzeni Teatru Druga Strefa, trójka aktorów prezentuje "Kantatę na cztery skrzydła". Na scenie pojawiają się dwa anioły i przygnębiona kobieta. Czy zdołają opowiedzieć historię o lęku, bezradności i bezbrzeżnym smutku tak, by nadać jej sens uniwersalny? O bólu i o sytuacji bez wyjścia, która popycha człowieka do rozpaczliwych, nieodwracalnych czynów? Reżyserem tego całkowicie "niemuzycznego", pełnego splątanych emocji i wątków nadprzyrodzonych spektaklu jest Łukasz Lewandowski. Skąd wobec tego "muzyczny" tytuł? Przedstawienie pozostaje bliskie kantacie jedynie na gruncie symbolicznym, przez swą wieloczęściowość i wielozwrotkowość oraz wielość konwencji teatralnych. Autor próbuje bowiem pokazać, iż podobnie tragiczne, ludzkie historie dzieją się cały czas, powtarzają w różnych wariacjach i w różnych miejscach na Ziemi.

Sztuka wyszła spod pióra Roberta Bruttera, a właściwie Andrzeja Grembowicza, scenarzysty seriali "Ekstradycja", "Rodzina zastępcza" czy "Ranczo" i gościła już na scenach teatralnych (między innymi warszawskiej Polonii). Tym razem jest to pierwszy projekt artystyczny Fundacji Act 4 Art i zarazem pierwszy w Polsce spektakl przygotowany aktorską techniką Sanforda Meisnera, gdzie jedną z podstawowych zasad jest "prawdziwa reakcja na okoliczności, w których aktor się znajduje" oraz "głębokie słuchanie partnera i instynktowne reagowanie na jego słowa bądź zachowanie", a także elastyczność, autentyczność w pracy artystycznej oraz umiejętność podążania za impulsem.

Dojrzała kobieta po przejściach przeżywa silne załamanie nerwowe. Nie chce, nie może żyć i dlatego decyduje się na krok ostateczny. Przeszkadzają jej w tym dwaj Aniołowie, próbując odwieść od desperackiej decyzji i pokazując - choć to niełatwe - maleńkie światełko w tunelu, czyli nadzieję, w której każdy z nas może odnaleźć sens życia. Robert Brutter tak określa swoich bohaterów o dźwięcznie brzmiących imionach: "Amhiel - znużony anioł w wieku przedemerytalnym, Beatiel - anioł nowej generacji, wykształcony, ambitny, technokrata oraz Dziewczyna - około trzydziestki, której życie osobiste legło w gruzach, zawodowe też".

Tragikomedia napisana z polotem, bez śladu moralizowania, dotyka problemów bardzo ważnych, ostatecznych - wartości, którymi się kierujemy, odpowiedzialności za własne czyny, a także religijności oraz duchowości. Mimo pulsujących emocji, osobistych i szczerych wyznań, udało się stworzyć spektakl bez koloryzowania i przesady, za to z humorem. I nie chodzi tu o ocenę czy krytykę postępowania głównej bohaterki. Dramat, którego doświadcza dziewczyna, nie jest niczym wydumanym, dotyczy wielu z nas, czasem w mniej lub bardziej tragicznej wersji (jak to w "kantacie" - różnorodność wariacji na temat). Historia dzieje się w przestrzeni poza czasem i miejscem, a postać Dziewczyny, choć "z krwi i kości", jest uniwersalna. Kobieta wydaje się nam tak bliska jak sąsiadka mieszkająca obok nas, topiąca smutki w alkoholu i walcząca (albo już nie) z własną rozpaczą oraz samotnością. A to zaleta bardzo dobrze napisanych dialogów i znakomicie skomponowanego tekstu. Judy Turan w roli Amhiela, starego Anioła, steranego i zmęczonego walką o duszyczki na krawędzi, od razu budzi sympatię. Jej wygląd - młodej dziewczyny w trampkach i czapeczce na głowie - to prawdopodobnie wyobrażenie bohaterki o własnym Stróżu. Podobnie rzecz się ma z drugim Aniołem, bosonogim, długowłosym Beatielem w przyciasnym garniturku. Marcin Zarzeczny bardzo dobrze oddaje charakter tej postaci - trochę zarozumiałego, nieco wybuchowego, ale zawsze eleganckiego Beatiela. Skrzydlaci wysłannicy Pana nie są nieskazitelni. Kosztują wina, wadzą się, wykorzystują swe moce, ognie i dym, by trochę oszukiwać, a trochę wywierać presję. Wszystko to w jednym celu - ocalenia ciała i duszy Dziewczyny. Doceniam wysiłki reżysera, jego wyczucie sceny i aktora, delikatność w kreśleniu wizerunków "nadprzyrodzonych" postaci, bez nachalności czy ironii. Doceniam grę Judy Turan i Marcina Zarzecznego. Odbiór spektaklu psuje, niestety, wada wymowy aktorki grającej rolę Dziewczyny. Przykre to i w teatrze niedopuszczalne. A przecież nad mową należy pracować, wady można się pozbyć, choć wymaga to sporego wysiłku.

Scenografia jest minimalistyczna - łóżko, szafa, jakieś krzesło - dzięki czemu nie rozprasza, pozwalając skupić się na doznaniach bohaterki i jej zmaganiach z własnymi lękami. Humor, groteska czynią spektakl lekkim i przyjemnym w odbiorze. Jednak pod warstwą komediową kryją się sprawy wielkiej wagi - samotność i rozpacz ludzka, aż po "sacrum i profanum", życie i śmierć. Warto poświecić im chwilę refleksji...

Anna Czajkowska
Teatr dla Was
20 maja 2016

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...