Ujadanie psów jako metafora Polaków

"Soplicowo - owocilpoS. Suplement" - reż. Piotr Cieplak - Teatr Narodowy w Warszawie

Ostatnie słowo w tytule spektaklu "Suplement. Soplicowo-owocilpoS" jest odwrotnością Soplicowa, jakby rewersem idyllicznej wizji Soplicowa. A de facto jest to paskudna parodia narodowej epopei, czyli "Pana Tadeusza" Adama Mickiewicza.

Dzieło wieszcza potrzebne było reżyserowi Piotrowi Cieplakowi do jednego, głównego celu: pokazać Polaków jako prymitywne plemię, nieużywające języka, niepotrafiące mówić. Zamiast tego szczekają, warczą jak psy. I jak psy spożywają jadło w misce postawionej na ziemi. A kiedy pojawia się obcy przybysz, nie ma końca agresywnemu ujadaniu. Lepiej nie myśleć, co groziłoby owemu przybyszowi, gdyby szczekających nie odgradzała od niego druciana siatka, na którą rzuca się ujadająca sfora Polaków. Pewnie rozerwaliby "obcego" na strzępy (co należy czytać jako ksenofobię, antysemityzm i niechęć do imigrantów). Tak najkrócej można by powiedzieć o ostatniej przed wakacjami premierze Teatru Narodowego w Warszawie, który odbieram jako przykład mowy nienawiści. Oczywiście adres jest czytelny. Ten spektakl ma ośmieszyć, zdyskredytować nie tylko obecne władze rządzące Polską, ale Polaków, którzy głosowali na prawicę. To właśnie my jesteśmy tu skarykaturowani jako obywatele drugiej kategorii, ujadające, prymitywne, niewykształcone plemię. Piotr Cieplak zawłaszczył do tak niecnego celu arcydzieło Mickiewicza, zapominając, że jest ono dobrem należącym do naszego polskiego dziedzictwa narodowego. Nie KOD-owego, lecz narodowego, wszystkich Polaków.

Brud, łachmany, pomazane błotem twarze, wykrzywione jadem nienawiści i agresją, scena zaśmiecona jakimiś odpadami i gromada pokracznych, szczekających dzikusów. To ma być obraz tzw. PiS-owskiej Polski. Obraz jakoby wyprowadzony z "Pana Tadeusza". Cieplak tylko w sobie wiadomy sposób znalazł u Mickiewicza właśnie taką główną ideę i uznał ją za kwintesencję mickiewiczowskiego przesłania w narodowym arcydziele. Zresztą słowo "narodowy" jest chyba tym, które powoduje, że reżyser zachowuje się, jakby go sam diabeł ogniem przypiekał. Cieplak wyraźnie zieje nienawiścią wobec tego, co narodowe, polskie, toteż Polaków przywiązanych do patriotyzmu, do naszych narodowych wartości przedstawia jako dzikie, prymitywne plemię, siedzące w zapyziałym zaścianku, oddzielone ogrodzeniem od cywilizowanego świata i nic nierozumiejące tegoż świata. A po tej drugiej, "cywilizowanej" stronie przechadzają się zupełnie inni osobnicy, to ludzie światli, więc dziwią się ogromnie, widząc za siatką grupę zapyziałych, człowiekopodobnych osobników i robiąc zdjęcia tym dziwnym okazom, zastanawiają się, czy to na pewno ludzie.

O artystycznej stronie przedstawienia lepiej nie wspominać, bo nie ma to nic wspólnego z profesjonalnym teatrem. Reżyser "puścił" aktorów w całkowitą samowolkę, więc aktorzy improwizują, wygłupiają się, robią miny, charczą, plują, warczą na siebie, pomrukują, wydają jakieś dziwne, nieartykułowane dźwięki, tarzają się po ziemi itd., itd. Żal mi aktorów, bo w większości są to naprawdę dobrzy artyści, a udział w czymś takim nie przynosi zaszczytu, lecz hańbę.

Spektakl odbywa się bez słów, całe to dziwne towarzystwo od czasu do czasu próbuje tańczyć poloneza, naśladując zachowania postaci w niemym filmie z 1928 roku "Pan Tadeusz", którego fragmenty są wyświetlane na tylnej ścianie sceny. Polonez w wykonaniu "dzikusów" jest karykaturą tańca. Żałosną tak, jak to całe przedstawienie.

Jeszcze przed premierą Cieplak ironicznie wypowiadał się o polskiej tradycji, obyczajach zawartych w "Panu Tadeuszu", mówiąc, iż jego spektakl będzie polemiką z "Polską dziewiczą i niepokalaną, z malwami i dworkiem polskim, z pankiem, który podjeżdża kolaską pod ganek, podczas gdy dziewice w tym czasie karmią śnieżnobiały drób". No więc pokazał Polskę zdegradowaną, upiorną, analfabetyczną. Właśnie taką, jaką chcieliby widzieć jej wrogowie. Panie Cieplak, lizusostwo ma swoje granice.

Dodajmy, iż spektakl grany jest na najbardziej prestiżowej (przynajmniej z nazwy) scenie narodowej, i to ze szczególnej okazji jubileuszu 250-lecia Teatru Narodowego, który w tym roku obchodzimy. Brak słów.

Temida Stankiewicz-Podhorecka
Nasz Dziennik
19 lipca 2016

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia