Tysiąc tysiąckroć mądrzejszych zdań

"Gęś, Śmierć i Tulipan" - reż. Marcin Jarnuszkiewicz - Teatr Baj

Trzeci dzwonek. We foyer krzyki i śmiechy. Dzieci ciągną mamy za płaszcze, spódnice i torebki, ale niektóre grzecznie trzymają rodzicieli za rękę. Starsi tłumaczą młodszym jak powinni się zachować, a ja sam wspominam swoje wczesne dzieciństwo, pamiętam, że o ile wiele autorytetów odrzucałem, środowisko artystowskie zawsze było dla mnie magiczne, nie było nic ważniejszego niż wyjście do teatru „Groteska" w Krakowie albo na wernisaż do galerii „Zderzak", „Pauza", czy muzeum „Mangha". Toteż do tej grupy ludzi starałem się dostosować.

 

Tak się zdarzyło, że dziś wchodzę na widownię, po to żeby dokonać próby analizy spektaklu i polecić czytelnikowi, również temu najmłodszemu, na które „autorytety" powinien się wybrać, a na co nie ma sensu wydawać pieniędzy. Toteż podejmuję się tej funkcji z przyjemnością i nieprzesadną, ale jednak powagą ...zaczyna się spektakl. „Pewnego dnia Gęś spotyka Śmierć. Nie... Pewnego dnia Gęś zauważa Śmierć, która przecież towarzyszyła jej od zawsze, od dnia narodzin. Jak teraz zmieni się jej świat? Czy życie ze Śmiercią u boku aż tak bardzo będzie różniło się od dotychczasowego?"*

Przez pół przeźroczystą siatkę... przepraszam, muszę się zatrzymać, przy tym wybitnym zabiegu: materiał działa jak negatywowy filtr, widz ma wrażenie, że ogląda zdarzenia w sepii albo srebrowej czerni i bieli – przenosi się w inny czas i inną – bajkową - rzeczywistość. Zatem dopiero kiedy opadnie pierwszy, silny zachwyt mogę dostrzec scenografię - wzorowaną na rysunkach autora książki, o tym samym tytule co przedstawienie - Wolfa Erlbrucha. Przestrzeń i lalki są mimetyczne względem oryginału. I bardzo dobrze. A może i źle? Nie, to nie ma znaczenia, ważne jest to, że sprawdzają się na scenie. Są elastyczne, szczególnie postać śmierci – grana poprzez dłonie Małgorzaty Suzuki.

„Gęś, śmierć i tulipan" to trzydzieści pięć minut obcowania ze sobą dwóch bohaterów, zadawania pytań, uzyskiwania i nieuzyskiwania odpowiedzi, małych, prozaicznych przygód, takich jak chodzenie nad jezioro albo wspinanie się na drzewo. Nie wydarza się nic dramatycznego, nie ma fajerwerków, zamachów, uzbrojonych kosmitów ani żadnych innych rewolucji, za to jest chłodny wiatr, gęsia skórka i ukradkowe spojrzenia. Wolf Erlbruch, jak i Marcin Jarnuszkiewicz przełamuje arche i topos śmierci, w teatrze „Baj" nie wiadomo czy owa jest mroczna, na pewno nie ma wiele wspólnego z tą od mistrza Polikarpa albo Tanathosa. Silnie wyprowadziło to z równowagi mnie i mój przemielony akademickimi analizami umysł, aby w końcu dojść do wniosku, że to bez znaczenia. Za to ważny jest fakt obcowania z ikoną śmierci, poruszenie tego tematu w przyjazny dla psychiki małego człowieka sposób – nie wżynający się na lata w jego wyobraźnię.

Po spektaklu odbyła się rozmowa z aktorami: prowadzącymi lalki i narratorem, reżysera niestety nie było. Dzieci brały w niej aktywny udział, mogły swobodnie zadawać pytania, wyrazić wątpliwości, powiedzieć, że im się nie podobało, nic nie rozumiały albo, że było absolutnie fantastycznie. I takie głosy właśnie się odzywały. Z badania przeprowadzonego na niereprezentatywnej grupie około piętnastu osób wnioski są takie: dla najmłodszej widowni - poniżej 10 roku życia, dla której spektakl nie jest przeznaczony, był za długi, zresztą wierciła się obok mnie taka jedna sześciolatka; dla osób dorosłych, które za szybko i za daleko odpłynęły, bo chciały czytać Wolfa Elbrucha jak kiedyś de Saint-Exupéry'ego była odrobinę za krótka, ledwo się zaczęła i nagle przerwała jak poranny sen. Wypowiedziały się też niezwykle wrażliwe dzieci (te akurat około 12 lat), które być może napisałyby o „Gęsi, śmierci i tulipanie" tysiąc tysiąckroć mądrzejszych zdań, od tych które ja jestem w stanie wymyślić.

* - cytat pochodzi z materiałów prasowych prezentujących sztukę teatru „Baj".

 

Łukasz Romaniuk
Dziennik Teatralny Warszawa
27 grudnia 2014

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...