W poszukiwaniu straconego sensu

"Wszystkie rodzaje śmierci", Teatr Łaźnia Nowa w Krakowie

Passini tworzy teatr odmienny od tego, co możemy na co dzień oglądać na polskich scenach. W swoim najnowszym spektaklu także stworzył teatr niebanalny- żywe widowisku ruchu, egzotyki, muzyki i tańca. Szkoda, że niebanalne nie znaczy mądre.

Jeżeli już trzeba jakoś interpretować ten spektakl, zamiast widzieć w nim efektowną, ale nieco pustą opowieść, to odczytuję go poprzez wstępne słowa reżysera. Introdukcją do „Wszystkich rodzajów śmierci” jest historia opowiedziana przez Passiniego, którą przeżył w czasie pobytu w Indiach. W spotkaniu chłopca, który śpiewał piosenkę, będącą jedną z pieśni tworzącego się wówczas spektaklu, bardzo chciał widzieć jakiś symbol, duchowe i nieprzypadkowe przeżycie. A był to tak naprawdę zbieg okoliczności, młody hindus po prostu wiedział, co oddziałuje na ludzi Zachodu. Tak też jest z tym spektaklem. Passini bardzo chciałby ukazać osobistą, niebanalną drogę w poszukiwaniu własnej duszy, tożsamości czy sensu. Niestety grzęźnie ona w ładnym kolorowym obrazku, przykrytym stertą banału, który wypowiedziaqny został z nadmierną emfazą i zbędną próbą duchowości.

Przydatna zaś byłaby tu skromność, cisza. Poszukiwanie odpowiedzi na pytanie o sens, w przyypadku bohatera - o granicę śmierci, to cel wielu odwiedzających Indie. Jeśli czytać spektakl oparty na motywach „Siddharty” jako krytykę takiej próby poszukiwania duchowości na siłę, widzenia w Indiach tylko jakiejś nadprzyrodzonej mocy, która nagle, bez wysiłku zapełni nam życiową pustkę, to byłoby to posunięcie mądre i ciekawe. Ukazanie tego w takiż sposób uwypukla płytkość oraz jednoznaczność mentalności odwiedzających kraj, który przecież takim określeniom znacznie się wymyka. Niestety wierzę, że Passini robi to jak najbardziej poważnie. Rozmowy, które toną w banale, górnolotne hasła o sensie życia, poszukiwaniu własnej drogi z przewidywalnym zakończeniem i przeplatane teledyskowo-boolywodzkimi tańcami, to droga bohatera do duchowego wyzwolenia. A szkoda. Spektakl bowiem jest wyjątkowo efektowny wizualnie, posiada naprawdę świetne sceny, jest otwarty, przebojowy i z zamierzeniami na bycie ambitnym.

Fabuła zarysowana jest szkieletowo, gdyż nie o to tu w głównej mierze chodzi. Doktor, który zwątpił w sens swojej „misji” ratowania życia, jedzie do Indii, by rozwiązać problem zagadnienia śmierci. Jaka jest jej granica? Czy człowieka, którego serce wciąż bije, można traktować jak zmarłego? Czym właściwie jest śmierć i jak ją odróżnić od życia? Postawione początkowo pytania stawiają problemy, nie tylko egzystencjalne, dotyczące ściśle zawodu bohatera, ale i moralne. Zagadnienia wymagające może nie przedstawienia odpowiedzi, ale choć refleksyjnego czy inteligentnego zamysłu. Problem ten zaś w dalszej części spektaklu zostaje przesunięty na drugi plan. Na pierwszy wysuwają się bowiem doświadczenia podróży, przejawiające się w głównej mierze w sferze wizualnej. Są sceny błyskotliwe, jak spotkanie grupy Polaków w celu „afirmacji pustki”, wesołe i mające sens, jak i kompletnie miałkie i puste, jak „znikanie” bohaterów. Trzeba jednak przyznać, że spektakl ogląda się wyjątkowo dobrze, głównie za sprawą różnorodności efektów wizualnych. Gdyby za obrazem szło przesłanie, byłby to naprawdę świetny spektakl.

Magdalena Urbańska
Dziennik Teatralny Kraków
21 marca 2009

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia