W poprzek czasu i przestrzeni

"Skocznia w Jerozolimie" - reż. Paweł Kamza - Teatr Współczesny w Szczecinie

Kraków – „pędzą podróżni z walizkami, siatkami, torbami i dziećmi, na brzegu peronu kot gapi się, podnosi łapę"; Wenecja – „wszystko się zatrzymało, nawet kelnerzy, zamarły filiżanki z espresso"; Pozzuoli – „podróż się wlecze jak owca, słucham oddechu wulkanu, nazywają to ciszą śmierci"; Sorrento – „gaje pachną pomarańczami, kilka łodzi drży na fali."

Oto fragmenty poetyckich impresji wyjętych ze sztuki Pawła Kamzy pt. „Skocznia w Jerozolimie", opowiadającej o podróży w poszukiwaniu odpowiedzi na pytania dotyczące tajemnicy istnienia. Ich niezwykła moc tkwi jednak nie tyle w przywoływaniu atmosfery opisywanych miejsc, ile w zdolności stworzenia wyłomu w czasie, pozwalającego odbiorcom przekroczyć magiczną granicę pomiędzy chwilą a wiecznością.

Sztuka, napisana i wyreżyserowana przez Kamzę specjalnie dla szczecińskiego Teatru Współczesnego z okazji 40. jubileuszu istnienia tej sceny, powstała pod wpływem inspiracji postacią wybitnego filozofa, a zarazem niegdysiejszego wykładowcy reżysera – ks. Józefa Tischnera. Jakiś czas temu w bibliotece wiedeńskiego Instytutu Nauki o Człowieku, którym słynny intelektualista kierował przez wiele lat, znaleziono zeszyt z zapisanymi przez niego odręcznie przypisami do nieznanej książki na temat zmartwychwstania, jakiej prawdopodobnie nigdy nie ukończył. Bohater „Skoczni w Jerozolimie", młody ksiądz Józek (Wojciech Sandach), w pewnym sensie przejmuje ową niewypełnioną misję. Stając się upostaciowaniem naśladowcy lub wręcz sobowtóra Tischnera, wędruje kolejno przez Kraków, Wenecję, Neapol, Pozzuoli i Sorrento aż do Jerozolimy, by na Górze Oliwnej dokończyć pisaną przez siebie summę. Na swojej drodze spotka jednak postacie, które poddadzą w wątpliwość jego przekonania dotyczące życia po śmierci, przytłaczając księdza szeregiem trudnych pytań, m.in. o to, jaką formę przybiera ciało po zmartwychwstaniu (czy wiek wskrzeszonej osoby odpowiada wiekowi dziecka, dorosłego czy też starca?) bądź o to, kiedy nastąpi zmartwychwstanie – tuż po śmierci danego człowieka czy może dopiero po Apokalipsie i nadejściu Sądu Ostatecznego?

Wieczność, nakreślona poprzez przytaczanie wysokoartystycznych opisów niezwykłych chwil niejako zatrzymanych „w locie", wraz z rozwojem toku fabularnego okazuje się być tkanką budującą uniwersum spektaklu. Dzięki wykorzystaniu tego zabiegu na jednej płaszczyźnie mogą spotkać się zarówno starzy znajomi Józka – jego dawna ukochana Róża (Grażyna Madej), kolega z podstawówki, bezdomny Leja (w tej roli znakomity i przekonujący Robert Gondek) czy przyjaciel z seminarium, ojciec Francesco (Jacek Piątkowski), jak i bohaterowie żyjący już po „drugiej stronie", tacy jak Staszek Marusarz (odgrywany przez Barbarę Lewandowską, której energia i charyzma zdecydowanie skradły przedstawienie).

Warto zauważyć, że pomimo podjęcia bardzo trudnej eschatologicznej problematyki, Kamzie udało się uniknąć patosu. Reżyser przemycił do spektaklu pewną dozę humoru, decydując się na wykorzystanie dobitnie umownej scenografii (autorstwa Izabeli Kolki), złożonej wyłącznie z kolorowych metalowych beczek. Weneckim gondolierom kołyszącym się w połówkach beczek nieustannie towarzyszył odgłos zduszonego śmiechu widzów (niepewnych czy w obliczu tak poważnej tematyki wypada się w ogóle śmiać). Ponadto Kamza umieścił w zakończeniu zabawne „mrugnięcie" do wielbicieli twórczości Tischnera, odwołując się do wyrażonego przez księdza pragnienia, by w kolejnym życiu Bóg dał mu możliwość poskakania na nartach.

Przedstawieniu towarzyszyła dyskusja o życiu po śmierci, a także wystawa czarno-białych fotografii Pawła Kamzy wykonanych w miastach, które odwiedza jego bohater i skupiających się – podobnie jak poetyckie impresje dramaturga – na celebrowaniu małych cudów czy drobnych codziennych zachwytów, pozwalających odbiorcom wyobrazić sobie, w czym mogłoby tkwić szczęście wiecznego istnienia.

Opowieść o bohaterze-księdzu (przedstawionym wyjątkowo nie w – charakterystyczny dla polskiej sceny teatralnej – prześmiewczy lub pejoratywny sposób), który zmierza do Jerozolimy (mogącej także symbolizować Nowe Jeruzalem), samodzielnie poszukując odpowiedzi na pytania o podstawowe kwestie związane z wiarą, wydaje się bardzo aktualna w czasach, gdy – jak dowodzą badania – aż 70% polskich katolików nie wierzy w zmartwychwstanie. Pojawiające się w niej argumenty skłaniające do przyznania pewnej dozy słuszności nawet skrajnie różnym stanowiskom, zmuszają odbiorców do ponownego przeanalizowania własnych sądów i przypominają, że – wbrew powszechnej opinii – wiara nie jest wcale łatwiejsza od ateizmu.

Agnieszka Moroz
Dziennik Teatralny Szczecin
15 kwietnia 2016
Portrety
Paweł Kamza

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...