Tosca z winem w kartonie

"Tosca" - reż. Marek Weiss - Opera Bałtycka w Gdańsku

Dramat namiętności i powinności, pozbawiona skrupułów walka o ukochanego i fałsz, jaki towarzyszy postawie głównych bohaterów - "Tosca" na scenie Opery Bałtyckiej wypada dobitnie i przekonująco. Gdyby nie kilka niepotrzebnych unowocześnień, inscenizacja ta byłaby najsilniejszą propozycją operową gdańskiej sceny.

Reżyser i inscenizator Marek Weiss wydobył z opery "Tosca" Giacoma Pucciniego to, co najważniejsze - wielkie emocje, jakie są udziałem czołowej trójki bohaterów: słynnej śpiewaczki Toski (Katarzyna Hołysz), jej ukochanego malarza Cavaradossiego (Paweł Skałuba) oraz prefekta rzymskiej policji Scarpii (Mikołaj Zalasiński), pożądającego tytułowej bohaterki i nie wahającego się niczego, co mogłoby mu pomóc ją zdobyć. Ten miłosny trójkąt zwiastuje dramat, który rozegra się z ich udziałem. Zwłaszcza że Scarpia szybko otrzyma pretekst, by rozprawić się z konkurentem do serca Toski, gdy ten ukryje zbiegłego z więzienia Angelottiego.

W gorącym od emocji i sprzecznych intencji bohaterów spektaklu Weiss umiejętnie podsyca dramaturgię - od wybuchu zazdrości Toski, gdy ta podejrzewa ukochanego o schadzki z kochanką, przez tortury Cavaradossiego, aż po tragiczny finał - spektakl trzyma w napięciu i koncentruje uwagę publiczności. Wspomniani artyści świetnie wypełniają przestrzeń grą i przede wszystkim śpiewem. Świetny w roli odrażającego szefa policji Scarpii jest baryton Mikołaj Zalasiński, który w kostiumie bezwzględnego intryganta i szantażysty czuje się doskonale - to bardzo dobra wokalnie i jego najlepsza aktorsko kreacja w Operze Bałtyckiej od lat.

Nie ustępuje mu tenor Paweł Skałuba w kolejnej udanej roli - tym razem Cavaradossiego. Głos śpiewaka świetnie oddaje tragedię i rozpacz bohatera. Gdyby Skałuba do śpiewu dołożył bardziej urozmaicone aktorstwo, mielibyśmy solistę światowego formatu. Już od pierwszej słynnej arii "Recondita armonia" podczas malowania obrazu tenor nie pozostawia złudzeń, że partia Cavaradossiego mu się należy. Później w duecie z Toską "Quale occhio al mondo" potwierdza świetną dyspozycję, dając popis w swojej ostatniej arii - "E lucevan le stelle". W roli Toski Katarzyna Hołysz również może pokazać pełen kunszt wokalny. Ani przez moment niezwykle trudna muzycznie partia nie stanowi dla niej problemu, zaś emocje, które wydobywa w trakcie najsłynniejszej arii całej opery - "Vissi d'arte" w czasie targu o ciało i duszę ze Scarpią, zmuszają wręcz do wysłuchania lamentu Toski ze ściśniętym gardłem. Hołysz również w finałowej scenie przekonuje, że zdecydowanie należy do najlepszych sopranów w Polsce.

Nie sposób pominąć również basy - głęboki i stateczny u Piotra Nowackiego (Angelotti) i pogodny, wesoły u Daniela Borowskiego (Zakrystian). Wrażenie od pierwszych chwil robi wielka, przytłaczająca, monumentalna scenografia autorstwa Hanny Szymczak, służąca za kościół (I akt) oraz więzienie i taras zamku (grane bez przerwy akt II i III). Bohaterowie z głębi sceny przedostają się do przodu po ukośnym podeście. Na scenie poza przestrzennym zarysem murów kościoła (oraz więzienia/zamku) znajdziemy zaledwie parę rekwizytów.

Marek Weiss w swoim stylu zdecydował się operę Pucciniego uwspółcześnić. Scarpia i jego podwładni przypominają więc włoskich mafiozów - końcowa egzekucja zaś wykonana będzie za pomocą pistoletu, nie karabinów. Malarz Cavaradossi w widocznym na ścianie kościoła obrazie Marii Magdaleny dokonuje zmian za pomocą komputerowej obróbki zdjęć (fotograficzny wizerunek świętej wyświetlany jest naprzemiennie z obrazami Marii Magdaleny autorstwa słynnych malarzy - m.in. Tycjana, Guida Reniego, Francesca Hayeza), zaś wszystkie posiłki i wino przynoszone są na scenę w plastikowych pudełkach i kartonikach (zamiast kieliszków bohaterowie raczą się winem z kartonu, rozlewając je do jednorazowych kubeczków). Również na zakończenie opery obejrzymy samobójczy strzał w głowę (zamiast skoku w przepaść).

Większość z tych zabiegów nie przeszkadza inscenizacji, a nawet jej służy - kartonowe pudła, służące choćby do przynoszenia pizzy (głównej "strawy" bohaterów) czy wina, podkreślają fałsz i pozór świata, w którym funkcjonują bohaterowie "Toski". Każdy tu ma coś na sumieniu, coś ukrywa, kłamie, intryguje. Solidnym wsparciem dla artystów na scenie są muzycy ukryci w kanale orkiestrowym - pod batutą Tadeusza Kozłowskiego orkiestra Opery Bałtyckiej brzmi dobrze, choć bez błysku.

Tak też jest z całą "Toską" - to spektakl bardzo dobry wokalnie, niezły aktorsko, ciekawy scenograficznie i nieźle wyreżyserowany. Ta konsekwentnie budowana przez reżysera opera jest przekonująca i długimi momentami przypomina świetną "Madame Butterfly" Weissa sprzed 14 lat. Tym większa szkoda, że w ostatniej scenie "Toski" użyto banalnego, ogranego w teatrze Weissa do granic możliwości pistoletu, spłycającego wymowę zakończenia.

Łukasz Rudziński
www.trojmiasto.pl
27 maja 2014

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia

Łabędzie
chor. Tobiasz Sebastian Berg
„Łabędzie", spektakl teatru tańca w c...