Tu chodzi o autentyczność!

rozmowa z aktorami z Teatru Jednorazowego Użytku z Poznania

W ramach festiwalu "Mrożek na XXI wiek" w Krakowie odbył się finał konkursu teatralnego dla uczniów gimnazjów i liceów. Jednym z laureatów był Teatr Jednorazowego Użytku z Poznania, który zaprezentował "Tango". Z aktorami teatru: Justyną Martinek, Agnieszką Stachowiak, Zofią Wojnowską, Cyrylem Skibą, Jakubem Maciejowskim, Bartoszem Pohlem i Aleksandrem Pawłowskim rozmawiam o ich doświadczeniu, planach i magii teatru.

Powiedzcie na początek coś więcej o sobie: skąd jesteście, czym się zajmujecie, jak wpadliście na pomysł założenia teatru?

Jesteśmy wszyscy tegorocznymi absolwentami klasy humanistycznej XV LO w Poznaniu. Trafiliśmy na wspaniałą polonistkę – Annę Żebruń, która zasugerowała teatralny projekt. Wybraliśmy Mrożka. W listopadzie rozpoczęliśmy pierwsze próby, które odbywały się raz w tygodniu. Pierwszy pokaz był, tydzień po naszych maturach. „Tango” pokazaliśmy w Domu Kultury Dąbrówka.

A co na to inni nauczyciele?

„Super, super, byle nie zawalili matury!” (śmiech)

Skąd taka nazwa Waszej grupy?

Myśleliśmy, że nasza przygoda z teatrem skończy się na tym jednym razie. Poza tym ta nazwa świetnie oddaje magię teatru, odzwierciedla jego chwilowość. Każdy spektakl jest przecież inny, w pewien sposób jednorazowy.

Czy mieliście wcześniej styczność z teatrem?

Nie, to przedsięwzięcie było naszym pierwszym – jako grupy. Kluczem do sukcesu okazał się intuicyjny dobór aktorów (śmiech). Większość z nas nigdy nie miała okazji występować na scenie. Nasz spektakl obejrzał Bogdan Żyłkowski i dał kilka rad. Niezwykłą trudnością okazała się styczność z teatrem słowa, gdzie głównie z dialogu wynikają ważniejsze wątki dramatu. Spotkanie z profesjonalistą pomogło nam uniknąć efektu statyczności spektaklu oraz zwykłej nudy. Zasugerował na przykład skrócenie tekstu, uwypuklenie niektórych wątków. Reszta była naszą własną inwencją. Cyryl pracował z Bogdanem już wcześniej – podpatrzył jego metody działania, jak powinna wyglądać współpraca, że istotą jest przekaz i interpretacja. Tym żeśmy się sugerowali.

Jak to się stało, ze dotarliście do finału krakowskiego festiwalu?


To było niesamowite zrządzenie losu, że akurat festiwal odbywał się w tym terminie, a myśmy pokazywali dramat Mrożka. Posłaliśmy organizatorom dvd i zostaliśmy od razu przyjęci.

Drugą grupą, prezentującą swój spektakl na festiwalu, był Teatr Liceum Pijarów z „Policją”. To było coś zupełnie innego, bez porównania z nami. Byli dużo lepsi warsztatowo, ale my byliśmy bardziej nowocześni, w głównej mierze postawiliśmy na przesłanie – to, co chcemy tym spektaklem powiedzieć. Staraliśmy się dotrzeć do widza prostymi środkami. Najważniejsza była autentyczność tego, co robimy. Dlatego głównym problemem było pokazanie „Tanga” przez ludzi młodych, tak by było ono wiarygodne i prawdziwe. Druga grupa pokazała przedstawienie tak idealne, że aż nieautentyczne. Choć może inaczej się to odbiera, gdy występuje się na scenie, a inaczej jak się ją ogląda…

Jesteście osobami młodymi, a „Tango” ma ogromną sceniczną tradycję. Problemem jest jego granie bez odwołania do wcześniejszych przedstawień, powiedzenie nim jeszcze czegoś nowego. Widzieliście wcześniej jakiekolwiek „Tango”, by czerpać inspirację i lepiej je zrozumieć?

Nie. Myśmy starali się jak najbardziej wejść w te role. Dokonaliśmy krytyki pewnych zachowań, ale tak, by były one autentyczne w naszych realiach – młodzieżowych. Choć w sumie pewnie i każdych… Wprowadziliśmy własne rekwizyty, klamrę kompozycyjną – tak, by było to dla nas autentyczne. Choć mówi się, że Mrożek sam się broni. Przecież prawo do buntu i śmierć to tematy uniwersalne. Idee są niezmienne, zmieniają się tylko przedmioty, których one dotyczą.

Starliśmy się w jak największym zakresie odejść od kontekstu politycznego – najczęściej uwypuklanego motywu dramatu. Dla nas temat starań jednostki w walce przeciwko jakiejś idei ważniejszy był niż temat totalitaryzmu. Przecież my go w ogóle nie znamy i nie pamiętamy, dlatego musieliśmy z niego zrezygnować – żeby to, co pokazujemy było autentyczne.

Ania pomagała nam w opracowaniu tego tekstu – żeby pozostał spójny po skróceniu – lecz interpretacji scenicznej dokonaliśmy wspólnie jako grupa. Taki teatr, w którym reżyser wykorzystuje aktorów, by poprzez nich przekazać to, co on chce powiedzieć, to teatr profesjonalny. W naszym pojęciu nie tak powinien działać teatr amatorski. Tym się właśnie od profesjonalistów różnimy.

Jakie jeszcze dostrzegacie różnice pomiędzy teatrem amatorskim a profesjonalnym?

Niedociągnięcia teatru amatorskiego mają urok, którego nie posiada teatr profesjonalny. Przede wszystkim jednak, aktor profesjonalnego teatru występuje na scenie, bo to jego zawód. U nas to idzie za potrzebą serca. Dla nas istotą jest przyjemność płynąca z wcielania się w pewne role i przedstawianie określonych problemów, pomimo braku umiejętności, które posiadają profesjonaliści.

Każdy z Was wybiera się teraz na inne studia. Myślicie, że pomimo tego Wasza dalsza współpraca nadal się utrzyma?

Podchodzimy do tego na luzie, ale jesteśmy pewni, że teatr nas połączy (śmiech). To ma być przede wszystkim przyjemność. Wszystko zależy tylko i wyłącznie od nas samych.

Jednak po pokazie mieliśmy rozmowę z jury, które przekazało nam dużo ciekawych uwag – warto by wcielić je w życie. Wydaje nam się, że to, co zrobiliśmy jest na tyle dobre i włożyliśmy w to tyle pracy, że szkoda by było z tego zrezygnować.

To nie miał być „odklepany” spektakl. Teraz już nawet w życiu, na co dzień, cytujemy sobie Mrożka. Czasami nawet przez to ludzie patrzą na nas co najmniej dziwnie… (śmiech)

Magdalena Urbańska
Dziennik Teatralny Kraków
2 października 2010
Portrety
Bolesław Prus

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia