Tyran na polskim tronie

"Śmierć białej pończochy" - reż. Adam Orzechowski - Teatr Wybrzeże w Gdańsku

Kim jest prominentna kobieta wobec trybów historii, jakim człowiekiem był Władysław Jagiełło i czy związek z koroną może przypominać obóz koncentracyjny? Na te pytania, oprócz ponurej, momentami przerażającej wizji relacji Jadwigi Andegaweńskiej i Władysława Jagiełły, odpowiada "Śmierć białej pończochy" Teatru Wybrzeże w reżyserii Adama Orzechowskiego.

Twórczość Mariana Pankowskiego zawsze znajdowała się na uboczu polskiego życia literackiego. Pewnie dlatego, że jest odrębna, wsobna, demitologizująca nasze świętości narodowe, jak życie w obozach koncentracyjnych, które Pankowski (więzień czterech obozów śmierci) opisywał bez martyrologii, wręcz pogodnie, skupiając się relacjach seksualnych, kiedy indziej przedstawiając w skrajnie negatywny sposób polskich królów - Władysława Jagiełłę i Zygmunta Augusta. Dostrzeżono go dopiero pod koniec życia (nominacje do Nagrody Literackiej "Nike" i Nagrody Literackiej Gdynia w poprzedniej dekadzie oraz Nagroda Literacka Gdynia za "Ostatni zlot aniołów" w 2008 roku). Również Teatr Wybrzeże przypominał jego twórczość w niezbyt udanym "Księdzem H., czyli Anioły w Amsterdamie" (reż. Bartosz Frąckowiak).

Teraz po jego twórczość sięgnął Adam Orzechowski w ramach cyklu "Dramat Polski: Reaktywacja", przypominającego zapomniane polskie dramaty XX wieku. Reżyser prezentuje skondensowane w wizji Pankowskiego losy Jadwigi Andegaweńskiej i Władysława Jagiełły. Wysławiony mądrą polityką zagraniczną i sukcesami w bojach, szczególnie w słynnej Bitwie pod Grunwaldem Jagiełło dla Pankowskiego był obleśnym, prymitywnym warchołem, co Adam Orzechowski podkreśla kreacją Jagiełły wjeżdżającym na scenę na wielkim sztucznym karym koniu, z potężnym, sterczącym przyrodzeniem. Z kolei Jadwiga zakochana w poślubionym we wczesnym dzieciństwie Wilhelmie Habsburgu, Jagiełłę traktowała według Pankowskiego jako obrzydliwego gwałciciela i rozbójnika.

Nim jednak dojdzie do bardzo efektownej sceny zapoznania Jagiełły z Jadwigą, przyglądamy się dramatowi Jadwigi - wbiegającej na scenę nago, tulącej się do szarej lalki-szmacianki i skulonej na dość nędznym, sfatygowanym fotelu - polskim tronie. Tron z trzech stron ogrodzony wysokimi ścianami z przezroczystego pleksi nieprzypadkowo przypomina więzienie - Jadwiga jest zakładniczką polskiej korony i historii, dla której jej poprzedni związek z Wilhelmem (miała prawdopodobnie dwa lata gdy została poślubiona ośmiolatkowi) okazuje się nieprzydatny. Dużo lepszym rozwiązaniem dla kleru i jej Matki jest połączenie Jadwigi Królowej Polski z nieokrzesanym, dzikim Jagiełłą, który dla polskiej korony przyjmie chrzest, przypieczętuje Unię Polsko-Litewską i chętnie ruszy na Krzyżaków.

Tresowanie przez Matkę i Biskupa oraz brutalne przygotowania na wizytę Jagiełły to nie jedyne upokorzenia Jadwigi. Posłowie litewscy oglądają ją i obmacują jak drugorzędny towar, podsumowując ją: "Krasiwosza, jakmalinosza, dupajtis!". Królowa Polski jest bonusem do tronu, a "dupajtis, rypajtis" to określenia charakteryzujące Litwinów, w tym oczywiście jej przyszłego męża. By poziom upodlenia Jadwigi był pełen, Matka przywiązuje córkę do tronu, jak psa trzymanego przy budzie na łańcuchu. Co zrozumiałe, trudno w tej sytuacji liczyć na happy end.

Ta głęboko ponura, odrzucająca wizja wycinka polskiej historii, jest dla reżysera okazją do pokazania roli kobiety w mechanizmach historii - traktowanej często jak przedmiot, element polityki, towar przekazywany sobie z rąk do rąk przez mężczyzn. Nie brakuje tu oczywiście gwałtu, brutalności i zabawy oprawcy z ofiarą. Wilhelm Habsburg jawi się w tej sytuacji Jadwidze jako ucieczka od piekła na ziemi stworzonego przez bliskich oraz przez kontekst polityczny, w jakim się znalazła.

Tę brutalną wizję w spektaklu Teatru Wybrzeże nieco rozładowuje obecność Krzyżaka w leginsach, baletkach i różańcach niczym naszyjniki umieszczone na nagim torsie. Grający tę postać Jakub Mróz pokazuje nowe oblicze, a jego bohater - krętacz i kombinator - jest zarówno wymyślną karykaturą Krzyżaków, jak i śliskim prowokatorem. To bohater zagrany z wdziękiem, jednoznacznie satyryczny, budzący sympatię nawet, gdy spiskuje i jątrzy.

Świetnie rolę obrzydliwego Jagiełły gra Krzysztof Matuszewski, który swojego bohatera przedstawia jako odrażającego chama. To prymityw z krwi i kości, a przy tym agresywny egoista, lubujący się w dręczeniu Jadwigi, ale na swój sposób swojski, przez co może nawet bardziej przerażający. Bardzo ważną rolę Jadwigi powierzono Magdalenie Gorzelańczyk. Aktorka gra odważnie swoją bardzo cielesną w zamyśle reżysera rolę, tyle że dramat jej bohaterki na tle Jagiełły wypada blado, podobnie jak jej kluczowy monolog, który, niestety, nie porusza.

Zbiorowa kreacja Wojów i Posłów Litewskich w wykonaniu Piotra Witkowskiego, Marcina Miodka, Grzegorza Otrębskiego i Macieja Konopińskiego przekonuje zarówno muzycznie, jak i aktorsko, choć żadnemu z nich nie daje szansy na specjalne zaistnienie. Dywan włosów na torsie każdego z nich podkreśla ich grubiaństwo, a zachowanie dzikość i brutalność.

Niczym specjalnym nie wyróżniają się Robert Ninkiewicz (Biskup) i Dorota Androsz (Matka Jadwigi), nie licząc wspaniałej sukni noszonej przez Matkę, z wyjątkowo głębokimi rozcięciami w kroku (kostiumy, podobnie jak scenografia, Magdaleny Gajewskiej należą do najlepszych elementów spektaklu). Debiutująca w Teatrze Wybrzeże Agata Woźnicka jako Wilhelm czy Szpiegini właściwie nie ma roli - jedynie śpiewa w fikuśnie podartych rajstopach i kostiumie przywodzącym na myśl zdekompletowaną zbroję z biało-czerwonymi akcentami albo przebywa gdzieś z boku sceny lub nad nią, obserwując widzów.

We wspomnianej scenografii imponuje potężny kilkumetrowy podświetlany krzyż, zaskakuje kary koń na kółkach czy koncepcja tronu na tle ścian z dykty i ziemi rozsypanej przed widzami, siedzącymi tym razem nie w fotelach, a na niewielkiej trybunie umieszczonej na widowni Dużej Sceny (pomysł kompletnie nielogiczny, biorąc pod uwagę zbliżone warunki Sceny Kameralnej). Bardzo dobrą muzykę do przedstawienia przygotował (momentami z wykorzystaniem drużyny Wojów i Posłów Litewskich) grający na żywo Marcin Nenko. Scenografię uzupełniają wizualizacje Eliasza Styrny.

"Śmierć białej pończochy" Adama Orzechowskiego jest sumienną i nieźle wyreżyserowaną, bez dramaturgicznych przestojów, dekonstrukcją mitu Jadwigi i Jagiełły w kontrowersyjnej wizji Mariana Pankowskiego. Tym spektaklem Teatr Wybrzeże przekłuwa balon wyobrażeń na temat świętej Jadwigi. To wizja świata zmarginalizowanych kobiet, w którym stają się one zabawką mężczyzn. Wizja bardzo brutalna, pozbawiona nadziei, z hukiem rozprawiająca się przy okazji z mitem dobrego polskiego władcy.

Łukasz Rudziński
www.trojmiasto.pl
27 marca 2018
Portrety
Adam Orzechowski

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia