Ujawnienie strasznej przeszłości

"Nasza klasa" w Stanach Zjednoczonych

"Nasza klasa" to na pewno trudny teatr, ale ci, którzy poświęcą czas, by zobaczyć tę epicką opowieść, najprawdopodobniej docenią nie tylko walory artystyczne, ale także lekcje, które wciąż można czerpać z tej historii - pisze Jennifer Perry w Broadway World Reviews.

Ale mniejsza o to. I jak na Teatr Narodowy przystało premierę wybitnego utworu "Hamlet", autorstwa wybitnego dramaturga Williama Shakespeare'a reżyseruje wybitny bułgarski reżyser. Idę ciekawa, pomalowana, wyglądam wspaniale i w holu wzbudzam zainteresowanie, ale o to chodziło - nareszcie przychodzą po mnie i prowadzą na drugi balkon. Dodam, iż naprawdę lubią tu Polaków, spotykam się z tym na każdym kroku. Oglądam premierowe show i wiercę się już w 20-tej minucie, bo sobie przypomniałam, że dziś ostatni raz grają offowy spektakl na podstawie "Pokojówek" Geneta. Nieopodal. A to jeszcze zobaczę tysiąc razy. Hamlet krzyczy. Jeździ po scenie ogromny dekor, monumentalny, atmosfera niesamowitości i grozy, muzyka ilustrująca wjazd do średniowiecznego zamku, konno; biję się z myślami. I kiedy kolejny goniec królewski przybywa, biegnę do Czerwonego Domu, gdzie ma się odbyć przedstawienie. Siadam. Niesamowitość i groza ponownie. Czerwone światła. Pani śpi, a Claire i pan Solange grają dla niej przedstawienie. Tańczą, mówią, postaciują, uderzają się, rzucają sobą o ziemię, bardzo fizyczni i bardzo piękni, rozebrani.

Tekst Geneta potraktowany został przez reżyserkę, a jednocześnie aktorkę w roli Pani, jako pretekst do opowiedzenia o władzy zmysłów, służy podkreśleniu zależności Rządzonego od Rządzącego i widzę wyraźnie, że takie postawienie sprawy bardzo się Pani podoba. Daję się złapać, jest coś podniecającego w podglądaniu podglądania i reżyserowania przez Panią aktorkę/reżyserkę. Już nie ma koni, są wiedeńscy filharmonicy, Pani wygłasza płomienny monolog i jest świetna, soczysta, kogoś mi przypomina, nie wiem kogo, ale słucham i patrzę na pożądanie, wyzysk cielesny, jest mi coraz lepiej, tancerze tańczą coraz bardziej porozbierani i nawet zaczyna mi się podobać ten chłopak, który wygląda jak młody Robert Smith. W żadnych dekoracjach plączą się tancerze, Pani ich reżyseruje, prowokuje, wchodzi między nich, zamienia się, jest naprawdę gorąco. Wspaniale za dużo zuvielu. Koniec przedstawienia. W foyer opowiadam mojemu przewodnikowi po Czerwonym Domu, że uciekłam z premiery Hamleta, żeby tu dotrzeć i że nie żałuję, bo to było ekstraciekawe, on się cieszy, że mi się podobało i pędzi do reżyserki przekazać jej moje słowa. Czekam, żeby podziękować, po chwili biegną - ona i mój przewodnik, uśmiechnięci. On z daleka mówi: Powiedziałem jej wszystko! A ona na to: Miałaś absolutną rację, że uciekłaś z Narodowego i przyszłaś tutaj! Tu jest prawdziwy Teatr! Tu się dzieje Sztuka! Chodźmy na piwo! Jestem szczęśliwa! Ayde! Ayde!

Ayde! po bułgarsku oznacza Chodźmy! Zróbmy coś! Ok! A ona przypomina mi Red z Fragglesów, bardzo. Na "Hamleta" pójdę w przyszłym tygodniu.

Jennifer Perry, Barbara Mackay, Megan Kuhn
19 listopada 2012

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia