W poszukiwaniu Amerykańskiego Bizona

"Kontrabanda" - reż. Adam Sajnuk - Teatr Konsekwentny

25 maja, na scenie stołecznego Teatru WARSawy, nowej siedziby Teatru Konsekwentnego (od piętnastu lat oklaskiwanej i docenianej przez wierną publiczność offowej grupy teatralnej), mieszczącej się przy Rynku Nowego Miasta, odbyła się premiera sztuki "Kontrabanda". To polska adaptacja dramatu "American Buffalo" autorstwa uznanego amerykańskiego pisarza Davida Mameta, amerykańskiego dramatopisarza, scenarzysty, reżysera teatralnego i filmowego. Spektakl powstał w koprodukcji z katowickim Teatrem Old Timers Garage, a premierę sztuki w Katowicach zaplanowano na przełom września i października. Jego twórcy, mrugając okiem do widza, zdają się pytać: któż z nas nie chciałby przypadkiem trafić i wrzucić do swego portfela Amerykańskiego Bizona (American Buffalo), najbardziej rozpoznawalną złotą monetę bulionową na świecie, która zdolna jest odmienić nieciekawą egzystencję szarego człowieczka? Marzyć warto, ale nie zatracając przy tym kontaktu z rzeczywistością

David Mamet to autor takich dzieł jak dramat "Glengarry Glen Ross" (za który otrzymał Nagrodę Pulitzera), scenariusz do filmu "Listonosz zawsze dzwoni dwa razy" czy "Nietykalni" De Palmy. Czarna komedia "American Buffalo", napisana w 1975, opowiada o mieszkańcach amerykańskiej prowincji lat siedemdziesiątych. Jednak tłumacz Janusz Kondratiuk i Adam Sajnuk, reżyser "Kontrabandy", przenoszą akcję dramatu do Polski, w czasy nam bliższe. Bohaterami sztuki są trzej panowie w średnim wieku, którzy zapewne od wielu lat konsekwentnie udają lepszych cwaniaków, a w rzeczywistości pozostają nieporadnymi handlarzami asortymentu, który można określić jako "szwarc, mydło i powidło". W wersji oryginalnej jeden z nich, Don, był właścicielem sklepu ze starzyzną. W spektaklu Adama Sajnuka ma jedynie prosty stragan, na którym przechodnie znajdą pończochy, zapalniczki, okulary przeciwsłoneczne, filmy na DVD i tym podobne drobiazgi. Wszystkie dni Dona, Boba i Profa są podobne do siebie - codziennie na bazarze, a może w przejściu podziemnym przy Dworcu Centralnym czy na stadionie, rozkładają starannie towar na stoliku. Beznadziejna nuda, marazm i tylko marzenia o życiu gangsterów z hollywoodzkich filmów pozwalają im rozjaśnić chwile pomiędzy handlem starymi rupieciami, zjadanym w pośpiechu śmieciowym jedzeniem z pobliskiej budki, knajpą i grą w karty. Lakoniczne dialogi, styl rozmowy, nawet gesty, są w ich pojęciu bardzo "amerykańskie". I na tym podobieństwa do gwiazd kina zza oceanu się kończą, jednak "american dream" coraz silniej opanowuje wyobraźnię bohaterów. W ich głowach zaświtał szalony pomysł, pobudzony przez Amerykańskiego Bizona - postanawiają włamać się do mieszkania kolekcjonera monet. Cóż, kiedy ich plan od razu odsłania poziom inteligencji kombinatorów i ukazuje rażący brak rozsądku.

Trzej aktorzy w rolach niedoszłych przestępców są naprawdę dobrzy. Jakub Wons, Sebastian Cybulski i Marek Pituch grają na pełnych obrotach; sięgając po różne środki wyrazu starają się ukazać charakter swoich postaci, podstarzałych kombinatorów. Humor, żywa gestykulacja bądź oszczędność ruchów, wyniosłość Dona, gapowatość niezaradnego Boba czy niewybredny słownik Profa, to tylko niektóre z nich. Scenografia spektaklu, bardzo realna, stanowi ważny element i przybliża widzom polską rzeczywistość bazarowych handlarzy. A jednak spektakl pozostawia niedosyt. Bezrozumne i ospałe szamotanie się bohaterów z rzeczywistością zaczyna nużyć. Długie sceny, gdy nie pada ani jedno słowo, początkowo intrygują, jednak w końcu stają się nudne. Pytanie, czy to wina tłumaczenia, reżyserii, a może oryginalnego tekstu? Dowcipy chwilami iskrzą, ale zbyt szybko stają się do siebie podobne. Mam wrażenie, że nie do końca wykorzystano potencjał tkwiący w psychologicznym wizerunku postaci i ich wzajemnych relacjach. Stosunek Dona do nieco zagubionego w rzeczywistości Boba, protekcjonalny, ale ciepły, przypomina uczucie, jakim starszy brat darzy młodszego, czując odpowiedzialność za niedoświadczonego chłopaka. Wątek wart byłby rozwinięcia. Z kolei Marek Pituch, w roli Profa, "taniego drania" z prowincji, początkowo zabawnego, a jednocześnie żałosnego w swym zacietrzewieniu, pozostaje jakby w zawieszeniu, a kreowana przez niego postać jednowymiarowa, bowiem krępuje go - takie mam wrażenie - sam tekst. Szkoda.

Mimo wszystko mam nadzieję, że trio aktorów z nie małym w końcu potencjałem zadziwi jeszcze teatralną publiczność i stworzy wspaniałe kreacje w niejednej doskonałej sztuce.

Anna Czajkowska
Teatr dla Was
5 czerwca 2013

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia