Trędowaci naszych czasów

"Trędowata. Melodramat" - reż. Wojciech Faruga - Teatr Polski im. Hieronima Konieczki w Bydgoszczy.

W sztuce "Trędowata. Melodramat" Wojciecha Farugi miłość zostaje wplątana w sieć nieszczęśliwych i powierzchownych relacji. Niektórzy zadowolenie i satysfakcję znajdują w poniżaniu zakochanych, mimo że sami pragną być kochani.

Spektakl początkowo bawi. Potem jednak skrzywienie większości bohaterów przestaje śmieszyć, a zaczyna uwierać. Pod płaszczykiem ich grzeczności i kurtuazji chowa się cała sterta przywar: fanatyzm, fobie, dewiacje. Nad rozsądkiem górę biorą fanaberie i przekonanie o własnej wyższości. Nie ma tu miejsca na szczerą czułość, a zachowania nieraz bardziej przypominają zwierzęce niż ludzkie. Zresztą, gdyby się przyjrzeć: na scenie można dostrzec psy, kotka, a nawet ćmę.

Stefania Rudecka (Małgorzata Witkowska) - dojrzała kobieta, która związuje się z młodszym i wyższym od siebie statusem Waldemarem, to niejedyna trędowata w spektaklu. Melania, nad którą niby to z nadopiekuńczości znęca się psychicznie jej ojciec hrabia Barski; służąca Alona, która chcąc nie chcąc, spełnia potrzeby hrabiego Trestki, gdy tylko brakuje mu żony. Wydawałoby się, że wszystkie relacje pomiędzy bohaterami są z jakichś względów nieszczęśliwe i tragiczne.

Autorom sztuki udało się w przekonywający sposób zestawić przeszłość z teraźniejszością i pokazać, że dziś natura ludzka niewiele się różni od tej ukazanej w powieści Mniszkówny. Na podziw zasługuje zwłaszcza scenografia oraz kostiumy (Agata Skwarczyńska), które wprowadziły ducha tamtej epoki, pozwalając na chwilowe przeniesienie się w czasie. Suknie, gorsety i zabawny, jak na dzisiejsze standardy, krój bielizny - to wszystko nadawało sztuce charakteru. Podobnie scenografia wielkiej sceny, na której raz po raz zmieniało się ustawienie mebli czy z nieba spadały buty. Ciekawym rozwiązaniem było też wejście w podłodze, z którego wyłaniał się Przybysz.

Estetyka przełomu dziewiętnastego i dwudziestego wieku została przełamana dzięki wpleceniu współczesnych motywów. Pojawiają się elementy baśniowe, sceny grozy, nawiązania do kultury popularnej. Krótkie chwile szczęścia Stefanii i Waldemara niekiedy atakują kiczem, dzięki czemu widz przypomina sobie, że nadal siedzi w fotelu. Widać zabawę różnymi konwencjami, po których widz może skakać wraz z twórcami.

"Trędowata" ma też swój własny rytm. Co prawda zmienny i urywany, ale wyczuwalny. Sztuka pełna jest różnych dźwięków i odgłosów. Ciągle coś szczeka, drga, szura, skamle, świszcze i jęczy. Wzruszająco i komicznie zarazem wybrzmiewa pieśń "Precz z moich oczu" Chopina, śpiewana i celowo fałszowana przez Waldemara (w tej roli znakomity Piotr Domalewski). Innym razem słychać walca.

Na uwagę zasługuje poza tym rola Idalii Elzonowskiej, którą gra Alicja Mozga. Aktorka w ciekawy sposób ukazała obie twarze hrabiny. Z jednej strony, jej wypaczoną naturę, z drugiej - rozpaczliwą i niemożliwą do spełnienia potrzebę bycia kochaną. Sposób, w jaki wypowiadała swoje kwestie z przesadną akcentacją, podkreślał płynącą w żyłach jej bohaterki błękitną krew.

Im bliżej końca spektaklu, tym mocniej widać, że od szykan i obelg nie da się uciec. Pętla społecznych powiązań zaciska się ostatecznie na szyi Stefanii, powodując jej przedwczesną śmierć w dniu planowanego ślubu z Waldemarem. Powieść Mniszkówny została zestawiona z dzisiejszymi realiami w sposób intrygujący, jednak w moim odczuciu trochę za dużo było w tym nawiązań do cielesnych uciech.

Kurtyna zapada. I co się okazuje? Ludzkie namiętności - nienawiść i na drugim biegunie - miłość - w zasadzie niewiele się zmieniły. Przynajmniej w takim melodramatycznym ujęciu.

Joanna Kloska
bydgoszczinaczej.pl
10 maja 2014

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...