Trwaj ruino, jesteś piękna

"Detroit. Historia ręki" - reż. Wiktor Rubin - Teatr Polski im. Hieronima Konieczki w Bydgoszczy

"Detroit. Historia ręki" to spektakl, który może się podobać, jednak pozostawia widza z niedosytem. Czy rzeczywiście alternatywą dla produkcji masowej jest anarchia?

Najnowsza premiera Teatru Polskiego w Bydgoszczy oszałamia rozmachem inscenizacji.

Dramaturżka Jolanta Janiczak i reżyser Wiktor Rubin tego lata odwiedzili Detroit i wrócili stamtąd zafascynowani upadkiem stolicy amerykańskiej motoryzacji. Tę fascynację widać w spektaklu, którego premiera odbyła się w sobotę.

Scenografię zbudowano z imitacji autentycznego muralu Diego Rivery z The Detroit Institute of Arts. Na środku ułożono opony samochodowe i krzesła. Akcja atakowała widza ze wszystkich stron jednocześnie. A to na ekranie szedł fragment filmu o Detroit. A to na scenę wjechały symbole amerykańskiego snu - krążowniki szos cadillac i lincoln. A to z rusztowania zszedł Ri-vera, a z przeciwległego "balkonu" - jego kochanka Frida Kahlo. Jedną z przestrzeni zajął chór pracowników, którzy niemal przez cały spektakl odgrywali robotę przy taśmie.

Jolanta Janiczak znalazła dla opowieści o Detroit atrakcyjny sceniczny ekwiwalent - ludzką rękę. To ona - trzymająca narzędzie, zaciśnięta w pięść bądź wyciągnięta po jałmużnę - jest motorem napędowym historii.

Głównemu bohaterowi - Henry'emu Fordowi - autorka włożyła w usta drapieżne monologi o amerykańskim umiłowaniu postępu i szybkości. W tle ilustrowały to nieme sielankowe scenki - piękna ona i piękna on w pięknym domu na przedmieściu.

Ale amerykański sen prysnął - zdaniem autorów spektaklu głównie dlatego, że ludzie zapomnieli o tym, żeby po prostu być ze sobą. Stali się robotami przy taśmie.

W miejsce upadłych fabryk i osiedlu przyszli anarchiści (ich uosobienie zagrał brawurowo Maciej Pesta). Najbardziej przejmującym fragmentem spektaklu był monolog samotnej mieszkanki Detroit, o której ciało po śmierci nikt się nie upomniał. Dreszcz przeszedł po plecach. Małgorzata Trofimiuk, chapeau bas! Na uwagę zasługuje też występ Dominika Stroki (Ford), Soni Roszczuk (Kahlo), a małym odkryciem jest kilkuletni chłopiec, który zagrał bez śladu tremy. No i muzyka - głównie techno i rap.

Mam jednak z tym przedstawieniem zasadniczy kłopot. O tym, że monokultury przemysłowe nie mają racji bytu, wiadomo już od kilkudziesięciu lat. A nam serwuje się to jako odkrycie na miarę nieznanego lądu. Nie przekonuje mnie też diagnoza: wróćmy do pierwotnych uczuć, skupmy się na przeżywaniu tu i teraz. Ekonomia tak czy inaczej upomni się o swoje. Na pewno jednak należy docenić wysiłek całego zespołu, żeby uwiarygodnić utopię.

Jarosław Jakubowski
Express Bydgoski
24 grudnia 2014

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia