Trudne i dziwne życie żony geniusza

"Clarissima" - reż. Tomasz Cyz - Teatr im. Stanisława Ignacego Witkiewicza w Zakopanem

Sztuka Justyny Bargielskiej "Clarissima" w reż. Tomasza Cyza, pokazana premierowo w ramach festiwalu "Muzyka na Szczytach", jest nachalnie feministyczna i spłyca historię małżeństwa wybitnych muzyków - Clary i Roberta Schumanów.

Festiwal "Muzyka na Szczytach" kolejny już raz poprowadził swych słuchaczy w kierunku specyficznej formy widowiska teatralno-muzycznego (w zeszłym roku zobaczyliśmy brawurową "Sonatę Kreutzerowska" w wykonaniu Andrzeja Chyry, z towarzyszeniem grających na żywo muzyków - Jose Gallardo i Janusza Wawrowskiego).

W niedzielę 14 września w Teatrze Witkacego (i znów w reżyserii stającego się już chyba specjalistą od takiej formy Tomasza Cyza) mogliśmy zobaczyć przedstawienie wg Justyny Bargielskiej pod tytułem "Clarissima", w którym wystąpili aktorka Aleksandra Justa i pianista Marek Bracha.

Tematem jej sztuki jest trudne i dziwne życie Clary Schumann z domu Wieck - dziś pamiętanej głównie jako żona jednego z najwybitniejszych twórców dojrzałego romantyzmu Roberta Schumanna. W tamtych jednak czasach znanej przede wszystkim jako wirtuoz fortepianu, jako jedna z pierwszych sławnych na całą Europę kobiet-pianistek.

Przedstawiony przez Aleksandrę Justę monolog, biorąc pod uwagę naprawdę niezwykły temat, rozczarowuje. Życie Clary u boku Schumanna było pasmem kompromisów i wyrzeczeń. W punkcie wyjścia ich małżeństwa była ona o wiele sławniejsza od męża, stawiającego dopiero pierwsze kroki w kompozycji, próbującego stworzenia stylu, który dał mu później zasłużenie tytuł jednego z najwybitniejszych romantyków.

Sztuka Bargielskiej (poza mankamentami tak oczywistymi, jak choćby pewne "przegadanie" i przesadzona z pewnością długość spektaklu) zdaje się być zbyt współczesna, ujmuje problemy ludzi XIX wieku z perspektywy naszych, zupełnie innych czasów i wydaje się momentami być wręcz nachalnie "feministyczna".

Widzimy oto kobietę, która od pierwszych do ostatnich minut spektaklu, przez cały niemal czas skarży się, że musi płacić rachunki za pobyt męża w szpitalu psychiatrycznym (Schumann po nieudanej próbie samobójczej - próbował utopić się w Renie - został umieszczony w szpitalu, gdzie spędził ostatnie 2 lata życia i gdzie zmarł w wieku lat 46). Narzeka, że musiała w znacznej mierze ograniczyć swoje podróże koncertowe ze względu na konieczność opieki nad cierpiącym na "psychotyczną melancholię" mężem, domem i dziećmi (a mieli ich Schumannowie aż ośmioro w ciągu zaledwie 14 lat małżeństwa).

Skarży się wreszcie na rzecz bolesną chyba najbardziej - otóż w połowie XIX wieku niewiele było jeszcze komponujących kobiet - uwielbiano je i oddawano im hołd jako "muzom", dopuszczano nawet to, że mogą być lepszymi wirtuozami od mężczyzn, jednak kompozycja była trochę poza zasięgiem ich możliwości. Sam zresztą Robert Schumann, z którego listów i notatek jasno wynika, że zdawał sobie sprawę z wdzięczności, którą winien był żonie, pisał: "Żona to przecież znacznie więcej niż artystka", a o jej twórczości (a napisała całkiem sporo swojej własnej muzyki) mówił "Frauenzimmerarbeit", czyli "kobiece robótki".

Ktoś jednak, kto wyszedłby ze spektaklu w Teatrze Witkacego nie wiedząc więcej na temat jej dalszej drogi, mógłby mieć wrażenie, że życie Clary Wieck-Schumann, prócz tego, że trudne i niewątpliwie tragiczne, było również nieudane - a tak nie było. Owszem, Robert Schumann jest w gronie kilku kompozytorów, którzy zmienili kształt sztuki dźwięku w swoich czasach, twórcą olbrzymiej liczby przełomowych dzień fortepianowych, symfonicznych i może najważniejszym, wzorcowym twórcą niemieckiej pieśni romantycznej.

Oddanie i walka Clary o właściwą ocenę twórczości zmarłego już męża (po śmierci Schumanna była niestrudzoną propagatorką jego dzieł, przemierzała całą Europę z koncertami jego utworów, które nie zawsze były dobrze przyjmowane). Jednak jej życie nazwać można z pewnością heroicznym - przeżyła męża aż o 40 lat, przyczyniła się do ugruntowania jego pozycji jako jednego z największych kompozytorów swoich czasów, a oprócz tego spowodowała, że szeroka europejska publiczność poznała i doceniła twórczość ucznia i przyjaciela Schumanna - Johannesa Brahmsa, który był w Clarze ponoć przez całe życie (platonicznie) zakochany, ale to już temat na zupełnie inną sztukę.

Piotr Grzesik
Tygodnik Podhalański
23 września 2014

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia