Tygrysie Lilie w Gdańsku

Ballady The Tiger Lillies jak za dawnych czasów przechwytują także inni wokaliści.

Najciekawszym artystą na tegorocznym Festiwalu Szekspirowskim był bez wątpienia Martyn Jacques, wokalista, muzyk i lider kultowego The Tiger Lillies. Kto raz go usłyszał, zapamięta do śmierci, bo Jacques śpiewa falsetem, lirycznym i ozdzierającym, w zależności od wykonywanej ballady.

Zasadniczo należą one do tradycyjnego gatunku zwanego balladą morderców, w jej stu wariantach i odmianach, którą współcześnie upodobało sobie kilku piekielnie zdolnych cyników o gołębich sercach: Tom Waits, Nick Cave i właśnie Martyn Jacques, mniej znany, ale przez wiernych mu fanów (także w Polsce!) ceniony na równi z tamtymi. Ballady The Tiger Lillies jak za dawnych czasów przechwytują także inni wokaliści, zamieniając je czasami w niegrzeczne przeboje w rodzaju Hera, koka, hasz, LSD Karoliny Czarneckiej. Śpiewając, Jacques akompaniuje sobie na maleńkim akordeonie. Pozostałe dwie lilie w zespole to basista, który gra także na magicznym tereminie, i perkusista walący w dziecięcy bębenek. Mocno ucharakteryzowani, na koncertach przypominają smutnych clownów z cyrku, przy czym tylko Jacques, wędrujący z instrumentem po scenie, naśladuje ich drobne kroczki i kanciaste gesty. Natężając swój absolutnie odlotowy głos, z trupiobiałego czoła wznosi co chwila kruczoczarne brwi, a każda z jego pieśni to osobny spektakl zdziwienia, przerażenia i rozpaczy.

Wyjątkowa ekspresja Lillies każe myśleć o średniowiecznych śpiewakach, którzy w karczmach i zajazdach dawnej Anglii mieszali patos z wisielczym humorem. Szekspir całymi garściami czerpał z tej żywej w jego czasach tradycji, która w wiekach późniejszych rozwijała się także pod wpływem teatru. Słynna osiemnastowieczna ballada The Gosport Tragedy opowiada o morderstwie, którego ofiarą padła matka i jej nienarodzone dziecko. Duchy zabitych mszczą się w sposób przewrotny: najpierw uspokajają burzę, która targa statkiem mordercy, a następnie rozrywają łódź na strzępy i topią okrutnika. Jak wiemy, Szekspir w Burzy znacznie zmodyfikował ten tragiczny scenariusz. Gdyby jednak zaśpiewali go grabarze z Hamleta, chętnie przecież nucący nad grobem, z pewnością usłyszelibyśmy jego ludową wersję.

Samego Hamleta w balladę zamienił natomiast potomek dawnych bardów niższej rangi, czyli właśnie wokalista Tygrysich Lilii. Martyn Jacques wybrał z tragedii kilkadziesiąt podstawowych motywów, a następnie skomponował na ich podstawie cykl pieśni lirycznych, które wraz z zespołem wykonuje podczas kapitalnego spektaklu Teatru Republika z Kopenhagi. Wysmakowane plastycznie przedstawienie, które także obejrzeliśmy w Gdańsku, niemal dosłownie unosi się w powietrzu. Natomiast przejmujący śpiew Jacques'a nieustannie ściąga je na ziemię i zakorzenia w tym, co dla tragedii archetypowe: miłości, zdradzie, zbrodni, karze i zemście. Całą historię rozpoczyna pieśń o grzechu... Nadzwyczaj rzadko oglądamy dziś tego rodzaju inscenizacje Hamleta, po raz ostatni chyba za sprawą Petera Brooka i jego międzynarodowego zespołu z Théătres des Bouffes. Podobną ścieżką tradycyjnej muzyki, która usprawiedliwia zupełnie nienowoczesną interpretację Szekspira, podążają duńscy aktorzy. Na scenie stale towarzyszy im smutny clown niczym groteskowe wcielenie królewskiego Ducha.

Jacek Kopciński
Miesięcznik "Teatr"
15 października 2015

Książka tygodnia

Trailer tygodnia