To pewnie wina księżyca

"Otello - wariacje na temat" - reż. Agata Duda-Gracz - Teatr im. Stefana Jaracza w Łodzi

Wszystko zaczęło się bardzo dawno temu - tak przynajmniej dowiadujemy się z płynącej z głośników opowieści, którą rozpoczyna się spektakl. To historia o miłości, która sprawia, że Jego serce zaczyna bić w rytmie Jej serca. To opowieść o męskiej przyjaźni, jakiej nie widział świat.

Po wysłuchaniu słów prologu, który stanowi streszczenie założeń inscenizacyjnych spektaklu, wkraczamy w inny świat. Tu śmierć, zdrada, ból nie dają się cofnąć jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Rzeczywistość, którą widzimy w łódzkim „Otellu" jest boleśnie i niepodważalnie realna. To dotkliwa i zapadająca w pamięć lekcja o braku granic ludzkiej pomysłowości w zadawaniu cierpienia - sobie i swoim najbliższym.

W szekspirowskim tekście nie znajdujemy bezpośredniej odpowiedzi na pytanie o motywy działań podejmowanych przez Jagona, o genezę jego nienawistnej żądzy niszczenia, choć to on jest postacią, wokół której zogniskowane są wszystkie wydarzenia. W spektaklu żona Jagona (Marek Kałużyński) - Emilia (Izabela Noszczyk) spędziła noc poślubną z najlepszym przyjacielem męża Kasjem (Sambor Czarnota), nigdy nie wydała jednak przed małżonkiem imienia swego kochanka. Jagon domyśla się prawdy, nie dopuszcza jednak do siebie myśli, która mogłaby okazać się dla niego śmiertelnie bolesna, bowiem miłość do żony i uczucie do przyjaciela są istotą jego tożsamości. Zachwianie któregokolwiek z tych filarów może skończyć się dla Jagona tragedią, podważenie obu - śmiercią.

Poprzestawianie akcentów w żaden sposób nie zmienia jednak relacji panujących pomiędzy postaciami stworzonymi przez Szekspira, a jedynie trafniej i dobitniej pokazuje, jakie mogły być przyczyny tak skrajnych i silnych emocji, tak destrukcyjnych sił drzemiących w człowieku. Mamy tu także do czynienia z łamaniem naszych przyzwyczajeń, walką z wpadaniem w koleiny myślowe, które sprawiają, że zwykliśmy postrzegać np. Emilię jako eteryczną istotę, które usycha z miłości do męża. Tymczasem naszym oczom ukazuje się korpulentna kobieta, której daleko do klasycznej piękności, lecz która posiada niezgłębione pokłady ciepła, życiowej mądrości, cierpliwości i którą można szczerze i bezgranicznie pokochać za to, kim jest.

Stwierdzenie, że tekst był jedynie punktem wyjścia do tworzenia scenicznych obrazów, w tym wypadku jest wyjątkowo zasadne, bowiem to warstwa wizualna, plastyka scen, kolory tworzą istotę języka, jakim mówią do nas twórcy spektaklu. Futro Desdemony (Justyna Wasilewska) uszyte z dziesiątek białych pluszowych misiów, to kwintesencja jej dziewczęcej siły i witalności, czarna bezkształtna sukienka Emilii, która w czarnych skarpetkach, z rozmazanym makijażem przemierza kilometry dzielące ją mentalnie od męża, to esencja rozpaczy, w jaką wtrąciła ją chorobliwa miłość. Zwiewny, dający swobodę ruchów strój Bianki (Dorota Kiełkowicz) wydobywa jej naturalną seksualność i pozwala wybrzmieć każdej nucie wygrywanej przez jej giętkie ciało. Liczne nawiązania do malarstwa (świetna scena inspirowana „Lekcją anatomii doktora Tulpa" Rembrandta - postaci w białych kryzach stoją nad ciałem martwego Brabantia, z którego wypływają wnętrzności), zabawy czernią i czerwienią (śmierć i miłość to dwa najbardziej uniwersalne tematy w sztuce) oraz umiejętne żonglowanie symbolami (Otello na koniu-posągu to legenda, która za życia doczekała się swego pomnika) to tylko niektóre z zabiegów będących przejawem wyobraźni, która pozwala na postrzeganie teatru jako syntezy sztuk.

Cypr jest miejscem, w którym nieustannie wieje wiatr. Scena, kiedy Jagon pozwala masom powietrza owiewać swoje ciało to moment decyzji - od teraz pozwoli on swobodnie nieść się emocjom, jakie targały nim od dawna. Jednak na tym nie koniec metafor, którymi gęsto usiane są obrazy budujące przedstawienie. W pewnym momencie na scenie pojawia się wielki księżyc rodem z czołówki wytwórni filmów animowanych Dream Works, tyle, że w tym wypadku zamiast słodkiego chłopca na księżycu zasiada kanalia Rodrigo (Michał Staszczak). Jego śpiew pozwala na rozpoczęcie obłąkańczego tańca degeneratów, którego przywódcą mógł zostać jedynie ktoś tak pozbawiony skrupułów. Otello (Andrzej Wichrowski) tańczy z pobitą przez siebie Desdemoną, której makijaż upodabnia ją do ulicznic, od jakich wyzwał ją mąż. Jagon z Emilią co rusz podchodzą do siebie i próbują się przytulić, jednak nie potrafią wytrzymać we wspólnym uścisku. Nie potrafią też zatańczyć z nikim innym. Wszystkie postaci tkwią w sieci wzajemnych zależności, z której nie są w stanie się wyplątać. Patrzymy na krajobraz po bitwie, na to, co zostaje z człowieka, kiedy pozbawi się go fundamentów własnej tożsamości, kiedy miłość i nienawiść stają się jednym.

Spektakl Agaty Dudy-Gracz nie zawiera jednego momentu, który byłby zbędny, nieudany lub w jakikolwiek sposób niedopracowany. Tu każdy z elementów jest nie do zastąpienia - tak misternie został zbudowany ten świat. Po obejrzeniu spektaklu zapominamy, jaką Emilię mieliśmy przed oczami po przeczytaniu dramatu, jakiego Jagona, czy Otella widzieliśmy kiedyś wyobrażając sobie postaci - aktorzy Jaracza, bez jednego wyjątku, stworzyli kreacje, które trudno przyrównać do jakichkolwiek innych ról stworzonych w przeciągu ostatnich sezonów w polskim teatrze. Dopracowane do perfekcji - tak różne, tak indywidualne, tak prawdziwe. Wizja zaproponowana przez reżyserkę jest niezwykle sugestywna, a jednocześnie tak wierna Szekspirowi, że nie ma miejsca na wątpliwości. To na pewno była przyjaźń, jakiej nie widział świat, bezgraniczne uwielbienie i miłość, która nie daje odetchnąć żadnemu z zakochanych. To na pewno był spektakl, którego się nie zapomina, który zapada w człowieka. Jak spojrzenie ukochanej kobiety. Jak zdrada najlepszego przyjaciela. Jak śmiertelny grzech.

Olga Ptak
Dziennik Teatralny Łódź
9 lutego 2009
Portrety
Agata Duda-Gracz

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...