Transowość pól bawełnianych

"Samotność pól bawełnianych" - Teatr im. Żeromskiego w Kielcach

Na pierwszy rzut ucha wysuwa się pytanie, czy "Samotność pól bawełnianych" w reżyserii Radosława Rychcika to spektakl teatralny czy koncepcyjny koncert. Trudno przeprowadzić jednoznaczną linię demarkacyjną, bo splecenie tych dwóch rodzajów wydaje się tak silne, a doskonała synchronizacja muzyki i słowa tworzy coś, co nie pozwala widzowi spokojnie usiedzieć na miejscu.

Scenografia jest prosta, właściwie minimalistyczna czy umowna. Zobaczymy tam to, co pozwolimy sobie zobaczyć. Tworzą ją światło i muzyka. Między nimi zawieszony jest biały dym. Czarno-białą stylistykę przerwie w pewnej chwili tylko czerwień szminki. I słowa Bernard-Marie Koltésa. 

Dwóch mężczyzn ustawionych w jednej linii w pewnej odległości od siebie, każdy przy swoim mikrofonie na statywie. Cienkie krawaty, białe koszule, czarne marynarki, ciemne spodnie do kostek odsłaniające białe skarpetki. Dealer i Klient. Zwróceni twarzą do publiczności. Mówią do siebie, ale jakby obok siebie. Udają, że się nie widzą? Zwracają się do publiczności? A może nie są w stanie się zobaczyć i próbują tę pustkę zapełnić potokiem słów? Jedno nie ulega wątpliwości: to słowami tworzą swoją rzeczywistość, definiują ją w tych mrokach nocy, w tym miejscu i o tej godzinie. Nie jest im łatwo wydobyć głos, a jeszcze bardziej zostać usłyszanym przy ogłuszającej, transowej muzyce Natural Born Chillers, który to zespół w swoich pasiastych ubraniach rozmieszczony jest w tyle sceny. Skala ich głosu jest zatem imponująca, wwierca się w głowę i powoduje galopadę myśli.

Najbardziej poruszającą jednak sceną spektaklu jest scena nie skalana najmniejszym słowem. Zaraz po tym, jak Dealer zdołał wypowiedzieć(?), wykrzyczeć(?) – brakuje określeń na tego typu ekspresję – na głos swój największy lęk, mianowicie, że przeraża go możliwość porzucenia go w „stanie niedokończonym” (cokolwiek może to oznaczać, zapewne dla każdego coś innego), tak więc zaraz po tym w pierwszym planie sceny zostaje sam Klient. I jego odpowiedzą na ten spazmatyczny, emocjonalny ekshibicjonizm będzie chyba najpiękniejsza scena rozbierana, jaką widziałam w teatrze. Przy dźwiękach alienującej, hipnotycznej muzyki Klient zdejmuje krawat, składa go, kładzie na ziemi, zdejmuje marynarkę, rozpina koszulę, strzepuje z niej kropelki potu, składa ją i kładzie na ziemi, potem buty, spodnie, skarpetki i bieliznę. Dokładność, niemal pedantyczność jego ruchów sprawia, że nagość nie jest epatująca, ale staje się wyrazem jakiejś ofiary, bezwzględnym obnażeniem się przed kimś obcym. A Dealer podchodzi i okrywa mu ramiona swoją marynarką. Klient nieruchomieje. Bardzo powoli, jakby z odrazą zdejmuje z siebie marynarkę i odrzuca ją na podłogę. Wizualna i symboliczna siła tej sceny jest porażająca.

"Samotność pól bawełnianych" to dramat niezwykły. A w połączeniu z abstrakcyjną wizją Radosława Rychcika i świetnym aktorstwem Wojciecha Niemczyka (Dealer) i Tomasza Nosińskiego (Klient) nabiera wymiaru, którego sam chyba Koltès nie przewidział.

Magdalena Talar
Dziennik Teatralny Kraków
25 marca 2010

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia