W potoku farby i słów

"Podróż zimowa" - reż. M. Kleczewska - Teatr Polski im. H. Konieczki w Bydgoszczy - 19. Międzynarodowy Festiwal Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych

Liryczne źródło - pieśni Schuberta - ma zbiór wypadków życiowych zmiksowanych (dosłownie!) w "Podróży zimowej" Elfriede Jelinek. Na Małej Scenie Teatru Powszechnego odsłania je Maja Kleczewska, wyspecjalizowana w stosowaniu drastycznych sposobów emocjonalnego rażenia.

Prapremiera powstała w koprodukcji z Teatrem Polskim z Bydgoszczy, który realizuje projekt Dom Jelinek i deklaruje szczególną atencję dla twórczości noblistki. Realizatorka kolejny raz mierzy się z jej tekstem. Dwa lata temu na Festiwalu Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych był "Babel" - ludzkie potwory, konfrontacja kanibali z kanibalami, mięso, krew oraz brudny pampers roztarty na twarzy w finale.

Kleczewska nieustannie i w podobny sposób miesza teatralne języki, łamiąc szyfry do wyobraźni i logiki Jelinek zabłąkanej w przeszłości, rejestrującej teraźniejszość, cierpiącej na agorafobię, niewychodzącej z domu, połączonej ze światem medialnie. "Niedługo do śmierci będziemy mogli się dodzwonić pod bezpłatny numer" -stwierdza w "Podróży zimowej".

Z jej tekstu, nagrodzonego w Austrii, powstał spektakl czy raczej performance atakujący estetyką, najeżony tropami do interpretacji. Punkt wyjścia frapujący: ludzkie doświadczenia i lęki ujawniane w psychoterapeutycznej konfrontacji z zabawkami. Pluszowy piesek, misiek, lalka towarzyszą wyzwalaniu się prawdy o przejściach, których nie da się wyrzucić z myśli. Traumatyczna, głośna historia Nataschy Kampusch relacje z ojcem gwałcącym ją i trzymającym w piwnicy, albo zespolenie z matką pijącą krew dziecka, na starość po-zostającą we władzy córki...

Zwyczajne... koszmary. Codzienność wyciskana jak cytrusy nieoczekiwanie zmiesza się ze śmiercią - prochy z urny wirują jako dodatek do soku. A jakąż zabawką jest popkultura! Freddie Mercury z głową zająca radośnie hasa po scenie.

Można tak łowić wątki, zanim wszystko i wszyscy, wprost z wiader, zaleją gołe ciała kolorowymi farbami i posypią pierzem. W końcu pan w spódnicy, czerwonych szpilkach i peruce z warkoczami wyzna: "tak bardzo chce mi się jeszcze pożyć". Przez długie minuty będzie sam siebie nużył słowotokiem, co jakiś czas powtarzając: "w kółko to samo, kto to ma znieść".

Były nieśmiałe próby wyklaskania tego, co się dzieje, kilka osób wyszło, ale też kilkadziesiąt w podzięce biło brawo na stojąco.

Wstępna gra z przeszłością intrygowała, finał okazał się zabójczy dla teatru. W słowach i farbie utopiły się myśli, które miały być rozliczeniem pisarki z życiem, wskazaniem, że koszmarów już dość, że ludzie chcą się od tego oderwać. Aktorzy warci uwagi (z Powszechnego Beata Ziejka i Jakub Firewicz) z determinacją poddali się pomysłom właściwym pani reżyser. A widz, zamiast szukania sensów, zostaje sprowokowany do wypatrywania nonsensów.

Renata Sas
Express Ilustrowany
26 marca 2013

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia