TR Warszawa powoli obumiera

rozmowa z Grzegorzem Jarzyną

TR Warszawa stracił płynność finansową, miasto z nami nie rozmawia, a sytuacja jest z miesiąca na miesiąc coraz gorsza. Teatr powoli obumiera - mówiGrzegorz Jarzyna, do niedawna szef tej sceny.

PAP: Od stycznia nie jest pan dyrektorem TR Warszawa - nie podpisał pan nowego kontraktu zaproponowanego przez miasto, ze względu na warunki jakie panu przedstawiono. Jeszcze w marcu miejscy urzędnicy zapewniali, że zależy im na tym, żeby nadal pan kierował tą sceną. Zamierza pan wrócić na stanowisko? Grzegorz Jarzyna: Chciałbym wrócić, ale sytuacja jest patowa, właściwie z każdym miesiącem - coraz gorsza. W kwietniu odbyło się jedno spotkanie z miastem, podczas którego jego przedstawiciele mówili o randze TR Warszawa, o tym jak dużą rolę pełni dla miasta, że jest ważnym ośrodkiem. Właściwie od momentu kiedy ta ekipa zarządza teatrem, po raz pierwszy usłyszałem tyle pozytywnych słów. Teraz mam wrażenie, że to zachowanie miało na celu jedynie opublikowanie pozytywnego komunikatu dla prasy. Zgodziliśmy się na to, bo obiecano nam, że sprawa mojego kontraktu do końca kwietnia zostanie rozwiązana. A chodzi o naszą płynność finansową i o środki na działalność artystyczną teatru. Sytuacja jest beznadziejna, do teraz nie dostałem żadnej informacji o tym, co dalej. Czuję, że ten temat jest ignorowany, wyciszany przez miasto.

PAP: Od tamtej pory nikt z urzędu miasta się z panem nie kontaktował?

G.J.: Nie. To ja napisałem oficjalne pismo z pytaniem - co dalej? Dostałem dość pobieżną odpowiedź, że rozmowy się toczą i że jesteśmy ważnym ośrodkiem teatralnym. Zostałem utytułowany jako "dyrektor" teatru, co aktualnie nie jest prawdą.

PAP: Umowę, którą miasto panu zaproponowało nazwał pan cyrografem.

G.J.: Chodzi głównie o finanse. Nasz budżet w 2010 roku był o dwa miliony zł wyższy niż teraz, a i tak - nie było wesoło. Od tego czasu miasto obcięło nam budżet do kości. Nasza sytuacja jest trudna, straciliśmy płynność finansową. W zeszłym miesiącu zostały wstrzymane wypłaty dla zespołu.

Zgodnie z zaleceniami miasta, mamy jeździć za granicę, bo tam nasze spektakle się zwracają finansowo, a w Warszawie - grać jak najmniej. To dość paradoksalna i niegospodarna polityka - miasto chce wydawać 7 mln zł na utrzymanie budynku i świadczenia, ale nie zależy im na tym, żeby teatr grał, produkował nowe spektakle. A przecież to mamy zapisane w statucie. Podpisanie zaproponowanego kontraktu byłoby dla mnie fikcją, paranoją i kabaretem.

Mój kontrakt - to też pokłosie nowelizacji ustawy o działalności kulturalnej. To jest największa porażka polityki kulturalnej PO, ponieważ ta ustawa nikomu nic nie zapewniła. Miały być nowe kontrakty dla dyrektorów. Moja umowa jest przykładem takiego "nowego kontraktu", który nim nie jest. To jest największy paradoks.

PAP: Czego brakuje w zaproponowanej panu umowie?

G.J.: W kontrakcie powinny znaleźć się konkrety. Zapisy, że teatr przyjmuje określoną kwotę pieniędzy na 3-5 lat, a ja w zamian robię to i to. Tymczasem miasto nie zapewnia TR Warszawa pieniędzy, ale prognozę finansową, która może się zmienić. W umowie, która leży na moim biurku nie ma gwarancji budżetu nawet na 2014 rok. A miasta nie interesuje jakie spektakle zagramy, czy będą premiery, ani jaką mamy frekwencję.

PAP: Jest pan zniechęcony sytuacją?

G.J.: Jestem trochę wściekły i zniechęcony. Ostatni spektakl, który sam zrobiłem - "Nosferatu", musiałem zrealizować z Teatrem Narodowym, bo nie miałem pieniędzy. Co to za dyrektor artystyczny, który nie ma pieniędzy na to, żeby zrobić spektakl w swoim teatrze? Nie wziąłem ani złotówki od miasta, żeby nie zostać oskarżonym o to, że robię sobie spektakle, a teatr ich nie ma.

PAP: TR Warszawa dostaje jakieś dotacje ministerialne?

G.J.: Otrzymaliśmy z ministerstwa kultury, na nasz wniosek, pół miliona zł na produkcje artystyczne. Ale to jest tylko 25 procent zapotrzebowania. Poza tym musimy mieć finansowanie stałe, wiedzieć czy i jakie mamy środki na najbliższe pięć lat, ponieważ ważne kontrakty zawiera się 3-5 lat wcześniej. Ważna jest ciągłość finansowa.

PAP: Ma pan jakiś plan B w tej sytuacji?

G.J.: Kontaktowałem się już z panią prezydent Warszawy Hanną Gronkiewicz-Waltz, z prezydentem Bronisławem Komorowskim. Co mogę więcej zrobić? Prezydent wyraził nadzieję, że będzie pozytywny finał sprawy, ale to przecież nie ma przełożenia na decyzje pani prezydent. Dla mnie ważne jest, żeby miasto się określiło - chcemy albo nie chcemy takiego teatru, nie stać nas na tego typu teatr.

W Warszawie potrzeba jest reforma teatralna, ale każdy się boi ją przeprowadzić. Pani prezydent nie jest wrażliwa na sprawy kultury i nie daje żadnych gwarancji, jeżeli chodzi o kompetencje ludzi, którzy zarządzają kulturą w Warszawie.

Może wyjściem z sytuacji byłaby decyzja ministra kultury Bogdana Zdrojewskiego o współfinansowaniu, współprowadzeniu z miastem teatru? Ale to też jest uzależnione od rozmów ministra i pani prezydent. Wiem, że minister niechętnie podchodzi do takich rozwiązań, ale - w przypadku TR Warszawa - argument, że lista instytucji prowadzonych przez resort jest zamknięta, nie jest dla mnie argumentem. To jest sprawa polskiej kultury, TR Warszawa ma wybitne osiągnięcia, renomę, markę.

PAP: TR Warszawa ma plany na przyszłość?

G.J.: Nie mogę ogłosić planów, kiedy nie mam finansowania, kiedy nie jestem dyrektorem teatru. Mogę jedynie doradzać swoim zastępcom, jaki mają obrać kierunek. Aktualnie nie jestem przecież na etacie. Mamy do czynienia z dekapitalizacją wartości TR Warszawa, co też źle wpływa na zespół. TR Warszawa powoli obumiera.

Agata Zbieg
(PAP)
7 czerwca 2013
Teatry
TR Warszawa
Portrety
Grzegorz Jarzyna

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...