Tryumf prawicowego języka w lewicowym spektaklu

"Firma" - reż. Monika Strzępka - Teatr Nowym w Poznaniu

Poznańska premiera "Firmy" duetu Monika Strzępka i Paweł Demirski to po wielu latach podwójne teatralne zwycięstwo języka polskiej prawicy. Oto Demirski, członek redakcji "Krytyki Politycznej" wystawia sztukę, do której inspiracja i pomysł, jak przyznają autorzy, są zaczerpnięte z uważnej lektury prawicowych gazet i tygodników. Nie dość tego - diagnozy stawiane w spektaklu współgrają z diagnozami znanymi z tych ostatnich źródeł.

Prolog to znane wersy piosenki Komedy "Nim wstanie dzień" z filmu "Prawoi pięść", nawiązujący też do sztuki Demirskiego i Strzępki "Niech żyje wojna". To również ironiczny komentarz, do wyświetlanych w głębi sceny informacji, wprowadzający laików w szokujące dane, o stanie zapaści polskich kolei po przełomie 1989 r.

Na scenie oglądamy wielopokoleniową rodzinę kolejarską, siedzącą przy stole zawalonym stosem papierów. Nie są to jednak zwykli "kolejarze", ale ich nowa wersja, która uwłaszczyła się w III RP na państwowym majątku. O prymat pierwszeństwa w rodzinie i sprywatyzowanej spółce PKP walczą Kobieta Dwudziestolecia z Wujkiem PRL.

To beneficjenci nowego układu, którzy pytani jak i po co sprywatyzowali koleje, zbywają ciekawskich członków rodziny, i nas widzów, ogólnikami, że i tak nie zrozumiemy. Reszta rodziny to młoda Aplikantka, na którą robota w firmie już czeka i jej Matka. Rodzinę uzupełniają młodzi i przystojni "golden boye". Dyrektor, który jest rozhisteryzowanym figurantem, Poseł odpowiadający za interesy firmy i Palacz, człowiek od akcji specjalnych.

Spokój sprywatyzowanej na kolejowym majątku rodziny burzy nerwowy Mężczyzna Doświadczony. Obsługuje kolejową elitę jako kelner i zostaje przez nich rozpoznany jako dziennikarz obywatelski śledzący kolejowe przekręty, a po godzinach studiujący prawo. Ale to dopiero początek kłopotów firmy, która zostaje zamieszana w katastrofę kolejową. Członkowie firmy zbierają się i przygotowują Dyrektora do zeznań przed prokuraturą. Co zeznawać - przecież to wina pijanego dróżnika, jaki pijar zastosować, by przykryć tragedię i w końcu co z tą zwrotnicą, o której działaniu i sprawności nikt nie ma pojęcia w firmie. 

Fabuła "Firmy" nie jest prowadzona linearnie. Akcja sztuki dzieje się współcześnie, ale co rusz przenosimy się w czasie. O tym, jak to było na kolei dawniej dobrze, opowiada nam stara Kobieta Spacerująca. Jednak w 1999 roku za rządów koalicji AWS-UW uchwalono ustawę o PKP, w wyniku której wypączkowało 186 kolejowych spółek. To znowu przenosimy się 30 lat w przyszłość, gdy na kolei ciągle panuje chaos, a kolejną niepokojącą zmianą jest zastąpienie święta Wszystkich Świętych przez "Ducha święta zmarłych".

Istotnym elementem scenografii jest makieta wieży pilotów z napisem "Port lotniczy Szymany", w której bohaterowie rozpoznają ofiary katastrofy. Na pewno to symbol braku podmiotowości i wewnątrz sterowności Polski, choć dla każdego znaczący coś innego. Dla lewicy ta wieża to widomy znak, że lądowały tam amerykańskie samoloty z arabskimi terrorystami, których przewożono do Polski w celu ich "zmiękczenia". Dla prawicy to rosyjska wieża w Smoleńsku, z której kontrolerzy tak naprowadzali pilotów prezydenckiego samolotu, że zakończyło się to niewyjaśnioną katastrofą.

W pamięci zostaje kilka mocnych momentów. Wstrząsająca długa scena policzkowania Posła powtarzającego "Jestem posłem". Oglądając ją czuje się wręcz ból katowanego człowieka, a zarazem poniżenie godności i majestatu Polski. Wrażenie robi też zbiorowa scena stojących pod stryczkami członków firmy, a przywodząca na myśl fantazje Rymkiewicza w "Wieszaniu".

Bohaterowie sztuki płynnie przechodzą od postaci do postaci. Kobieta Dwudziestolecia albo Ciotka od ustaw to bardzo dobra rola femme fatale w wykonaniu Antoniny Choroszczy. Wujek PRL grany przez Aleksandra Machalicę to dystyngowany i uwodzący człowiek służb, z "Trybuną Ludu" w rękach, informujący "kim ja nie byłem". To postać przypominająca porucznika w "Norymberdze" Wojciecha Tomczyka. 

 Nerwowy śmiech na sali pełnej platformerskiej elity budziły sceniczne kwestie. "Twój ojciec ze służb. Nie można było wtedy inaczej", "Prokuratura jest wasza, ktoś przecież musi umarzać", "To jest kraj firm rodzinnych", czy też "Wiosna będzie nasza, pod warunkiem, że dożyjemy". 

 Choć dużo tu się mówi o brudnej wspólnocie, nepotyzmie, korupcji, kooptacji, służbach specjalnych, wspomina się o aferze FOZZ i powiązanej z nią nagłymi śmiertelnymi wypadkami kontrolera NIK Michała Falzmana, jego szefa Waleriana Pańki i kilku jeszcze innych osób, to sztuka na poziomie narracji nie wciąga emocjonalnie, nie potrafi skłonić do identyfikacji z postaciami i pozostawia widza dziwnie bezradnym wobec ogromu dziejącego się zła. 

Czy w takim razie "Firma" jest sukcesem Strzępki i Demirskiego? To pytanie otwarte. Do atrakcyjności podobnych tematycznie amerykańskich dramatów jak "Pieniądze innych ludzi" Jerrego Sternem, zrealizowanej przez Macieja Englerta w Teatrze Telewizji w 2001 r., czy też "Enron" Lucy Prebble (sztuka drukowana w "Dialogu") "Firmie" niestety jest daleko.

Marcin Kuberka
www.wnas.pl
26 października 2012

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...