W "Szewcach" nie brakuje odważnych scen

"Szewcy" - reż: Piotr Ratajczak - Bałtycki Teatr Dramatyczny

Spodziewałam się, że "Szewcy" Piotra Ratajczaka pokażą kilka brutalnych prawd o nas. Nie przewidziałam, że będą tak ostrym skalpelem podczas wiwisekcji na mózgu widza.

Sobotnia premiera w Bałtyckim Teatrze Dramatycznym dowiodła, że nowy spektakl to nie widowisko dla każdego. Jedni będą po nim stać i intensywnie klaskać, inni nie będą w ogóle bić braw. I dobrze, bo wreszcie BTD stworzył zróżnicowane teatralne menu, a nie papkę dla mas. Reżysera Piotra Ratajczaka poznaliśmy za sprawą spektaklu "Wodzirej. Koszalin Kulturkapf", opowieści o nas samych. W "Szewcach" chciał zapytać nas o kondycję współczesnej polityki, kultury i społeczeństwa. I zmusić nas do odpowiedzi. Udało się. 

"Szewcy", czyli najbardziej znany dramat Witkacego, został na potrzeby widowiska mocno zmieniony. Dramaturg Jan Czapliński ingerował w tekst i połączył go z szeregiem współczesnych odniesień. Dzięki temu, zamiast nużącego trzygodzinnego spektaklu, mamy lustro dzisiejszego pop - świata w pigułce. 

Już pierwsze sekundy zapowiadają pulsującą dynamizmem sztukę. Pokaz mody, w którym obok papieża maszeruje Hitler, wprowadza w rytmiczny trans. Całe przedstawienie ma rytm i dzięki temu, że grane jest bez przerwy, widz nie wybija się z niego. Całość uzupełnia rewelacyjnie dobrana muzyka. 

Główna myśl Witkacego pozostała - jest zamach stanu z obawy przed buntem pracowników, są wielkie idee, jest rewolucja i ślepy pęd do zaspokajania żądz. Relacja z rewolucji przypomina połączenie filmu "Matrix" i popularnych programów na kanałach muzycznych, gdzie obraz kręcony kamerą z ręki obowiązkowo musi być rozedrgany. 

Brutalnie odarte z przegadania są wielkie idee. Żądni władzy Sajetan Tempe (Wojciech Rogowski) i Robert Scurvy (gościnnie Robert Zawadzki, który zdecydowanie wyróżniał się na tle aktorów) podczas debaty zakładają na siebie kolejne ubrania. 

Strój Che Guevary stapia się z togą dalajlamy, a swastyka łączy się z pasiakami z obozu koncentracyjnego. To pokazuje, że wielkie myśli polityczne są niewiele warte, bo i tak wszystko trafi do jednego kotła, w którym mieszają elity. Liczysz się tylko ty. Tu i teraz. A jeśli weźmiesz udział w wyścigu szczurów - przegrasz z kretesem. 

Co wrażliwsze dusze mogą się nieco obruszyć na sceny orgii, rozbierania do rosołu i braku jakichkolwiek świętości. Uważam jednak, że w żaden sposób nie spłyca to spektaklu, a jedynie wyostrza mankamenty współczesnego świata. Bo skoro golizna w telewizorze nie razi, dlaczego ma razić w teatrze?

Joanna Krężelewska
Głos Koszaliński
21 października 2009

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia