Transgresja w inną płeć

"ID" - reż: Marcin Liber - Teatr Współczesny w Szczecinie

Problem poszukiwania tożsamości, próby identyfikowania się z otoczeniem, błądzenie w poszukiwaniu własnego "ja", czy ogólne zaburzenia osobowości - w XXI wieku zjawiska te stanowią istotny boom. Libera, mierząc się z tym tematem, wziął na siebie bardzo trudne zadanie. Przedstawił na deskach teatru zarówno sztukę opartą na współczesnych dylematach społeczeństwa, jak i reportaż dokumentalny. Do udziału w sztuce zaprosił dwóch fikcyjnych żołnierzy, trzy konkretne osoby i trzy znane nam systemy polityczne. Liczbę aktorów ograniczył do trzech. Właściwie do czterech - wprowadził bowiem na scenę inspicjenta.

Poprzez zaburzenie formy gry teatralnej, wprowadzenie łącznika między aktorami a widownią, wprowadzenie metatekstualności i improwizacji, Libera uzyskał zaskakujący efekt. Widz przestaje być biernym obserwatorem, który delektuje się sztuką, ale staje się świadkiem wydarzeń. Zderza się z prywatnymi, intymnymi przeżyciami konkretnych, współcześnie żyjących osób. 

Heidi Stein. Była normalną dziewczynką z marzeniami. Kres dzieciństwa wytyczyła jej kariera sportowa. Heidi osiągała świetne wyniki na szczeblu międzynarodowym. Nieświadomie jednak przyjmowała ogromne ilości anabolików. Środki dopingujące spowodowały nieodwracalne zmiany w jej wyglądzie zewnętrznym, organizmie i osobowości. Nafaszerowana sterydami Heidi z dnia na dzień przypominała coraz bardziej mężczyznę. Straciła nie tylko dzieciństwo, uznanie wśród rówieśników, ale także prawo do medalu. Heidi straciła coś jeszcze. Swoją osobowość i swoją kobiecość. Dziś przedstawia się jako Andreas Krieger. O Heidi nie bardzo chce pamiętać.  

Sylwin Rubenstein. Wraz z siostrą bliźniaczką tworzyli świetny duet taneczny – Imperio i Dolores. Dziś mieszka w Niemczech, a wolny czas spędza na oglądaniu filmów o holokauście. Wypatruje w nich twarzy swojej siostry. Nigdy nie zapomni krzywd wyrządzonych mu w tamtym czasie. Nie zapomni też, dlaczego jego siostrzyczka musiała umrzeć. Dziś Sylwin Rubenstein jest transwestytą. W ten sposób rekompensuje sobie brak siostry bliźniaczki. Mówi, że są „jedną duszą, w dwóch ciałach”.

Maria od cegieł. Całe życie przepracowała. Dzień w dzień wyrabiała cegły, pracując ponad swe siły. Miała być z czego dumna. Wyrabiała wielokrotną wartość normy, została ogłoszona przodowniczką pracy, przyczyniała się do budowania Polski Ludowej. Dziś jest emerytką bez środków do życia. Próbuje dociec, dlaczego państwo i urzędy przyzwalają, by wiodła taki los. Nie udaje jej się znaleźć odpowiedzi na nurtujące ją pytania. Właściwie to jest lekceważona, nikt już nie chce z nią rozmawiać. Co się stało z tą poszanowaną i stawianą za wzór przodowniczką pracy? Czy tak kończą bohaterowie? Jeszcze jedna rzecz spotkała Marię w wyniku ciężkiej pracy. Zatraciła swoją seksualność. 

Heidi Stein, Andreas Rubenstein, Maria Od Cegieł – to właściwi bohaterowie spektaklu. Aktorzy wcielają się w ich sylwetki, ale wcale nie stwarzają pozorów gry. Przedstawiają fakty, suche fakty. Ich gra zaczyna się wtedy, gdy imitują improwizację. Beata Zygarlicka prosi o podpowiedzenie jej wypowiadanego tekstu – ona nie gra, nie utożsamia się z Heidi. Ona tylko referuje nam fakty. W części improwizacyjnej aktorzy przedstawiają nam się z imienia. Na chwilę przestają być postaciami scenicznymi. Komentują tekst właściwy sztuki. Wyśmiewają systemy totalitarne. Pod ostrzał idą hitleryzm, komunizm w NRD i socjalizm PRL-u. Zauważają też, że opresyjność systemu, nie jest tylko kwestią przeszłości. Aktorzy powołują się na fakty z życia codziennego, większość swoich wypowiedzi podpierają swoistymi dokumentami.

Podczas spektaklu widz czuje się trochę zagubiony. Tak naprawdę nie wie, gdzie kończy się sztuka, a zaczyna improwizacja, gdzie kończy się gra, a zaczyna życie. A może nie ma żadnych granic? Pod koniec spektaklu pada pytanie, teoretycznie skierowane do publiczności – „Czy karmiłby pan swoje dziecko sterydami?”. Brak odpowiedzi. Widz nie wie, czy został w ten sposób zaproszony do udziału w dyskusji. W końcu jesteśmy w teatrze, a improwizacja aktorów była środkiem zamierzonym. Nie odpowiadamy, traktując pytanie jako retoryczne. I taki właśnie był zamiar Libery. Wszyscy wiemy, że chcielibyśmy odpowiedzieć „nie”, ale też nie możemy tego uczynić. Ale czy rodzice Heidi faszerowali ją sterydami? Heidi, jak i inni bohaterowie spektaklu, padli ofiarą systemu. Zostali zniewoleni. Nikt nie pytał ich o zgodę, nikt nie informował ich o konsekwencjach. Posuńmy się o krok dalej. Zażywając tabletki - czy to przeciwbólowe, czy też na gorączkę - te bezpieczne, przepisane przez lekarza, ogólnodostępne, wszystkim znane… Czy kiedyś zastanawialiście się nad ich składem? Czy oby nie ma tam sterydów? Są, oczywiście, że są. Czy dajecie je swoim dzieciom? Oczywiście, że tak.

Marcin Liber miksuje w tym spektaklu różne formy przedstawienia. Igra sposobami przekazu. Jego przedstawienie balansuje na skrajnościach. Jest formą dokumentu i zarazem widowiskowym przedstawieniem. Powagę tematu kontrastuje ze sprośnym dowcipem. Odgranicza aktorów od ich postaci scenicznych. Minimalizuje liczbę rekwizytów, rezygnuje z dekoracji na scenie. Korzysta za to chętnie z wizualizacji multimedialnych wyświetlanych na całej szerokości ściany. Są one pewnego rodzaju ramą kompozycyjną spektaklu, komentują i wywołują emocje. Spektakl ogląda się dość trudno. Co prawda treść przekazywana jest w bardzo jasny sposób, nie mamy kłopotów ze zrozumieniem sensu sztuki. Trudność w odbiorze powoduje natomiast nagromadzenie wielu środków teatralnej ekspresji. Odniosłam wrażenie, że spektakl był rodzajem worka, w którym wymieszano pomysły i koncepcje różnych form teatralnych. Liberze ledwo udało się uniknąć chaosu i przepychu. Udało mu się zachować złoty środek.

Agnieszka Dobrzeniecka
Dziennik Teatralny Szczecin
1 lutego 2010

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia