Trurl w operze

"Cyberiada" - reż. Ran Arthur Braun - Teatr Wielki im. S. Moniuszki w Poznaniu

Teatr Wielki w Poznaniu uczcił siedemdziesiątą rocznicę urodzin Krzysztofa Meyera w sposób szczególny: wystawił "Cyberiadę", operę skomponowaną przez jubilata w 1970 roku, nagrodzoną na konkursie kompozytorskim w Monako i wykonaną po raz pierwszy w Wuppertalu (1986).

W Polsce utwór doczekał się właśnie prapremiery. Telewizja Polska wyemitowała przed laty pierwszy akt, ale nagranie zniszczono.

Wielu mogło się zastanawiać, jak zabrzmi opera stworzona ponad czterdzieści lat temu. A co jeszcze bardziej istotne, czy i na ile sprawdzi się w teatrze operowym pisarstwo Stanisława Lema - pełne wybujałej fantazji, inwencji słowotwórczej i abstrakcyjnego, erudycyjnego poczucia humoru. "Cyberiada" Meyera opiera się na motywach "Bajki o trzech maszynach opowiadających króla Genialona" oraz "Przyjaciela Automateusza". Trzy opowieści snute przez maszyny Trurla składają się na trzyaktowy spektakl. Na potrzeby opery trzeba było jednak dokonać kilku zmian. Król Genialon przeistoczył się w Królową Genialinę, żeby stworzyć rolę dla śpiewaczki. Trurl ze względów wokalnych został przemianowany na Trulla, Klapaucjusz nie pojawił się w ogóle. Najbardziej zwarty i zajmujący pod względem akcji okazał się akt pierwszy, poświęcony zawiłej historii Króla Mandryliona, jego poddanych Wielowców oraz Doskonałego Doradcy sporządzonego przez Trulla. Akt drugi opowiadał historię o lubieżnym królu Rozporyku, w której senne obrazy zmieniają się szybko i swobodnie. Akt trzeci, czyli filozoficzna opowieść o reakcji łańcuchowej oraz o Auto-mateuszu i Wuchu, jest najbardziej abstrakcyjny, statyczny i rozciągnięty w czasie.

Opera Meyera to hybryda sceniczna, w której znalazło się miejsce nie tylko dla orkiestry i śpiewaków, ale też aktorów i tancerzy. Wzmacnia to wrażenie różnorodności, a przede wszystkim daje możliwość scenicznego popisu i efektów teatralnych. Partia aktora występującego w roli Doradcy Doskonałego kojarzy się z przejaskrawioną konwencją słuchowisk radiowych dla dzieci; głos, na przemian piskliwy i tubalny, przechodzi czasem w nerwowe parskanie, śmiech albo bełkot. Sceny akrobatyczno-taneczne uzupełniają inscenizację urokliwymi intermezzami.

Już w pierwszych taktach wychodzą na jaw umiejętności instrumentacyjne Meyera, które z czasem stały się jedną z ważniejszych cech jego twórczości. Każda grupa instrumentów ma charakterystyczne brzmienie, każda jest używana nieco przewrotnie. Dęte często brzmią wyraziście, krzykliwie i komicznie, czasem wykonują uroczyste fanfary, kiedy indziej grają złowrogo w niskich rejestrach. Smyczki przynoszą na ogół nostalgię i melancholię. Bogate, czasem hałaśliwe dźwięki perkusji tworzą fantazyjną, a zarazem żartobliwą atmosferę. O kluczowej roli perkusji świadczy choćby fakt, że rozstawiono ją w kilku grupach na scenie. Oprócz instrumentów tradycyjnych Meyer uwzględnił w niej m.in. terkotkę, klekotkę, klawesy i lastrę. Ich połysk i metaliczna barwa bardzo dobrze wtapiają się w atmosferę spektaklu. Śpiew przybiera rozmaitą postać - od melorecytacji, a nawet mowy, po bardziej melodyjne frazy, nawiązujące niekiedy do konwencji operowej. Jak zawsze w muzyce Meyera, w "Cyberiadzie" dają o sobie znać pamięć i erudycja muzyczna. Choć niektóre cechy prozy Lema udało się przenieść do opery w ograniczonym stopniu, swobodna żonglerka skojarzeniami muzycznymi komponuje się znakomicie z Lemowskim erudycyjnym poczuciem humoru. Nawiązania do awangardy muzycznej (aleatoryzmu, sonoryzmu, punktualizmu) przeplatają się z najrozmaitszymi stylizacjami, sięgającymi do muzyki dawnej, a nawet rozrywkowej. Częstym zabiegiem są stylizacje taneczne. Kanciaste Wielowce wkraczają na scenę w rytmie marsza, a ich niezgrabny taniec w dalszej części opowiadania zdaje się parodią ze Strawińskiego. Jazzowe elementy czułego tańca Mandryliona z nadmuchanym Doradcą wzmacniają groteskowość sytuacji, śpiew króla o morderczych planach wobec Wielowców przypomina operową arię miłosną. Archaizacje średniowieczno-renesansowe pojawiają się w rycerskiej opowieści o Rozporyku, w której chór skanduje kolejne tytuły snów, a przenikliwe brzmienie solowych instrumentów dętych przywodzi na myśl szałamaję. W scenie baletowej pobrzmiewają fletowe arabeski w stylu Debussy'ego, w końcowej opowieści o Wuchu - symfonika Wagnera. Poza tym muzyka stanowi zazwyczaj ciągłą tkankę kontrapunktyczną, w której głosy i instrumenty prowadzą ze sobą krótkie dialogi lub dyskretnie się uzupełniają.

Inscenizacja Rana Arthura Brauna skłania się raczej w stronę zabawy, tęsknoty za starymi filmami i słuchowiskami z pogranicza bajki i science-fiction: za światem robotów, kosmonautów i szalonych konstruktorów. Ta nieco popularna konwencja z jednej strony odziera utwór z wyrafinowania, z drugiej czyni go dość przystępnym dla dzisiejszego odbiorcy. Bajki są tu bardziej bajkami niż przypowieściami. W głębi sceny znajduje się podest, na którym umieszczono dwie grupy perkusji. Ważną rolę odgrywa gra świateł i kolorów. Przestrzeń wykorzystano w pełni. Maszyny opowiadające przybrały postać wielkich białych głów spuszczanych z góry sceny. Z boków zsuwali się dodatkowi nadmuchani doradcy. Na początku trzeciego aktu królowa i kosmonauta pojawili się nawet w bocznych lożach.

Braun skutecznie tworzy wrażenie lekkości. Już na początku opery Truli wbiega na scenę z wielką gumową piłką, podobne piłki, choć już w innych kolorach, pojawiają się w opowieści o Rozporyku. W głębi sceny zaczepiony na linie kosmonauta kołysze się na tle niebiesko oświetlonej ściany. Doradca Doskonały jest nadmuchanym gumowym człowieczkiem. Morze w opowieści o Wuchu symbolizują nadmuchane ryby. W historii o Rozporyku pojawiają się nawet czerwone baloniki opadające między rzędy publiczności. Dodatkową iluzję przestrzeni wywołują akrobacje tancerzy na kolorowych szarfach.

Kostiumy przywodzą na myśl motywy bajkowe bądź historyczne, ale także geometryczną abstrakcję. Ozdobny kołnierz Madryliona przypomina tyleż insygnium władzy, co owadzie czułki, korona Genialiny ma kształt walca. Wielowce są ubrane w kolorowe kartony i trójkątne czapeczki. Najbardziej pomysłowy okazał się kostium Wucha, małego doradcy zagnieżdżonego w uchu Automateusza. Dwie wykonujące jego partię śpiewaczki uzupełniają się symetrycznie krojem sukien: jedna ma owalną spódnicę, druga owalny kołnierz. Konstruktorzy noszą czerwone peruki, chłopięce kombinezony, sweterki lub krótkie spodenki. Tylko Chytrian, dbający o sny Rozporyka, ma powłóczystą spódnicę i porusza się giętkim, uwodzicielskim krokiem. Zakapturzone postaci w pierwszym akcie wywołują skojarzenia ze starymi, nieudolnymi technicznie filmami science-fiction.

W pamięć zapadła mi przede wszystkim Roma Jakubowska-Handke w roli Królowej Genialiny, jej ciepły głos i precyzyjny, czysty śpiew. Świetne były też Natalia Puczniewska i Magdalena Wilczyńska-Goś, wykonujące partię Wucha w archaizujących, czasem wyraźnie dysonujących kwartach, kwintach i sekundach. Po wyjściu Wucha z głowy Automateusza śpiewaczki grały już tylko w dwugłosie na fletach piccolo: jakby mały doradca stracił zdolność mowy. Janusz Andrzejewski, aktor poznańskiego Teatru Nowego, brawurowo wykonał rolę Doradcy Doskonałego, tancerzy nagrodzono osobnymi oklaskami.

"Cyberiada", mimo upływu lat, ma w sobie dużo wdzięku i wirtuozerii. Odsłania beztroskie, choć jak zawsze erudycyjne oblicze Krzysztofa Meyera. Przypomnienie tego utworu okazało się dobrym pomysłem. Warto zadać pytanie, ile polskich oper, zwłaszcza skomponowanych w trudnych politycznie czasach, mogłoby jeszcze doczekać się wystawienia. Warto się też zastanowić, z którym polskim pisarzem byłoby nam w przyszłości po drodze do opery.

Ewa Schreiber
Ruch Muzyczny
10 lipca 2013

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...