Traviata, czyli emocjonalność kurtyzany

"Traviata" - reż. Krzysztof Nazar - Opera Krakowska

Jedna z najsmutniejszych i najbardziej wzruszających oper, na których byłem.

Historia miłosna Violetty (Katarzyna Oleś-Blacha) i Alfreda (Andrzej Lampert) jest bardzo smutna, nieszczęśliwa, dramatyczna i rozpaczliwa. Kobieta początkowo odrzuca zaloty kochanka, gdyż jej celem w życiu jest zabawa i przyjemności; nie ma czasu na miłość. Jednak po kilku próbach ulega jego namowom. Oddaje mu kwiat i mówi, by wrócił, gdy ten zwiędnie. „A więc jutro" – odpowiada Alfred. Zamieszkują razem, oboje są szczęśliwi. Jednak nie na długo. Mężczyzna dowiaduje się, że Violetta chciała spieniężyć wszystko, co ma jakąkolwiek wartość. Wyjeżdża do Paryża, by odzyskać pieniądze. Pod jego nieobecność przybywa jego ojciec Germont (Adam Szerszeń), który przekonuje kobietę, że przez ten związek jego syn rujnuje życie sobie i całej rodzinie. Zrozpaczona Violetta postanawia zerwać znajomość – pisze do Alfreda list, w którym od niego odchodzi z powodu swojej poważnej choroby.

Alfred wraca niespodziewanie i chce przedstawić swoją kobietę ojcu (gdy ją pozna, na pewno ją zaakceptuje), jednak ona nie chce być przy tej rozmowie. Prosi go o ostatnie wyznanie miłości i odchodzi. Ten dostaje list Violetty i wyrusza w poszukiwaniu ukochanej.

Odbywa się bal, na którym goście są poprzebierani za Cyganów i hiszpańskich matadorów. Violetta przybywa z baronem Douphol. Zjawia się też Alfred, który wygrywa dużo pieniędzy w karty. Gdy dochodzi do ich spotkania, mężczyzna jest wściekły, poniża ją, mówi o niej, że zależało jej tylko na jego pieniądzach. W tym momencie odbywa się jedna z bardziej widowiskowych, a zarazem druzgocących scen – Alfred rzuca w Violettę pieniędzmi i kartami, kobieta upada, podnosi się, zostaje spoliczkowana, upada. Na koniec mężczyzna rzuca jeszcze w nią monetą, która trafia dokładnie w jej policzek. Widzący to Germont jest oburzony faktem, jak jego syn mógł tak poniżyć i upokorzyć kobietę. Zauważa jej wszystkie starania i wkład w ich związek, staje po stronie kobiety.

Kobieta została sama, ciężko chora leży w łóżku. Nie zostawiła jej tylko Annina. Violetta nie może chodzić, jest bardzo słaba, śpiewa z trudem. Oczekuje przyjścia Alfreda, który ma prosić o wybaczenie. Gdy tylko staje w drzwiach, kobieta nabiera życia, wstaje z łóżka, przyjmuje jego przeprosiny, śpiewa wesołe arie, uśmiecha się, upadając jednak co chwilę. Podczas jednego z takich napadów radości – podbiega do krawędzi sceny, by „wykrzyczeć", jak bardzo go kocha. Biegnie z powrotem, by wpaść mu w ramiona, jednak w trakcie... umiera.

Spektakl ten nie jest szczególnie widowiskowy. Na scenie zostają ustawione jedynie wielkie ściany, przez które przechodzą bohaterowie, oraz sofa. Wszystko zachowane jest w bardzo stonowanej, szaro-czarnej kolorystyce. Na balu wprawdzie wszyscy są poprzebierani w bogate, kolorowe stroje, jednak raczej nie zwracają one szczególnej uwagi widza. Spektakl ten jest bardzo emocjonalny, największą rolę odgrywają tutaj właśnie emocje, mimika twarzy aktorów, słowa rozpaczliwych arii a także dramatyczna muzyka. Godne uznania są możliwości wokalne bohaterów, którzy samą swoją techniką i umiejętnościami wykreowali całą emocjonalną warstwę tego spektaklu (a warto wspomnieć, że Traviata nie jest operetką, więc przekaz budowany jest tylko za pomocą śpiewu). Niemniej ważnym elementem była również muzyka, która wprawdzie podczas przedstawienia nie była szczególnie zauważalna, jednak bardzo pomocna w budowaniu tego napięcia, podkreślając i akcentując ważne momenty w życiu Violetty i Alfreda. Dodatkowo dość istotnym elementem było światło, które wspierało napięcie i zaznaczało ważne momenty w sztuce.

Końcowa scena na pewno pozostanie mi na długo w pamięci. Niektórym widzom na pewno zakręciła się niejedna łezka w oku. Mnie również. Nawet teraz, kiedy o tym piszę.

Artur Kozendra
Dziennik Teatralny Kraków
20 marca 2020
Portrety
Krzysztof Nazar

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia