W sercu pozostaje drzazga

"Taniec Delhi" - reż. Ivan Wyrypajew - Teatr Narodowy w Warszawie

Taniec "Delhi" to drugi, po Lipcu w Teatrze na Woli, spektakl wyreżyserowany w Polsce przez Iwana Wyrypajewa. Od początku sytuacja zostaje postawiona jasno - nie będzie to kolejna sztuka imitująca życie. Reżyser zaprasza nas do zabawy konwencjami i formami teatralnymi, kiedy wchodzimy rozlega się szmer puszczany przez głośniki - śmiechy, szepty, szuranie - dźwięki, których autorem jest właśnie publiczność przychodząca na spektakl

W trakcie przedstawienia na oczach widzów pracownicy techniczni zmieniają scenografię, minimalistyczną zresztą – kilka kozetek, stół, łóżko szpitalne. Sama scena przypomina plan filmowy. Światło tak jak kamera w filmie tworzy zbliżenia i kadry. Muzyczny motyw powraca uporczywie, dodając atmosferze spektaklu kolejne piętro sztucznej wzniosłości. Pełni także rolę ilustracyjną, oddając wewnętrzny, emocjonalny stan postaci. Te najważniejsze chwyty techniczne przyczyniają się do uteatralnienia spektaklu.

Aktorzy pojawiają się, wychodząc zza kotary i gdy tylko znajdują się na scenicznym obszarze przyjmują wystudiowaną pozę, wchodząc w rolę na oczach widza. Od gry aktorskiej zaczyna się kolejny poziom ostentacyjnej sztuczności. Aktorzy grają przesadnie, z emfazą, do końca tkwiąc w tej sztywnej formie, która przypomina wręcz gorset. Sam tekst nie wzbudza śmiechu, dopiero sposób gry i interpretacji wydobywa z niego komizm. Starsza kobieta patetycznie przemawia do Katarzyny: „Katia… Niestety jest bardzo źle… Twoja mama nie żyje” – jej troska jest przerysowana, mówi to prawie z uśmiechem. W zetknięciu z powagą tekstu i melodramatyczną muzyką rodem z filmów lat 40. i 50.widzowie śmieją się. „Uff! Takie dziwne uczucie. Nie wiesz nawet jak reagować” – odpowiada Katarzyna. Jej sposób narracji jest w tej samej konwencji co Starszej kobiety; przemawia frontem do publiczności, ostentacyjnie i nienaturalnie. Po każdej zakończonej jednoaktówce, a jest ich siedem, aktorzy wychodzą i kłaniają się. Nie musimy bić braw, robi to za nas reżyser, puszczając przez głośnik oklaski.

Charakterystyczną cechą tego spektaklu jest motyw powtarzalności. Treść tekstów i wątki sytuacyjne w scenach dublują się. Starsza kobieta w tym samym tonie i geście informuje o śmierci Aliny Pawłowny, a potem żony Andrieja – Olgi. Katarzyna znów identycznie opowiada  o swoim „anty-uczuciu”. Śmierć dopada każdą z postaci prócz Pielęgniarki. To ona na końcu opowiada z dziecięcą wrażliwością i zachwytem o Tańcu „Delhi” i jego autorce – Katarzynie „szczęśliwej w swym nieszczęściu”.

Rodzaj gry aktorskiej w spektaklu rosyjskiego reżysera jest narzucony i praktycznie niezmienny. Bardzo trudno utrzymać  podniosły, melodramatyczny ton, nie wypadając z rytmu i jeszcze tę formę wypełnić ciekawą interpretacją. Wyrypajew każdej postaci daje chwilę wolności, wyzwolenia ze sztywnej formy w długich monologach, ale nadal ograniczonych panującą konwencją. Niestety nie wszyscy aktorzy wykorzystali tę szansę, „przelatując” kwestie. Prym wiodą Karolina Gruszka, Beata Fudalej i Aleksandra Justa. Starsza pani w wykonaniu Fudalej jest elegancką krytyczką baletu o arystokratycznych manierach. Wypowiada słowa, a raczej je cyzeluje, m.in. opisując jak ludzie postrzegają taniec. Zachowuje dystans, wyniosłość, widać to w ruchach. Podczas wzruszających scen ostentacyjnie, ale z gracją, wyciera chusteczką niewidoczne łzy. Zawsze ładnie siada, ze złożonymi nogami, trzymając na kolanach torebeczkę, z którą nigdy się nie rozstaje. Od początku wzbudza szacunek, wchodząc pewnym, zdecydowanym krokiem. Aktorka nie prowadzi postaci na jednej, niezmiennej nucie. Wykorzystuje moment w tekście dramatu na urozmaicenie i przełamanie monotonnego melodramatu. Fenomenalnie wykonuje monolog, gdy opowiada Pielęgniarce o tańcu „Delhi”. Rozpędza się w nim wraz z rosnącą w tle muzyką. Zaczyna od nerwowej opowieści o zarzynaniu świni, spektaklu baletowym, który widziała w rzeźni. Bardzo obrazowo i szczegółowo opowiada o nieprzyjemnym, krwawym procederze ubijania zwierząt. Skupiona, ale roztrzęsiona wspomina o kupnie świeżego kawałka mięsa. Ona, od urodzenia wegetarianka, połknęła kawałek surowej wieprzowiny, po czym zwróciła go i zemdlała. Beata Fudalej od tego momentu zrzuca z postaci kaftan. Starsza kobieta nie jest już opanowana i wyniosła. Na oczach widza przemienia się w emocjonalny wulkan, dokonuje rozrachunku życia. Podsumowuje je krótko: „Całe moje życie to fałsz – spektakl przeciwko wojnie w Iraku w rzeźni!”. Taniec „Delhi” w wykonaniu Katarzyny uświadomił Starszej kobiecie jej małość wobec sztuki i twórców. Beata Fudalej odkrywa przed widzem kobietę przez chwilę uwolnioną od pętających ją konwenansów, dającą porwać się uczuciom, które tkwiły w niej stłumione. Wszystko przestaje istnieć poza postacią, która zawładnęła sceną i trzyma widza w garści do końca, aż do „uff”. Niezwykle potężna dawka energii i emocji.

Dla krytyka teatralnego Taniec „Delhi” to swego rodzaju kubeł zimnej wody. Uzmysławia, jak marną rolę pełni w artystycznym procesie, wręcz znikomą. Uzurpuje sobie prawo do dyktowania jak powinien wyglądać teatr, siedząc wygodnie w fotelu. Postać krytyka teatralnego wydaje się być śmieszna i papierowa, przypominająca raczej małego i rozszczekanego pieska. Zwłaszcza ten początkujący, który „zachowuje się po chamsku”, jak to celnie wytknęła w spektaklu Alina Pawłowna. Starsi uznani krytycy już tylko pouczają, inaczej im po prostu nie wypada.

Taniec „Delhi” porusza każdego. Dotyka wielu bolesnych i trudnych tematów,  mimo uteatralizowanej formy wciąga i pochłania widza. Można by rzec, że wręcz uzależnia. Niestety, tkwi w tym pewna dwoistość i masochizm. W sercu pozostaje mała drzazga. Po wyjściu z teatru słowa Starszej kobiety nie dają spokoju: „Pisać o tańcu, gdy nie umiesz tańczyć – oto dobrze przeżyte cudze życie. Opowiadanie o tańcu i sam taniec, to nie jest jedno i to samo. Zachwycać się tańcem i tańczyć, to nie jest jedno i to samo. Ten, kto współczuje, nie chodzi na wiece. Ten, kto naprawdę współczuje, nie pisze artykułów o teatrze, tylko jest zajęty wykonywaniem swojej roli”.

Amen.

Malwina Miziarska
Teatrakcje
8 grudnia 2011

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...