W czterech ścianach mojej głowy

"Wariat i zakonnica" - reż. Sylwester Biraga - Teatr Druga Strefa

W sobotni wieczór 21 lipca na scenie w Malarni Teatru Śląskiego wystąpił Teatr Druga Strefa z Warszawy ze swoją adaptacją dramatu Witkacego pt.: „Wariat i zakonnica" w reżyserii Sylwestra Biragi.

Bohater sztuki Witkacego to Walpurg, poeta zamknięty w jednej z cel zakładu dla umysłowo chorych. Mężczyzna jest więźniem lekarzy i podawanych przez nich leków, wspomnień o zmarłej ukochanej oraz jak twierdzi doktor psychoanalityk Gruen – więźniem kompleksu mającego swego korzenie w traumatycznym przeżyciu z dzieciństwa. Jego ciało jest spętane przez kaftan bezpieczeństwa, jego umysł terroryzuje dźwięk tykającego zegara.

Walpurg pragnie śmierci - umożliwiającej wyrwanie się spod jurysdykcji lekarzy - katów. Jednak miłosierne społeczeństwo, dbając o dobro poety, nie pozwala mu targnąć się na własne życie, separując go od ludzi i zawieszając w próżni. Bohater tkwi w więzieniu niczym średniowieczny zbrodniarz w Domu Odosobnienia. I tak mijają lata. Mieczysław swoje dnie spędza w krystalicznie białym pokoju, bez towarzystwa, bez możliwości pisania, bez nadziei.

Wtedy pojawia się ona – zakonnica. Kobieta, która dobrowolnie zamknęła się przed światem w klasztorze. Jej zadanie jest proste – odkryć przyczyny jego choroby. Spotkanie dwójki uwięzionych, doświadczonych przez los ludzi przynosi niespodziewane komplikacje. Walpurg budzi się ze stanu narkotycznego snu, znów chce pisać, tworzyć, walczyć o swoją indywidualność (tak potrzebną w świecie, gdzie rządzi bezkształtna masa).

Sztuka nosi ślady minimalizmu - to nie dekoracje, strój i makijaż są tu najważniejsze. Reżyser zredukował liczbę aktorów do dwójki głównych bohaterów, po czym zamknął ich w płóciennym czworokącie, z którego - mogłoby się zdawać - nie ma ucieczki. Sterylna figura przywodzi na myśl przestrzeń pokoju „bez klamek". Do tego dochodzą białe kaftany, w które ubrani są aktorzy oraz - wzorowane na antyczne - białe maski na ich twarzach. Ten przedstawiony na scenie lekko klaustrofobiczny obraz każe widzowi zastanowić się nad tym, czy to, co widzi, nie jest przypadkiem tylko imaginacją, wyjętą wprost z głowy Walpurga. Nagle okazuje się, że nic, co widzą oczy, nie jest oczywiste.

Aktorzy pomimo tego, że poruszają się po ograniczonej przestrzeni, wykonują sekwencję wystudiowanych ruchów. Nie ma miejsca na przypadek. Głównym narzędziem ich gry jest głos. Modulowany w różny sposób pozwala wcielić się w kolejne postacie - tak siostra Anna po chwili przeistacza się w siostrę przełożoną swojego zakonu.

Spektakl w reżyserii Biraga nie zatracił niepowtarzalnego, lekko ironicznego, humoru Witkacego. Ostateczne wyzwolenie z okowów choroby poprzez samobójczą (jakże męczeńską) śmierć jest tak tragiczna, że aż przerysowana. Reżyser podążając, za Witkiewiczem, bawi się, gra symbolami. Rozłożone ręce głównego bohatera przynoszą na myśl rozpięte na krzyżu ręce Jezusa.

Sztuka jest hołdem dla wszystkich poetów poszukujących lepszej formy wyrazu; Witkiewiczowskiej Czystej formy, którzy nie wpisują się w standardowe ramy społeczeństwa – bezkształtnej masy.

Urszula Kosiór
Dziennik Teatralny Katowice
23 lipca 2013

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia