Traviata zamieszkała w Teatrze Muzycznym w Lublinie

"Traviata" - komp. Giuseppe Verdi - reż. Waldemar Zawodziński - Teatr Muzyczny w Lublinie

Od wznowienia „Traviaty" Giuseppe Verdiego w Teatrze Muzycznym w Lublinie 25 lutego 2023 roku – po 9-letniej przerwie – spektakl jest grany przy kompletach widowni. Na kwietniowe przedstawienia nie ma już biletów, więc zaplanowano kolejne na maj i czerwiec. Jak zapowiedziała dyrektor Kamila Lendzion, opera wróciła na dobre na lubelską scenę. Tym bardziej, że od kilku tygodni jest tam na etacie jedna z najlepszych polskich sopranistek, Edyta Piasecka.

Mam nadzieję, że nie jest to chwilowa moda i ciekaw jestem, jaki będzie kolejny operowy tytuł w Teatrze Muzycznym. Czy zostanie również wznowiony „Czarodziejski flet" Mozarta, wyreżyserowany przez Marię Sartovą?

Premiera „Traviaty" w reżyserii i scenografii Waldemara Zawodzińskiego odbyła się w formie megawidowiska w listopadzie 2008 roku, w hali sportowo-widowiskowej Globus. Edyta Piasecka po raz pierwszy wystąpiła w tym spektaklu w 2014 roku. Oglądana przeze mnie podczas tegorocznego wznowienia 25 lutego, stworzyła na scenie Teatru Muzycznego w Lublinie kreację, która stała się wydarzeniem artystycznym wysokiej klasy. Ma w sobie wszystko, co powinna posiadać artystka kreująca tę partię: znakomity sopran, urodę i talent aktorski. Nie można oderwać od niej wzroku. W I akcie solistka musi popisać się koloraturą, w drugim jej głos ma być liryczny, a w trzecim – dramatyczny, dlatego niewiele śpiewaczek radzi sobie z całą partią. Tutaj efekt był idealny. Próby wznowieniowe trwały prawie dwa miesiące, a z solistami, baletem i chórem intensywnie pracowała także wybitna choreograf Janina Niesobska.

Powstało przedstawienie dopracowane w każdym szczególe od strony reżyserii, choreografii i ruchu scenicznego. Zawodziński w tandemie z Niesobską realizują spektakle muzyczne, wnikając głęboko w strukturę dzieła od strony muzycznej i literackiej. Dbają o to, aby artyści nie snuli się na scenie od prawej do lewej kulisy. Każde działanie musi być uzasadnione. Emocje w śpiewakach i zespole przenoszą się wtedy na widownię i jest szansa na prawdziwe przeżycie. Mam nadzieję, że będę mógł zobaczyć niedługo ich kolejną premierę – może w Lublinie? Warto również zwrócić uwagę na ciekawe kostiumy zaprojektowane przez Izabelę Stronias. Natomiast światło zostało sfunkcjonalizowane w poszczególnych obrazach poprzez symboliczne użycie barw.

Libretto Francesca Marii Piavego zostało napisane na podstawie „Damy kameliowej" Aleksandra Dumasa syna. Na naszych oczach w pierwszym akcie „Traviaty" Violetta Valéry rozkwita jak piękny biały kwiat, który podarowała Alfredowi mówiąc, aby spotkał się z nią znowu, gdy kwiat zwiędnie, czyli... jutro. Jest ciężko chora i nie wie, ile czasu jej jeszcze zostało. Kobieta waży na szali, czy powinna zerwać z dotychczasowym życiem i wybrać tego jedynego mężczyznę. Na naszych oczach bogata kurtyzana, kpiąca sobie z miłości Violetta (Edyta Piasecka) zakochuje się w Alfredzie (Pawle Skałubie). Gdy można wyczuć, że Alfred jest nią oczarowany i zakochuje się w niej od pierwszego wejrzenia, Gaston de Letorières (Jakub Gąska) łączy ich z sobą na środku sceny, po czym owija ich dłonie białym szalem jak ksiądz stułą podczas kościelnego ślubu. Jest to żart, ale równocześnie odczytanie intencji obojga zakochanych, którzy chcieliby pewnie spędzić z sobą resztę życia. Ich miłość jest czysta jak biel i bezinteresowna. Oboje nie mogą żyć bez siebie, mimo iż początkowo ona tę miłość odrzuca. Widać różową poświatę, a róż – to kolor miłości i czułości.

Violetta zostaje obsypana czerwonymi płatkami róż, co daje niesamowity efekt. Ten kolor na białej sukni Violetty sprawia, że nasuwają się rozmaite skojarzenia. Po pierwsze, czerwień – to silna barwa, symbolizująca miłość, namiętność, witalność, krew i ogień, ale także uwodzenie i niemoralność. Nieprzypadkowo miejsca rozpusty bywają nazywane dzielnicami czerwonych latarni. Violetta jednak nie jest prostytutką, lecz elegancką, bogatą kurtyzaną, posiadającą swojego protektora w osobie barona Duphol (Patryka Pawlaka; nazwisko wymawiamy po francusku: düfol). Hetery znane w starożytnej Grecji, były szanowane przez mężczyzn i miały swobodę działania. Zdarzało się, że traktowano je lepiej od żon, a na pewno lepiej od konkubin. Hetery czyli „towarzyszki mężczyzn" były nie tylko piękne i zdolne do cielesnej miłości, ale także bystre i inteligentne. Uczyły się w specjalnych akademiach, aby znać się na sztukach pięknych, literaturze, filozofii oraz retoryce. Uczyły się również tańca, śpiewu, a także sztuki miłości cielesnej i uwodzenia. Bogaci mężczyźni zabiegali więc o to, aby być z heterą, ale nie mogli jej mieć, ponieważ ona była wolną kobietą i sama decydowała, z kim i jak długo chce być. Podobnie jest z Violettą, której żaden mężczyzna nie może uprzedmiotowić. To ona jest podmiotem pożądania. Natomiast ojciec Alfreda, Giorgio Germont (Zbigniew Macias) dbający o interesy własnej rodziny, wprowadził w jej życiu zamęt i doprowadził do jej psychicznej degradacji.

W pierwszej odsłonie drugiego aktu jesteśmy w wiejskiej posiadłości Violetty (choć scena się nie zmienia, są tylko dołożone białe fotele). Zmieniają się kolory. Na białym horyzoncie zawisło czerwono-różowe słońce, symbolizujące energię i moc. Początek drugiego aktu daje Violetcie złudzenie szczęścia. Zakochana kobieta patrzy na świat przez różowe okulary. Może to symbolizuje kula świetlna. Natomiast po bokach rozlewa się fioletowa-niebieska poświata. Fiolet był kiedyś zastrzeżony dla władz świeckich (np. chińskiego cesarza, egipskiej Kleopatry) i kościelnych (kardynałów), łączył się z symboliką męki i śmierci Chrystusa (okres Wielkiego Postu), a także z duchowością i tajemniczością. Natomiast jasny odcień, uzyskany na lubelskiej scenie, wiąże się ze zmysłowością i kobiecością. Pojawia się też barwa niebieska, symbolizująca wierność i spokój.

Waldemar Zawodziński razem z Janiną Niesobską od początku spektaklu sugerują nam, że nie będzie tu przedstawione realistyczno-psychologiczne następstwo wydarzeń. Gdy kurtyna odsłania scenę, pojawia się na niej Gaston de Letorieres (Jakub Gąska) jak Mistrz Ceremonii, wyginający swoje ciało w nienaturalny sposób i wykonujący gest przywoływania. Na jego znak wchodzą z różnych stron goście, którzy przybyli na bal. Zgodnie z librettem w pierwszym akcie i drugiej odsłonie drugiego aktu soliści, chór i balet – uczestnicy balu – opuszczają scenę, aby oddać ją pod panowanie głównych bohaterów, którzy mają odegrać przed nami sceny kameralne. Tutaj jednak wszyscy podsłuchują. Stają nagle jak posągi i muszą w tych – czasem bardzo niewygodnych pozach – wytrwać przez kilka minut. Uzyskany został dzięki temu podwójny efekt. Po pierwsze – można odnieść wrażenie, że tłum podsłuchuje to, co rozgrywa się między głównymi bohaterami dramatu. Po drugie – scena zapełniona ludźmi zwykle wygląda lepiej niż pusta, tym bardziej, że scenografia Waldemara Zawodzińskiego jest wyjątkowo umowna (biała podłoga, białe schody na środku, dwa białe filary po bokach, biały horyzont i białe kulisy, do tego w drugim i trzecim akcie białe fotele, stół, okrągły podest – scenka). Świetny efekt tworzą czarno-białe suknie pań w drugim akcie, podczas przyjęcia u Flory Bervoix. Na ich spódnicach są wydrukowane posągi nagich kobiet. Gdy stają w bezruchu na różnych poziomach sceny, ten zwielokrotniony posąg robi duże wrażenie. Zastygający w pozach tłum nawiązuje do popularnej w XIX wieku tradycji „tableaux vivant" czyli żywych obrazów.

Waldemar Zawodziński i Janina Niesobska realizują widowiska teatralne w sposób, które nie mogą pozostawić odbiorcy obojętnym. Natomiast wartość muzyczna dzieła nie podlega dyskusji. Powszechnie wiadomo, że „Traviata" („la traviata" czyli zbłąkana, osoba, która się pogubiła) Verdiego jest jedną z najsłynniejszych i najwspanialszych oper w historii muzyki. Śpiewany w pierwszym akcie toast „Libiamo, libiamo" (Więc pijmy na chwałę miłości) w szampańsko-karnawałowym nastroju zostaje zderzony ze złym samopoczuciem Violetty, która chwilami traci siły i jest bliska omdlenia. Zabawnie wyglądają baletnice ubrane w dessous. Widać ich majtki i podwiązki podtrzymujące pończochy. Zamiast spódnic mają białe usztywnione koła z przezroczystymi halkami. Duet z Alfredem o szczęściu („Un di felice, eterea") sprawia, że Violetcie wraca energia życiowa. Edyta Piasecka idealnie wciela się w kobietę, która początkowo próbuje odrzucić od siebie miłość („Sempre libera" – zawsze wolna), ale w końcu jej ulega, czyli w pewnym sensie zostaje zniewolona.

Gdy kochankowie przenoszą się do willi pod Paryżem, Alfred szczęśliwy śpiewa arię „De'miel bollenti spiriti". Paweł Skałuba zaśpiewał ją lekko, w radosnym nastroju. Zbigniew Macias wyraziście stworzył postać zdecydowanego, dość ostrego w zachowaniu ojca Alfreda, który chcąc bronić dobrej opinii o rodzinie, nakłonił Violettę do opuszczenia ukochanego. Gdy natomiast po wyjeździe Violetty pocieszał syna i próbował skłonić go do powrotu do rodziny, jego głos miał w sobie delikatność. Artysta powrócił po latach do tej partii, ponieważ w 2008 roku śpiewał w Lublinie podczas premiery.

Znakomicie wypadła maskarada. Bal odbywa się u przyjaciółki Violetty – Flory Bervoix, w którą wspaniale wcieliła się znakomita wokalnie i aktorsko, pełna wdzięku i piękna Dorota Szostak-Gąska. Balet przebrany za Cyganów i matadorów zrobił niesamowite wrażenie i otrzymał zasłużone potężne brawa. Sprawdził się również pomysł z centralnym ustawieniem okrągłej estrady, na której rozgrywa się część inscenizowanego tańca. Później ta mała scena zamienia się w miejsce do gry w karty. Alfred wygrywa ogromną kwotę, ale jest pijany i oszalały z zazdrości o Violettę. Gdy ukochana kobieta mówi mu prosto w twarz, że kocha nie jego, lecz barona Duphol, wściekły Alfred rzuca w nią wszystkie wygrane pieniądze, płacąc jej za czas spędzony razem. I tu znowu reżyser zastosował pomysł polegający na zastygnięciu jak posąg. Edyta Piasecka, która przysiadła na skraju estrady, nieruchomieje. Wszyscy wokół chodzą, krzyczą, Flora opluwa Alfreda, a Violetta pozostaje długo bez ruchu. Uwaga widza zostaje więc skupiona na postaci publicznie upokorzonej kobiety, która na to nie zasłużyła. Nawet Giorgio Germont staje w jej obronie.

Czerń to symbol ciemności, smutku, żałoby, grzechu i śmierci. Symbolika czerni, bieli i czerwieni pojawia się w drugiej odsłonie drugiego aktu, kiedy damy na przyjęciu mają czarno-białe suknie. To eleganckie połączenie barw zostaje zderzone z prowokacyjnym nadrukiem na spódnicach. Artystki baletu tańczą flamenco w pięknych czerwonych sukniach z zawijanymi, falbaniastymi spódnicami, podczas gdy towarzyszący im mężczyźni są ubrani na czarno, ze specjalnymi spódnicami, przywiązanymi do spodni, co daje niezwykły efekt podczas tańca, przypominający lot w powietrzu. Czerwień u tancerek symbolizuje erotyzm, pasję, ogień, podczas gdy czerń u mężczyzn kojarzy się z hiszpańskimi bykami, siłą i tajemnicą.

Trzeci akt należy już właściwie wyłącznie do Violetty. Edyta Piasecka z niezwykłą subtelnością zbudowała obraz kobiety samotnej, cierpiącej i nie znajdującej ukojenia w bólu oraz przeczuwającej własną śmierć („Addio, del passato"). Violetta jest chora, jej organizm powoli gaśnie. Dochodzi do tego druga choroba – miłości. Dwie – to o jedną za dużo. Usycha z tęsknoty za Alfredem, przez którego została publicznie poniżona na skutek intrygi jego ojca. Cóż z tego, że Giorgio Germont napisał do niej list, w którym tłumaczy, że zrozumiał swój błąd. Violetta zwija i mnie list w dłoni, po czym rzuca go ze złością, krzycząc: „Za późno!". Piasecka śpiewała idealnie, jakby muzyka płynęła z jej ust tak naturalnie jak oddech. Reżyser zbudował nawet mniejsze role tak, aby zadania aktorskie psychologicznie uwiarygadniały ich zachowania. Tacy są: Grzegorz Pazik jako Doktor Grenvil, przeczuwający nieuchronną śmierć Violetty, Patrycjusz Sokołowski jako Marquiz d'Obigny, Paweł Stanisław Wrona jako pełen niepokoju służący Giuseppe oraz Jarosław Cisowski – Posłaniec. O wysoki poziom baletu zadbał Roman Kamiński, a chór przygotował solidnie Grzegorz Pecka. Dyrygował sprawnie Vincent Kozlovsky, więc orkiestra pod jego ręką grała równo i precyzyjnie, wydobywając różne niuanse z niełatwej partytury.

W finale spektaklu umierająca Violetta jest w delikatnej biało-seledynowej koszuli nocnej. Przeczuwa kres życia. Nagle wpada tłum w czarno-białych strojach i czarnych maskach, śpiewając pieśń z karnawałowej maskarady. Te postaci są jak fragment koszmarnego snu Violetty. Przypominają złowrogie czarne ptaki, wieszczące nieszczęście. Ich radość zderzona z tragizmem człowieka na granicy śmierci, staje się groteskowa. Gdy pojawia się Alfred, Violetta chce żyć i wyjechać z nim z Paryża, aby z powrotem prowadzić sielskie życie na prowincji. Jest już jednak za późno. Annina (Agnieszka Piekaroś-Padzińska) pomaga jej założyć czerwoną suknię, ale kobieta jest już zbyt słaba i umiera w ramionach ukochanego. Czerwień porzuconej sukni jest jak wielka plama krwi po człowieku, z którego uszło życie.

W drugiej obsadzie w partii Violetty występuje Karina Skrzeszewska, a do roli Afreda przypisani są: Sławomir Naborczyk, Pavlo Tolstoy i Oleg Lanovyi (solista Lwowskiej Opery Narodowej). W Giorgia Germonta wcielają się: Leszek Skrla i Grzegorz Pazik. Dyrektor Kamila Lendzion odebrała 11 lutego tytuł Ambasadora Województwa Lubelskiego, przyznany teatrowi z okazji 75-lecia tej zasłużonej sceny, a wcześniej – brązowy medal „Zasłużony Kulturze Gloria Artis". Kolejnej premiery należy spodziewać się jesienią. Będzie to hit musicalowy „Jesus Christ Superstar" Webbera w reżyserii Tomasza Mana. Na razie więc jest grany bogaty repertuar bieżący teatru. Od marca do czerwca można na lubelskiej scenie zobaczyć oprócz „Traviaty": operetki („Księżniczka czardasza", „Kraina uśmiechu", „Zemsta nietoperza", „Baron cygański"), musicale („Skrzypek na dachu", „Phantom"), bajki muzyczne („Pinokio", „O krasnoludkach i sierotce Marysi", „Kot w butach"), balet „Królewna Śnieżka" oraz koncerty. Repertuar jest na tyle urozmaicony, że warto wybrać się na wycieczkę do Lublina, zarezerwować bilety i spędzić kilka godzin w Teatrze Muzycznym.

Krzysztof Korwin-Piotrowski
Dziennik Teatralny
14 marca 2023

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia