Ucieczka od samotności w narkotyczne brednie

Sztuka Doroty Masłowskiej lepiej wypada na papierze niż na scenie. Spektakl 'Dwoje biednych Rumunów mówiących po polsku' w reżyserii Przemysława Wojcieszka pokazuje, jak trudno zaadaptować język Masłowskiej na scenę.
'Te narkotyki są jednak szkodliwe, ja pier... Nic nie pamiętam' - Parcha, jeden z tytułowej dwójki Rumunów, łapie się za głowę, kiedy na chwilę zdaje sobie sprawę ze zgubnego wpływu ćpania na procesy umysłowe. Do tej pory było śmiesznie, ale w momencie otrzeźwienia, a dokładniej 'zjazdu', zaczyna do niego docierać rzeczywistość. Jest noc, a on wlecze się nie wiadomo dokąd przez las z dziewczyną, której nawet nie zna. Dżina jeszcze przed chwilą podawała się jednocześnie za jego rumuńską kuzynkę, żonę, kochankę, w dodatku ciężarną. Naprawdę jest samotną młodą matką, która - chociaż się stara - nie może sobie przypomnieć, gdzie przed dwoma dniami zostawiła synka. Parcha, piętnaście minut temu bredzący coś o rudowęglowcu ' Ibupron', którym chce popłynąć z Elbląga do swojej Rumunii, na co dzień gra w serialu. I to szlachetną postać -księdza Grzegorza. Ale najpewniej straci tę pracę, bo aktualnie znajduje się gdzieś pod Ostródą i nie zdąży na poranne zdjęcia. Zza narkotycznych wizji zaczyna wyzierać pustka nie do zniesienia. Bohaterowie Masłowskiej podający się za Rumunów, traktowanych u nas jak zło konieczne i gorszy gatunek, w narkotycznej podróży-ucieczce wpadają na innych obywateli drugiej kategorii. Ładują się do samochodu przypadkowego kierowcy - uosobienia przeciętności, głupoty i zacietrzewienia. Trafiają do przydrożnego baru -królestwa prostytutek - zarządzanego przez chamską bufetową. Potem podwozi ich dobrze sytuowana, ale za to kompletnie zalana i nieszczęśliwa kobieta, którą zdradza mąż, a gościnę oferuje im obłąkany kloszard, który rozpoznaje w księdzu Grzegorzu swojego dobrego znajomego, bo nie odróżnia świata seriali od tego prawdziwego. Parcha i Dżina też nie najlepiej oddzielają rzeczywistość od upojenia. Teraz już nie wiadomo, co jest gorsze - ćpanie czy przerażająca samotność. Beznadzieja wyziera z każdego słowa. Tak jak w książkach Masłowskiej fabuła jest tu skąpa. Ważne, co i jak ludzie mówią. A mówią koślawo, mętnym i chorym językiem - zabawnym i rozpaczliwym jednocześnie. Z nową mową Masłowskiej nie poradził sobie Eryk Lubos grający Parcha. Dialogi są wystarczająco surowe i wyraziste - nie trzeba ich ubierać w przerysowane gesty, podkreślać wysokimi tonami, dodatkową ekspresją. Jeśli warto ten spektakl zobaczyć, to dla Romy Gąsiorowskiej. Doskonale oddała bełkot Dżiny, dziewczyny miotającej się między głupkowatym śmiechem a paranoicznym wrzaskiem. Nieświadomie -tym, jak siedzi, jak nerwowo podciąga sukienkę, jak wyrzuca roztrzęsione, pełne strachu słowa - opowiada swój dramat. Po czym wędruje do łazienki i bez słowa wiąże pod sufitem stryczek. Parcha podsumowuje koszmar Dżiny jednym zdaniem: 'Nikt cię nie kocha po prostu'. Gdyby objawił tę oczywistą prawdę tonem serialowego aktorzyny-kaznodziei, trafny obraz polskiej beznadziei dopełniłaby nasza bezradność, to, że nie znamy na nią lekarstwa. Ale Parcha stoi przed nami na scenie półnagi i śmiertelnie poważny. Wkrada się patos i banał, którego nie ma w tekście autorki. Wychodzi na to, że lepiej Masłowską czytać, niż oglądać. Dorota Masłowska 'Dwoje biednych Rumunów mówiących po polsku'. Reżyseria Przemysław Wojcieszek, TR Warszawa, premiera 18 listopada
Paulina Wilk
Rzeczpospolita
20 listopada 2006

Książka tygodnia

Hasowski Appendix. Powroty. Przypomnienia. Powtórzenia…
Wydawnictwo Universitas w Krakowie
Iwona Grodź

Trailer tygodnia