To nie kobiety, to żołnierze!

"Wojna nie ma w sobie nic z kobiety" - reż. P. Palcat - Bałtycki Teatr Dramatyczny im. J. Słowackiego w Koszalinie

Czy można opowiedzieć historie kobiet-żołnierzy w ciągu niewiele ponadgodzinnego spektaklu? Na pewno nie. Za to można pokazać coś, co wszystkie połączyło. Dramat. Ból. I niemal to poczuć.

- A co z hasłem dziewczyny na traktory? - pyta młoda Rosjanka, która ramię w ramię z mężczyznami chce walczyć w obronie kraju. Chce iść na wojnę. Nie jako sanitariuszka czy telefonistka. Kobiety, tak jak ich ojcowie, jak ich ukochani chłopcy, chcą na front. Mężczyźni najpierw z nich kpią. Drwią z ich słabości. A potem, tym wesołym, rozchichotanym panienkom ścierają uśmiech z twarzy. To, choć nieprzyjemnie się patrzy, nie jest złe. To zaledwie trening przed spotkaniem z wrogiem. - To nie kobiety. To żołnierze. Po wojnie będą znów kobietami - mówi dowódca. Padają kolejne rozkazy - zabiłeś jednego wroga, zabij drugiego. Powtarzane jak mantra sprawią, że człowiek zacznie działać automatycznie. I lepiej takim automatem być, bo na polu walki nie ma miejsca na emocje. Nawet, kiedy po raz pierwszy zabijesz. Zabijasz wroga, nie człowieka.

To właśnie pokazał w sobotę podczas premierowego spektaklu "Wojna nie ma w sobie nic z kobiety" reżyser Paweł Palcat. Zainspirowany książką pod tym tytułem, którą napisała białoruska dziennikarka Swietłana Aleksjejewicz, przedstawił swoją wersję wspomnień kobiet, które podczas II wojny światowej walczyły w szeregach Armii Czerwonej. Nie jest to faktograficzna relacja konfliktu wojennego. To może być opowieść o jakiejkolwiek wojnie i każdym narodzie. Jedyny fakt, o jaki tu chodzi, to że wojna zawsze ma ludzki wymiar, każdą armię tworzą ludzie, a człowiek czuje. I te emocje są najważniejsze.

Spektakl jest surowy. Jedyne rekwizyty to odzież i kreda. I to wystarczy. Sukienka może zamienić się w dziecko. Aktorzy grają tak, że wyobraźnia sama zaczyna kręcić w głowie piruety. Czerń, krwista czerwień, szarość - kolory dopełniają całości. Żywsze stają się tylko wtedy, gdy żołnierze czołgają się na linii ognia. Jedyny minus (choć dla kogoś może być plusem) to muzyka. Dość monotonna, czasem mrocznie hipnotyczna. Rozumiem, że zabieg to celowy, ale dźwięki są męczące.

Paweł Palcat postąpił właściwie nie zagłębiając się i nie sprzedając szczegółowo wielu historii. Wręcz prześlizgnął się po wywiadach z kobietami-żołnierzami i podał na scenie to, co zdało się dotknąć najczulsze końcówki nerwów. I kobiet, i mężczyzn. Któraś została kaleką, któraś rodzi pod ostrzałem wroga, inna znów staje się kobietą, choć z kobiecości wszystkie odziera i wojna, i śmierć. Nawet męska bielizna, której nie zmieniają od miesięcy.

Nie zabrakło i spowiedzi mężczyzny, który tłumaczy, że wojna wynaturza. Czy to wystarcza, by dać pokutę?

Wreszcie mamy i obraz walczących kobiet po wojnie. Nie, nie są bohaterkami. Słyszą, że pachną jak mężczyzna, bo sama wojna pachnie po męsku. Opuszczone przez mężów, napiętnowane przez społeczeń- stwo, zostały same. Same ze swoimi historiami. A mają co opowiedzieć! I szczerze polecam tego głosu posłuchać. Atakowani krwawymi newsami czasem nieświadomie przytępiamy swoją wrażliwość. Jakkolwiek nie zawsze odczuwanie jest miłe, a czasem nawet boli, to warto czuć. Bo emocje to część człowieczeństwa. Za ich uderzeniową dawkę - wielkie brawa dla twórców spektaklu.

Joanna Krężelewska
Głos Koszaliński
19 marca 2013
Portrety
Paweł Palcat

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...