Trudne początki

"Biesy" - reż. Karolina Kirsz - Państwowa Wyższa Szkoła Teatralna im. Ludwika Solskiego w Krakowie Filia we Wrocławiu - Teatr PWST

Na Festiwalu Szkół Teatralnych przywykliśmy do oglądania inscenizacji wielkich dzieł literatury rosyjskiej. Zarówno dramaty, jak i adaptacje powieści zdają się stanowić dobry materiał do stworzenia pełnokrwistych postaci. Nie zapominajmy, że jedna z tradycyjnych technik aktorskich nauczanych w Polsce (nie twierdzę, że to źle!) wywodzi się z koncepcji Konstantego Stanisławskiego. Jej podstawą jest tekst literacki, którego bohaterowie przeżywają wielkie namiętności, posiadają bogate życie wewnętrzne, a ich przeszłości możemy się domyślać. Nic zatem dziwnego, że dyplomantom wrocławskiej PWST przyszło zmierzyć się z Biesami Fiodora Dostojewskiego.

Kilkusetstronicowa powieść wymagała zdecydowanych cięć przy adaptacji scenicznej. Widzom, którzy nie znają wielowątkowej fabuły, może być trudno zorientować się we wszystkich powiązaniach między postaciami i wydarzeniami. Dlatego bardzo długo Kiryłow (Michał Surówka) wydaje się być postacią przeniesioną z jakiejś innej czasoprzestrzeni. Z kolei pokazanie w dosłowny sposób niejednoznaczności Stawrogina przez podwojenie jego postaci na scenie (Maciej Piasny i Sebastian Węgrzyn) wydaje się schematyczne. Takich reżyserskich rozwiązań i operowania symbolami mamy więcej, powstaje dziwna stylistyczna mozaika. Gdy już przyzwyczaimy się do konwencji niespiesznego realizmu, w który najciekawiej wpisują się postaci Lebiadkina (Peter Jakubow) i jego siostry Marii (Izabela Baran), oglądamy sceny symboliczne, jak scena śmierci Lizawiety Nikołajewny (Dominika Majewska) – dramatyczna, świetna zarówno w zamyśle choreograficznym, jak i w wykonaniu. Niestety, wydaje się, że nie pasuje ona do reszty spektaklu. Podobnie inny obraz, również z drugiej części przedstawienia – tłum wykrzykujący rewolucyjne hasła. To tłum w większości uśmierconych już bohaterów, który wręcz ryczy wulgaryzmy. Tylko postaci martwych kobiet są nieme – czyżby to sugestia, że są milczącymi ofiarami rewolucyjnego wrzenia? Za chwilę wchodzi skupiona i odrealniona Matriosza (dobra, niemal niema rola Aleksandry Matlingiewicz) – ofiara Stawrogina. Trudno odczytać te zmiany stylu.

Nie wiadomo, gdzie i kiedy rozgrywa się akcja. Na scenie krzesła z Ikei, czarno-biała podłoga i prawdziwy samowar na stylowym stoliku. Kostiumy aktorów po części współ-czesne, po części stylizowane na drugą połowę XIX wieku. Wszystko utrzymane w neutralnych tonacjach: białe, szare i czarne plamy zdają się wciąż majaczyć w obłokach dymu.

Jeśli widz czuje się zagubiony, to znaczy, że intencje reżyserki nie są w pełni czytelne. Ważne jest jednak takie opracowanie tekstu Dostojewskiego przez Karolinę Kirsz, które pozwala każdej z szesnastu osób na scenie na zaprezentowanie się widzom, co jest przecież podstawowym zadaniem przedstawienia dyplomowego.

Maria Janus
Tupot
19 maja 2016

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia