Udany mariaż starego z nowym

"Senso" - reż: Hugo de Ana - Teatr Wielki - Opera Narodowa w Warszawie

Mariusz Treliński przyzwyczaił nas do klasyki operowej interpretowanej bardzo, aż za bardzo nowocześnie. Tym razem na afiszu Opery Narodowej w Warszawie znajdujemy jednak dzieło zupełnie nowe, natomiast inscenizowane przez Hugo de Anę w sposób przyjemnie osadzony w tradycji. Kto tęskni za pysznymi kostiumami, wspaniałymi dekoracjami i imponującymi scenami zbiorowymi, już teraz powinien rezerwować bilety

Niedzielną premierę opery "Senso" autorstwa Marco Tutino, opartej na noweli Camilla Boita pod tym samym tytułem, można nazwać przyjemnym zaskoczeniem. Wchodzących do Sali im. Moniuszki witał wypełniający prostokąt sceny widok neorokokowego pałacowego wnętrza. Utrzymany w odcieniach czerwieni i złota, znakomicie komponował się z wystrojem sali, a przede wszystkim zapowiadał, że nowy spektakl będzie tak długo oczekiwaną ucztą dla oczu.

Jaki jest sens "Senso"?

"Senso" (wł. uczucie) to opera napisana na zamówienie Teatro Massimo w Palermo, a po raz pierwszy zaprezentowana publiczności na otwarciu sezonu w styczniu 2011 roku, siłą rzeczy więc nieobecna na kartach przewodników teatralnych.

O czym opowiada? W programie spektaklu czytamy: "On jej nie kochał, a ona nie była patriotką. On był żołnierzem wrogiej armii, ona, szaleńczo w nim zakochana, nie miała mu tego za złe. Do czasu". Ta skomplikowana historia miłosna rozgrywa się w Wenecji w trudnej i wielkiej epoce walki o zjednoczenie Włoch. Poślubiona wiekowemu hrabiemu trzydziestokilkuletnia Livia Serpieri zwraca uwagę na austriackiego porucznika, Hansa Buchnera.

Z początku nie tyle o zakochanie tu chodzi, co o pożądanie. Stopniowo jednak rodzi się w Livii gorące uczucie, dla którego gotowa jest poświęcić bardzo wiele - nawet oddane jej na przechowanie pieniądze przeznaczone na utrzymanie armii powstańczej. Gdy jednak przyłapany z inną kochanek rzuca hrabinie w twarz: "Nie kocham cię. Chciałem twoich pieniędzy i dostałem je" - ta, upokorzona, postanawia zemstę. Dowódcy Hansa oddaje list, w którym porucznik przedstawiał Livii swój plan dezercji: z otrzymanych od niej pieniędzy opłacił lekarza i otrzymał fałszywe świadectwo niezdolności do służby. Porucznik zostaje rozstrzelany.

Dawne i nowe, dalekie i bliskie

Co dosyć niezwykłe, oboje głównych bohaterów to postaci, do których nie da się czuć sympatii. Ona kupuje jego uczucie, on nią manipuluje. W porównaniu do literackiego pierwowzoru Livia jednak zyskała - nie jest aż tak zimna. W utworze Boita hrabina jawi się jako egoistka trawiona niezdrowym pożądaniem i z egzekucji kochanka czerpiąca perwersyjną radość. Autor libretta, Giuseppe di Leva, przydał Livii szlachetności. Stopniowo rodząca się w niej miłość wydaje się autentyczna, nosi znamiona ofiary. Gdyby nie otwarte lekceważenie ze strony Hansa, zdaje się, że opowieść mogłaby się zakończyć inaczej.

Librecista również uwypuklił dramatyzm historii - to właśnie za jego sprawą Livia oddaje ukochanemu pieniądze przeznaczone na sfinansowanie powstania, podczas gdy u Boita ofiarowywała Hansowi swe klejnoty. Di Leva w ogóle rozwinął wątki patriotyczne, tak silnie przemawiające również do polskiego widza (scena rozwinięcia trójkolorowych powstańczych flag była podczas premierowego przedstawienia jedyną, po której rozległy się brawa). Wyrzuty czynione przez markiza Roberto Donę, dowódcę armii powstańczej "biurokratom jak maszyny i skorumpowanym politykom" brzmiały zaś dziwnie współcześnie...

(Neo)romantyzm "Senso"

Muzyka "Senso" jest neoromantyczna, choć w dosyć szczególny sposób, który przemówi raczej do osób osłuchanych z muzyką zarówno dawną, jak i współczesną. Wyraźnie czerpie z tradycji opery włoskiej, a zaznaczają się w niej wpływy głównie Pucciniego: potężne brzmienie orkiestry i chóru oraz (relatywna) melodyjność partii solowych. Całość jest przy tym dosyć surowa w charakterze, utkana z dysonansów, choć nie brakuje i momentów muzycznej urody (walc na początku I aktu) czy liryzmu (pieśń o miłości śpiewana przez Giustinę pod koniec aktu II). Szczególnie przejmujący jest chór powstańców w akcie II: słowom mówiącym o oczekiwanym zwycięstwie towarzyszy posępna melodia zdradzająca upadek ducha walczących oraz ponury akompaniament orkiestrowy wieszczący, jak się zdaje, klęskę.

Niełatwa muzyka "Senso" ani przez moment jednak nie nuży odbiorcy, choć może nie zawsze ona przykuwa uwagę. Akcent pada to na grę orkiestry, to na głosy solowe czy śpiew chóru, to na akcję sceniczną. Dzieje się tak również dlatego, że brak w utworze wyraźnie wyodrębnionych popisowych arii, którym byłaby podporządkowana reszta. Dzieło jest integralne do tego stopnia, że i zmiany dekoracji odbywają się co najwyżej przy wygaszonym świetle, wciąż jednak na oczach widzów i przy grającej orkiestrze. Rozmaite elementy scenografii wjeżdżają, zjeżdżają i wyjeżdżają, inne za sprawą znakomitych statystów (choć to słowo stanowczo zbyt błahe wobec wagi ich funkcji w przedstawieniu) całkowicie zmieniają funkcje i wygląd. Już dla samych zmian dekoracji warto by się wybrać na "Senso".

Czy warto zobaczyć? I dlaczego warto?

...bo odpowiedź na pytanie, czy warto, brzmi oczywiście: "tak". Włoscy soliści śpiewają bardzo dobrze, i choć może nie wychodzą głosami ponad orkiestrę, wyraziście prezentują swe niełatwe partie. Pod względem aktorskim zdają się wyróżniać Nicola Beller Carbone w roli Livii i Giuseppe Altomare w roli markiza Dony. Mniejsze wrażenie robi aktorstwo Luciano Mastry w roli Hansa. Znakomicie zagrała i ładnie (choć niewiele) zaśpiewała Anna Karasińska - pokojówka Giustina. Wyrazy uznania należą się także chórowi, który w tej operze ma do wyśpiewania i zagrania niemało, oraz tancerzom. Niskie ukłony dla ciągle zajętych na scenie statystów.

"Senso" zachwyca bogactwem i rozmaitością kostiumów, które zarówno wiernie oddają ducha epoki, jak i wyraźnie sygnalizują pozycję społeczną postaci. Imponująca jest też scenografia, dla odmiany nie muzealna, lecz wspaniale łącząca zaczerpnięte zapewne z dawnych rycin widoki Wenecji oraz wyraziste, stylowe i piękne rekwizyty z ogromnych rozmiarów ażurową konstrukcją, której ogromne lustra to dopowiadają akcję sceniczną, to wespół ze znakomitymi światłami Vinicio Chelego współtworzą nastrój; to stanowią przesłonę, to otwierają widok na horyzont. Takich kostiumów i takich dekoracji bardzo nam w Warszawie potrzeba po tych zbyt wielu latach estetycznego wielkiego postu i "nowoczesności - jak w zupełnie innym kontekście pisał Jan Kott - ciągniętej za uszy".

- Czy lubi pan operę? - pytała w pierwszej bodaj rozmowie z Hansem Livia, a ten odpowiedział: - Lubię, kiedy mi się podoba. Piszący te słowa lubi operę nawet wówczas, gdy mu się nie podoba, tymczasem "Senso" powinno się spodobać również tym, którzy dotąd nie mieli okazji polubić opery. I oby więcej podobnych przedstawień, kuszących plastyczną urodą.

Paweł Kaliński
Polska The Times
13 marca 2012

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia