W teatralnej klatce

"Czasami księżyc świeci od spodu" - reż. Katarzyna Dworak i Paweł Wolak - Teatr Lubuski w Zielonej Górze

Potwornie hałasują garnki w klatce bohatera "Czasami księżyc świeci od spodu".

Pomysł z klatką, która za sprawą scenografa Piotra Tetlaka, wyrosła na scenie Lubuskiego Teatru, jest genialny. Raz - miejsce uwięzienia Jaśka (Ernest Nita w pełni aktorskiej formy), który został przy umierającym teraz ojcu. Na skarb gdzieś zakopany liczy. Podobnie jak na miłość... Dwa - wyłożony garnkami, rondlami i patelniami sufit klatki ogranicza, grozi i przytłacza. Ciężarem żelaza czy aluminium. Ale też grzechem i winą rodzinną, która ciągnie się za Jaśkiem jak jakieś genetycznie wdrukowane fatum.

Trzy - metalowa klatka to gotowe instrumentarium. Wystarczy, że Jasiek na dach wyjdzie, wstrząśnie żelastwem -hałas potworny. A jak jeszcze wiejska chuliganerio młotkami pomoże - mamy porażającą suitę. To ten rodzaj "zabawy" z dźwiękiem i rytmem, za którą mogliśmy autorsko-reżyserski duet autorów Paweł Wolak - Katarzyna Dworak pokochać już przy ubiegłorocznej zielonogórskiej realizacji - "Gdy przyjdzie sen - tragedia miłosna".

Najnowszym spektaklem Paweł Wolak i Katarzyna Dworak zamykają trylogię "opowieści wiejskich", które "sielskiej krainie" się wymykają. Jest tu przywołana historia (hitlerowska okupacja, rzeź wołyńska), ale nad motywem dziedziczenia ciężaru krwawej traumy górę bierze kwestia wiary. Oczywiście w Boga, ale też w mit rodzinny, którego Jasiek staje się wyznawcą i ofiarą. To spektakl Ernesta Nity, który nie schodzi ze sceny. Wraz ze swym bohaterem ewoluuje. Z hałasującego na dachu swego domu strażnika mitu staje się człowiekiem, który uświadamia sobie bezsens samoograniczenia. Autorzy kolejny raz pokazują, jak zręcznie potrafią wpleść w tragedię humor i wciągnąć widza do teatralnej klatki.

Zdzisław Haczek
Gazeta Lubuska
20 września 2016

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia