W tango z prozą Mrożka

"Tango – na pełnym morzu" - reż. Krzysztof Babicki - Teatr Miejski w Gdyni

Teatr Miejski w Gdyni po raz czwarty w tej dekadzie przygotował premierę spektaklu na fregacie "Dar Pomorza". "Tango - na pełnym morzu" łączy absurd i groteskę Mrożka z ciasną, klaustrofobiczną przestrzenią pod pokładem żaglowca. To poprawne, lekturowe odczytanie dramatów Mrożka z pewnością zadowoli konserwatywną część publiczności.

Mieliśmy już na "Darze Pomorza" brawurową adaptację "Idąc rakiem" Güntera Grassa, zbudowaną na sentymencie do zespołu The Beatles "Żółtą łódź podwodną" oraz przejmujący "Kursk", przybliżający tragedię marynarzy rosyjskiego okrętu podwodnego K-141 Kursk. Wszystkie te sztuki napisał dramaturg Teatru Miejskiego Paweł Huelle. Również czwarty spektakl na tej wyjątkowej scenie Miejskiego miał powstać na bazie sztuki Huellego. Jednak anonsowaną wcześniej adaptację opowiadań Karola Olgierda Borchardta "Znaczy Kapitan" zastąpiono tuż przed przystąpieniem do prób adaptacją "Tanga" Sławomira Mrożka, uzupełnioną o jednoaktówkę "Na pełnym morzu".

"Tango" w interpretacji Krzysztofa Babickiego pozostaje sztuką na wskroś współczesną, choć reżyser bardzo wiernie trzyma się oryginału. Babcia wciąż "za karę" musi kłaść się na katafalku, a Wujek Eugeniusz założyć na głowę klatkę dla ptaków. Stomil pochłonięty swoimi eksperymentami biernie godzi się z sytuacją rodzinnej, w której jego żona Eleonora "sypia z Edkiem od czasu do czasu". Sam tłumaczy synowi Arturowi, że "swoboda seksualna to pierwszy warunek wolności człowieka", a on jest przecież za nieskrępowaną wolnością.

Tę społeczno-rodzinną degrengoladę, w której nie ma żadnych wyższych wartości, bo nawet Bóg "nie chwyci, to już było" (jak z rezygnacją zauważa Artur) usiłuje przełamać właśnie on, syn Stomila i Eleonory, ambitny ideowiec, furiat i choleryk. Tylko jak to zrobić, skoro demokracja się nie sprawdziła i "upadły ostatnie normy, przeciw którym można się było jeszcze buntować"? Według Artura jedyną drogą aby nadać sens bezsensownej egzystencji jego rodziny jest stworzenie odpowiedniej formy - "treści znajdzie się później". Gdy i to nie pomoże, pozostaje dokonać zamachu stanu, sterroryzować towarzystwo i użyć argumentu siły, co - jak doskonale wiemy z historii - jest bronią obusieczną, bo rewolucja bardzo często pochłania własne dzieci.

Bohaterowie "Tanga - na pełnym morzu" mówią tekstem Mrożka, czasem tylko nieznacznie zmodyfikowanym lub uzupełnionym o dodatkowe kwestie. Reżyser wnikliwie wsłuchał się w tekst "Tanga", wydobywając zawartą w nim dulszczyznę bohaterów (słynny cytat z Felicjana Dulskiego "A dajcież mi wszyscy święty spokój!" z "Moralności pani Dulskiej" Gabrieli Zapolskiej w ustach Wujka Eugeniusza). Nowoczesna rodzina Stomila, Eleonory ma również wiele wspólnego z rodziną Młodziaków z "Ferdydurke" Gombrowicza. Babicki chętnie posługuje się gombrowiczowską groteską i dowcipem. Jedynie echa Szekspirowskiego "Hamleta", szczególnie w kreacji Ali mającej coś wspólnego z Ofelią i hamletyzującego Artura wypadają mało przekonująco.

Ciekawym zabiegiem jest zamiana eksperymentu Stomila w jednoaktówkę "Na pełnym morzu". Gdy mamy obejrzeć eksperyment na scenę wchodzi czworo aktorów Stomila w maskach Guya Fawkesa, stworzonych na potrzeby komiksu "V jak Vendetta", dziś kojarzonych z ruchem symbolem grupy internetowych aktywistów Anonymous, walczących o nieskrępowaną wolność obywatelską. Odgrywają oni jeden z najdowcipniejszych utworów satyrycznych Mrożka, wyszydzający ustroje społeczne i debaty polityków na przykładzie trzech głodujących rozbitków na tratwie, którzy usiłują ustalić którego z nich zjeść najpierw, by pozostali mogli przetrwać. Ten bardzo dobrze zagrany przez Bogdana Smagackiego (Gruby), Rafała Kowala (Średni) i Dariusza Szymaniaka (Mały) epizod świetnie uwypukla absurd i groteskę postaw bohaterów "Tanga", choć przy okazji staje się jego tautologią.

Aktorsko w "Tangu" najlepsze wrażenie robi Szymon Sędrowski w roli prymitywnego Edka. Choć to rola niezbyt skomplikowana, Sędrowski z dużym wdziękiem kreuje nieokrzesanego gbura, prymitywa, przyzwyczajonego do wypełniania cudzych rozkazów i nieskażonego samodzielnym myśleniem. Najciekawszą, bardziej złożoną postać Wujka Eugeniusza zbudował jednak Mariusz Żarnecki, którego postać najlepiej określa cytat "Ulegam przemocy, ale w duszy będę nim gardził". Wujek Eugeniusz jest ujmująco staromodny, pełen sentymentu do dawnych zasad. Za wszelką cenę chcę swojej osobie nadać znaczenia, przez co prowokuje, szczuje i podjudza, oczywiście w dobrej wierze. Stara się skłonić Artura do walki o dawne ideały, licząc na funkcję przybocznego. W interpretacji Żarneckiego to tchórzliwy, bezwolny służbista, ale pełen werwy i dobrych chęci.

Również nowoczesna Babcia Eugenia, kreślona przez Elżbietę Mrozińską głównie tonem głosu, jest postacią dowcipną, niemal wyjętą z didaskaliów "Tanga" (ciekawe kostiumy do spektaklu przygotowała Jolanta Łagowska-Braun). Wyraźnie w cieniu tej trójki są pozostali bohaterowie - zblazowana, wyzwolona Eleonora Moniki Babickiej, czy grający duże dziecko w osobie Stomila Grzegorz Wolf. Marta Kadłub w roli Ali ma dobre wejście, gdy prowokuje i kokietuje Artura. Z czasem, im bardziej Ala filozofuje i popada w patetyczny tragizm, aktorka wypada dużo mniej przekonująco.

Natomiast Artur, grany przez Macieja Wiznera, to bohater bardzo przypominający jego Konradka z "Idąc rakiem". Wizner w niebieskim garniturze, z ulizaną grzywką, jawi się jako furiat i fanatyk idei, którą jest przez zburzenie zastanego ładu i przywrócenia wyższych wartości, które dostrzega w formie, rytuale i patriarchalnie rozumianej rodzinie. Artur usiłując nadać sens swojemu życiu, postanawia "uzdrowić" swoją rodzinę - czując bezsilność i odrazę jej "rozpasaniem", sięga po terror, niebezpiecznie przypominający czasy nazistowskie. Jednak wraz z trwaniem spektaklu z Wiznera schodzi powietrze, jakby przestał walczyć o swojego bohatera, ustępuje miejsca innym, szczególnie Sędrowskiemu w roli Edka.

Krzysztof Babicki przy pomocy dyskretnej scenografii Marka Brauna (składającej się ze stolika, kilku krzeseł i katafalku z wielkimi gromnicami), umiejętnie wykorzystuje ciasną, klaustrofobiczną przestrzeń podpokładu "Daru Pomorza", która zaskakująco dobrze współgra z wydźwiękiem "Tanga" Sławomira Mrożka. Spektakl prowadzony zgodnie z literą dramatu pozostaje aktualnym, tragikomicznym obrazem rozkładu wartości i ponurą wiwisekcją ekstremizmu, które już ponad pół wieku temu celnie ujął autor sztuki.

W prostej konstrukcji spektaklu nie ma wielu słabszych momentów (do takich zaliczyć można jedynie bardzo umowne pojawienie się listonosza i lokaja w jednoaktówce "Na pełnym morzu"). Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że bijący z "Tanga" dydaktyzm wyjaskrawiono tak, by nie sposób było czegokolwiek przeoczyć, obrażając niekiedy inteligencję widzów. Także dlatego to zgrabne i wnikliwe odczytanie prozy Mrożka pozbawione jest cienia lekkości i finezji, charakteryzujących "Bankiet" - poprzednią premierę Miejskiego.

Łukasz Rudziński
trojmiasto.pl
22 maja 2019

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia