W sieci problemów

1. Międzynarodowy Festiwal Pro Vinci

Pierwszego dnia festiwalu Pro Vinci w Zielonej Górze widzowie mieli okazję zobaczyć aż dwie premiery w wykonaniu aktorów lubuskiego Teatru: "Mroczna gra albo historie dla chłopców" i "Łzy Ronaldo" oraz spektakl "Pierwsza komunia" Teatru im. Modrzejewskiej z Legnicy

W sieci wirtualnej 

„Mroczna gra albo historie dla chłopców” – dramat autorstwa nowojorskiego dramaturga Carlosa Murillo miał swoją premierę w 2007 roku podczas jednego z amerykańskich festiwali. Polska prapremiera tej sztuki odbyła się właśnie w Zielonej Górze, w Lubuskim Teatrze podczas festiwalu Pro Vinci. Sztukę wyreżyserowała młoda reżyserka Karolina Maciejaszek. „Mroczna gra…” przedstawia historię czternastoletniego Nicka, mieszkańca słonecznej Kalifornii. Na pozór jest jednym z tych setek tysięcy chłopców, którzy po szkole przychodzą do domu i surfują po internecie grając w gry, facebookujac i czatując. Domeną Nicka jest czat i możliwości, jakie oferuje: może wcielać się w różne osoby, zawiązywać intrygi, wyprowadzać ludzi w przysłowiowe pole, śmiać się z ich naiwności. Ułożył sobie nawet skalę ludzkiej naiwności i według niej ocenia pozostałych internautów. Tak się składa, że spotkał właśnie w sieci jednego z naiwniaków, Adama i postanowił zabawić się jego kosztem. Nicka zafascynowała bezpośredniość Adama, jego gotowość do zakochania się w poznanej na czacie dziewczynie. Nick postanowił wykorzystać okazję i, podając się za Rachel, rozpoczął z Adamem grę pozbawioną wszelkich reguł.

Samo imię chłopca jest znamienne – Nick to w internetowej terminologii pojęcie znaczące tyle co pseudonim: „Wybierz nick” pada komenda zawsze, gdy chcemy się przyłączyć do jakiejś dyskusji na czacie lub na forum. Imię Nicka znaczy więc, skończoną, ale jednak ogromną ilość możliwych tożsamości do wyboru. W trakcie owej ‘mrocznej gry’ obaj chłopcy – chcąc nie chcąc – angażują się emocjonalnie. Rodzi się między nimi erotyczna relacja, która prowadzi do destrukcji obydwu nastolatków.

Spektakl w reżyserii Karoliny Maciejaszek jest co prawda bardzo statyczny, ze względu na liczne monologi Nicka i narracyjny charakter całej historii, ale sprawnie żongluje emocjami widza, utrzymując jego zainteresowanie do samego końca. Centralną postacią jest oczywiście Nick (w tej roli przekonywujący Ernest Nita). Bohater wciąż jest obecny na scenie, niejako referując widzom swoją opowieść. Jego antagonista, czyli Adam (bardzo dobra rola Dawida Rafalskiego) wygłasza swoje kwestie do mikrofonu i znika. Pozostałe postaci: Aleksander Podolak jako ojczym i Wojciech Brawer w roli Rachel i policjantki czynią podobnie. Siedząc za oszkloną ścianą, czekają na swoje wejście. Reaktywują się na czas swojego występu. Pojawiają się i znikają – jak w sieci, kiedy można w jedną sekundę się zalogować, a w drugiej zniknąć bez żadnych konsekwencji. Są wytworem chorego umysłu Nicka.

Dramat Carlosa Murillo próbuje uświadomić, jak zgubna może być chęć przekraczania pewnych granic, do czego – zwłaszcza dziś – jesteśmy czasem skłonni. Historia Nicka jest raczej doświadczeniem ekstremalnym, ale przecież wciąż możliwym w normalnym świecie. Opowieść o zbuntowanym czternastolatku - jeśliby się jej przyjrzeć z bliska – przyprawia o dreszcz, wzbudza lęk, powoduje niepewność.

W sieci wiary

„Pierwsza komunia” Teatru im. Modrzejewskiej z Legnicy to jeden z tych spektakli, które świadczą o wciąż silnej pozycji tego ośrodka na teatralnej mapie Polski. Jest to również jedna ze znamiennych dla tej sceny inscenizacji: to spektakl autorski, napisany oraz wyreżyserowany przez Pawła Kamzę, poruszający problemy Polski i Polaków na początku nowego wieku. W przypadku tego spektaklu na pierwszy plan wysuwa się kwestia wiary rodaków, ich podejście do katolicyzmu oraz próba zdefiniowania potencjalnego Polaka-katolika.

Kamza tworzy na scenie bardzo zabawny, ale i miejscami gorzki obrazek z życia pewnej małomiasteczkowej społeczności. Na scenie plejada różnorodnych postaci: ksiądz, kandydatka na prezydenta oraz jej babski sztab (wszystkie bohaterki tworzą grupę wyzwolonych, pewnych siebie feministek), masażysta (mąż kandydatki) i jego marzenia o lataniu w przestworzach z drugim z szaleńców (bratem kandydatki), Polka wracająca z norweskich saksów, młody naukowiec pod wpływem przemiany hostii postanawiający iść do zakonu, robotnik, ekolog, psychoterapeutka, katechetka. Jedną z centralnych osobowości jest młody ksiądz, który – przygotowując się do ceremonii pierwszej komunii musi ją przesunąć z powodu pewnej epidemii. To wywołuje w mieszkańcach miasteczka niezadowolenie, próbują więc odwieść księdza od zamiaru przekładania komunii. Spektakl nie ma jednak struktury jednowątkowej, a wręcz rozchodzi się wieloma ścieżynami. Właściwie żadna z nachodzących na siebie mini-opowieści nie zostanie rozwiązana, co powoduje, że sztuka sprawia wrażenie nieco powierzchownej opowieści.

Broni się jednak przede wszystkim aktorskim wykonaniem oraz pomysłowym wykorzystaniem przestrzeni. Niewielka powierzchnia sceny z trzech stron zamknięta jest publicznością (widzowie zostali zaproszeni na scenę), ta zaś otoczona jest białymi płachtami. Środek sceny wypełnia jedynie wielka drewniana skrzynia, stanowiąca jedyny element scenografii, bardzo umiejętnie wykorzystany: jest zarówno ołtarzem, mównica, kabiną prysznicową, stołem prosektoryjnym.

Spektakl Pawła Kamzy, mimo że stara się opowiedzieć o duchowości współczesnej Polski nie ma w sobie zbyt wiele metafizyki. Większość scen zbudowanych jest na zasadzie dowcipnych dialogów i aktorskich popisów, czasem nieco przerysowanych. Wyjątek stanowi kilka scen księdza z udziałem tajemniczych, obleczonych w czerń pomocnic-anielic, które toczą z nim mini-rozprawy, wspierają go na duchu, matkują mu. Cieszy również ostatnia scena – wszyscy bohaterowie spotykają się w kościele na pierwszej komunii i każdy z nich na głos kieruje swoje prośby i wątpliwości w stronę nieba, mając nadzieję, że zostaną wysłuchane…

W sieci niezrozumienia

Ostatnim spektaklem zaprezentowanym pierwszego dnia na festiwalu Pro Vinci były „Łzy Ronaldo” – przedstawienie oryginalne zarówno w formie jak i w treści. Sztukę napisał i wyreżyserował Paweł Kamza, współpracujący m.in. z legnicką sceną. Jeden ze spektakli tego dnia, „Pierwsza komunia” był również napisany i wyreżyserowany przez Pawła Kamzę. Stąd też obydwa spektakle mają pewne miejsca wspólne. O ile legnickie przedstawienie portretowało Polaków i ich stosunek do religii katolickiej, o tyle „ Łzy Ronaldo” posterują Polaków na tle innej nacji – Czeczenów, mających w Polsce swoje tymczasowe schronienie. Bohaterem jest zatem zbiorowość – zarówno Polaków, znajdujących się na „swoim terenie” jak i Czeczenów, będących na wygnaniu, nielegalnych emigrantów miesiącami czekających na status uchodźców.

„Łzy Ronaldo” to spektakl nietypowy dla zielonogórskiej sceny, zwiastujący pewne zmiany, do których – jak widać – dyrektor Teatru Robert Czechowski konsekwentnie przygotowuje swoich aktorów. W tej inscenizacji postanowił oswoić aktorów z przestrzenią im nieznaną – z plenerem. Reżyser spektaklu, Paweł Kamza usytuował akcję spektaklu w kilku punktach: na teatralnym dziedzińcu oraz w ruinach, znajdujących się w pobliżu teatru. Wycieczka widzów wyruszyła, pod wodzą policjanta, z teatralnego korytarza zatrzymując się przy stole z arbuzami, gdzie każdy mógł skosztować pysznego owocu. Kolejnym przystankiem był dziedziniec Teatru, gdzie byliśmy świadkami tzw. „sceny podwórkowej” – mężczyzna czytający na murku gazetę, synek jeżdżący na rowerze, sąsiadka wychylająca się z okna. Podczas rozmowy któryś z rozmówców rzuca zdanie, że uchodźcom czeczeńskim polski rząd ma wyremontować jeden z budynków. Głosy niezadowolenia wyrażają po kolei wszyscy mieszkańcy. Podczas tej sceny w tłumie porusza się kobieta – Rosjanka, szukająca swojego syna, który kilkanaście lat temu zaciągnął się do wojska (potem okaże się, że brał udział w wojnach czeczeńskich).

Główna część spektaklu toczy się w ruinach. Po trzech scenach-stacjach widzowie wraz z aktorami docierają do ruin, które na ten czas zagospodarowano pod względem oświetlenia oraz przestrzeni. Oprócz Polaków poznajemy rodzinę Czeczenów i ich problemy: brak perspektyw na stały i legalny pobyt w Polsce, ciągły problem z brakiem pieniędzy, strach przed Polakami, którzy nie ułatwiają im życia, traumatyczne przeżycia z przeszłości i ich konsekwencje (ślepota, brak nóg, utrata dziecka, osierocenie).

Na prowizoryczne scenie w ruinach wystąpiło 13 aktorów dla których zmierzenie się z tak trudną przestrzenią było nie lada wyzwaniem. Poradzili sobie z nim jednak nad wyraz dobrze, zwłaszcza, że w środek spektaklu wtargnęła burza i trzeba było walczyć nie tylko z tremą, ale i z deszczem. Myślę, że jak na pierwszy raz aktorzy poradzili sobie bardzo dobrze. Atmosfera miejsca powodowała, że tekst nabierał pewnej oniryczności, a realistyczna historia zamieniała się w bardzo poetycką przypowieść. Magicznie wybrzmiał koniec spektaklu kiedy to każda z kobiet opowiedziała własną, tragiczną historię – dosadny język pełen obrazów przemocy łagodniał pod wpływem nastroju, który tworzyły drzewa, świece oraz padający deszcz.

Pewnie można zarzucić twórcy scenariusza pewną powierzchowność w kwestii związanej z tematyką Czeczenów przebywających w Polsce, ale liczy się przede wszystkim fakt, że taki temat został podniesiony do rangi spektaklu. Co więcej – to jest spektakl nie tylko o relacjach Czeczeni – Polacy, ale też o innych nacjach, które – doświadczone zwykle przez wojnę, cierpienie, samotność i biedę – poszukują w zachodnich demokrcjach lepszego jutra. Pytanie tylko, czy jesteśmy chętni im w tym pomóc. Według Kamzy – nie.

Marta Odziomek
Dziennik Teatralny
18 czerwca 2011

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...