Utalentowany pan Giemza

"Sala samobójców. Hejter" - reż. Jan Komasa - Naima Film

Po absolutnie hipnotyzującym, nominowanym do Oscara „Bożym ciele", Jan Komasa powraca do świata internetu. Jednak w jego najnowszym thrillerze wirtualna rzeczywistość już nie przejmuje nas tak, jak w 2011 roku. Najbardziej bowiem przeraża nas to, że tym razem niemal apokaliptyczna wizja świata Komasy nie odbiega prawie wcale od naszej codzienności.


Fakt, że żyjemy w świecie hejtu, nie dziwi już nikogo. Jednak nie każdy jest świadomy tego, że stał się on towarem, który można dowolnie kupować, sprzedawać oraz używać jako broni przeciwko innym lub dla własnej korzyści. I o tym właśnie jest najnowszy film Komasy. „Hejter" to bardzo luźna kontynuacja „Sali samobójców" z 2011 roku, która nie tyle skupia się na nawiązywaniu do wydarzeń z debiutu reżysera, co uwypukla kolejne dowody na to, jak zepsutym i podzielonym społeczeństwem jesteśmy. Analogii do „Sali samobójców" jest jedynak sporo. Głównym bohaterem kolejny raz jest młody, ambitny chłopak, który przechodzi wewnętrzną przemianę. Jednak tym razem Tomek (w tej roli Maciej Musiałowski) pochodzi z małego miasteczka, a finansowo wspierają go praktycznie obcy ludzie, którzy – jak się zaraz okaże – robią to jedynie z litości. Tomkowi zaczyna doskwierać frustracja, spowodowana zaszufladkowaniem go jako chłopaka ze wsi, bez szans na stanie się kimś lepszym, na wejście do nigdy mu niedostępnych wyższych sfer. W takim nastroju – zdradzony i wyśmiany – Tomek trafia do agencji kierowanej przez niezwykle demonicznie przedstawioną Beatę (Agata Kulesza), zajmującej się „profesjonalnym hejtowaniem", czyli tak zwanym czarnym PR-em.

Pomimo iż „Hejter" doczekał się już w sieci wielu negatywnych komentarzy, oskarżających go głównie o jednowymiarowość i przejaskrawienie postaci, to całkowicie się z tymi opiniami nie zgadzam. Nie da się dosadniej ukazać sprzeczności pewnych skrajności bez ich przejaskrawienia i wcale nie oznacza to braku obiektywizmu, jeśli jest odpowiednio użyte w obydwu przypadkach. Faktycznie, satyryczne przedstawienie polityków, elit czy środowisk nacjonalistycznych jest chwilami nieco zabawne, ale ani na moment nie przekracza granicy dobrego smaku. Wręcz przeciwnie – to, że uśmiechamy się obserwując niektóre z zachowań bohaterów świadczy tylko o tym, jak mocno się z tymi scenami utożsamiamy. To właśnie niesamowita wrażliwość Komasy pozwala mu przebierać we współczesnych problemach i stawiać bardzo trafne, relatywnie obiektywne diagnozy. Reżyser w każdej ze swoich pozycji stara się ukazać wszystkie oblicza problemu. A w „Hejterze" porusza tych problemów całkiem dużo. Zaczynając od bardzo szeroko rozumianej problematyki hejtu w sieci, przez podział polskiego społeczeństwa, aż po starcie między elitami i ludźmi z „niższych sfer". Wbrew dość wymownemu tytułowi, film nie skupia się na hejcie. Tak jak w „Bożym ciele", Komasa używa środowiska kleru do opowieści o podziałach międzyludzkich, o dobru i nienawiści, tak samo tutaj hejt użyty jest by zwrócić uwagę na ludzką obłudę, wszechogarniającą nienawiść oraz wiecznie nienasycone pragnienie zemsty. Swoim filmem Komasa połączył trendy w światowej kinematografii oraz nastroje społeczne w naszym kraju. Wyszła z tego mieszanka na poziomie światowym, z elementami uniwersalnymi dla wszystkich społeczeństw oraz takimi, które przemówią stricte do Polaków. Reżyser wciska do filmu smaczki, dzięki którym czujemy się trochę jak w domu. Każdy z nas zna te dialogi, zna te imprezy i zna te rodziny.

To, że Komasa swoimi obrazami potrafi pokazać naprawdę wiele, już dobrze wiemy. Jednak tym, co zapadnie widzom na dłużej po seansie „Hejtera", to z całą pewnością absolutnie kapitalny Maciej Musiałowski. Aktor tak samo manipuluje widzem, jak Tomek manipuluje swoimi rozmówcami. Wierzymy mu na każdym kroku. Raz jest pilnym studentem o twarzy aniołka, a raz kompletnym szaleńcem, opętanym żądzą zemsty. Maciej Musiałowski niezwykle dojrzałą grą aktorską, którą z pewnością zaskoczył wielu swoich „hejterów", zaprezentował, że swoją mimiką jest w stanie opowiedzieć o wiele więcej niż słowami i ukazać dwoistość charakteru, która intryguje i przeraża zarazem. Komasa wyciąga z Musiałowskiego zarówno mrok, jak i dziecięcą infantylność, które tworzą mieszankę wybuchową, a dowodem tego jest mistrzowska scena końcowa. Diaboliczny uśmiech przenikający w grymas nie u jednego wywołał ciarki na ciele. Nie ma wątpliwości co do tego, że „Hejter" wykreował jednego z najciekawszych antybohaterów polskiego kina. Do tego niepokojąca muzyka Michała Jacaszka oraz upiorne kadry Radosława Ładczuka i mamy thriller na światowym poziomie.

Oglądając „Hejtera" nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że jest to nowoczesna wersja „Utalentowanego Pana Ripleya". Tomek chce zaimponować elitom, stać się jednym z nich. Buduje więc swój wizerunek na całkowitym kłamstwie, który odpowiada poglądom środowiska wyższych sfer. Uczy się przewidywać i manipulować. Nie interesują go ofiary, które pozostawia po drodze, liczy się tylko cel – bycie szanowanym i poważanym. Postać Tomka wytrąca nas z poczucia bezpieczeństwa, odsłania kulisy zakłamywania rzeczywistości i podziałów społecznych. Jednak, co najważniejsze, reżyser nie przyznaje racji żadnej ze stron, dzięki czemu wychodzi bez szwanku w obliczu zarzucanego mu braku obiektywizmu. Komasa jedynie nagłaśnia i uświadamia, jak mogą wyglądać konsekwencje mowy nienawiści.

Chociaż niemal z pewnością „Hejter" nie wzbudzi tak zagorzałej dyskusji publicznej jak „Boże ciało", to zdecydowanie jest to film godny uwagi. Szczególnie zważywszy na to, że filmów o takiej tematyce pojawia się w Polsce jeszcze bardzo niewiele. A szkoda, bo jest to szerokie pole do popisu. Trzeba przyznać, że geniuszem tego filmu jest fakt, że chociaż podczas seansu każdy na widowni jest wstrząśnięty przebiegiem wydarzeń, to po wyjściu z kina, głęboko w środku zdaje sobie sprawę z tego, że nie raz, nie dwa brał w takich sytuacjach udział. Komasa stara się uświadomić nam, że hejt to hejt – niezależnie od tego jaki rozmiar przybiera.

Claudia Urbanik
Kultura Na Co Dzień
16 marca 2020
Portrety
Jan Komasa

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia