W teatrze z Walerym Wątróbką

"Ksiuty z Melpomeną" – aut. Stefan Wiechecki „Wiech" - wydawnictwo vis-a-vis/Etiuda

- A jest to „(...) kawałek historii teatru w Polsce Ludowej widzianego oczami pana Piecyka, państwa Wątróbków, pana Krówki, pani Balon (...) – napisał w przedmowie „Do ewentualnego czytelnika" w książce „Ksiuty z Melpomeną" – autor Stefan Wiechecki.

A za wznowienie serii z samym „Wiechem" w roli głównej należą się słowa podziękowania Wydawnictwu „Vis a Vis Etiuda". Warto przypomnieć, że dotychczas w serii „Wiech – opowiadania przedwojenne" ukazało się piętnaście pozycji, a w serii „Wiech – opowiadania powojenne" wydano jedenaście pozycji. W czerwcu tego roku ukaże się kolejna książka „A to ci Polka", na którą czekają już wierni czytelnicy.

Stefan Wiechecki, satyryk, publicysta, znakomity felietonista w swoim bogatym zawodowym życiu w latach 1924-1926 był dyrektorem „Teatru Popularnego" na warszawskiej Woli. Był to czas, o którym napisał w felietonie „U wolskiej Melpomeny", wspominając lata dyrektorowania, a który posłużył mu do wprowadzenia czytelników w klimat książki. Zwłaszcza, że powrócił do teatru już jako widz wraz zaproszonymi gośćmi – państwem Wątróbków, w latach powojennych. I już czytelnik razem z nimi siada na widowni, słucha komentarzy i reakcji Wątróbków na to, co dzieje się na scenie. Wsłuchuje się w ich opinie. To znakomite gawędziarskie wprowadzenie do pozostałych felietonów.

A rozpoczyna je „Lilia Wenecja", jak łatwo się domyślić, chodzi o „Lillę Wenedę", wystawianą w „Teatrze Polskim" w roku 1948. A na scenie – Elżbieta Barszczewska, Juliusz Osterwa... A do tego, atmosfera iście wiechowska, napisana tak charakterystyczną dla niego gwarą warszawską. Za którą zbierał negatywne opinie między innymi od profesora Jana Błońskiego. Ale z kolei Julian Tuwim nazywał go „Homerem warszawskiej ulicy i warszawskiego języka" i pisał o nim w „Kwiatach polskich". I dzisiaj, po latach, można powiedzieć, że sam „Wiech", jak i jego felietony napisane gwarą, z mnóstwem komicznych postaci, są wyjątkowym zjawiskiem w polskiej kulturze.

Spośród felietonów warto przypomnieć recenzję spektaklu „Otello" Szekspira granego w warszawskim Teatrze Polskim. Tytuł – „Apaszka Otellowej". Tym razem autorowi towarzyszyła tylko Gienia. Ale i tak dostarczyła mu sporo emocji, kiedy to w roli Jagona pojawił się na scenie... kapitan Kloss.

- Co tu robi Kloss?
- Jaki Kloss, gdzie tu masz Klossa, kochana?
- Co ty mnie trajlujesz. Kapitana Klossa w piekle bym poznała, chociaż przebrany jest za pajaca – odpowiada Gienia.

Po czym Wiech opisuje przebieg wydarzeń na scenie. Czytamy zatem, że „jest cała chwestia rasowa o tajny ślub Murzyna z Desdymoną. Jest szemrany kant z jej chusteczką, a właściwie apaszką w czerwone grochy, zgubioną na ulicy podczas nocnego rabanu w mieście Wenecji, gdzie jak wiadomo cała rzecz się rozgrywa. Nie będziem tu nadmieniać, jak łachudra Jagon za pomocą tej apaszki w grochy napuścił ciapciaka Otellego na Desdymonę i wpędził go w sercowe zazdrość, bo dzieci w szkołach się już tego uczą".

Trzeba przyznać, że ducha felietonów napędza nie tylko używana przez Wiecha gwara, ale także składnia zdań. A do tego trzeba dodać niezwykle przemyślaną przez niego konwencję podawanych treści, czyli relacjonowania przebiegu akcji scenicznej, gry aktorskiej, scenografii. Słowem, wszystkich elementów przedstawienia. Ale Wiech bacznie obserwuje także reakcje widowni i tworzy jedyny w swym rodzaju humor sytuacyjny, słowny i postaci. Oczywiście z lekkiem zabarwieniem „niezrozumienia" tego, co dzieje się na scenie. Do tego dochodzi również i ocena charakterów występujących aktorów utożsamianych z granymi postaciami.

I tak się te felietony, które ukazywały się od roku 1948 na łamach dziennika warszawskiego „Ekspres wieczorny", układają w barwną teatralną mozaikę. A ona sama z kolei jest odzwierciedleniem granego repertuaru, opowiada o występujących artystach.

Ale Walery Wątróbka oglądał również operetki oraz opery. I spieszył z wyjaśnieniem, - „Cóż to jest operetka?" – I dokładnie wyjaśniał. – „Operetka jest to sztuka teatralna z muzyką ulgową znaczy się do słuchu, oraz co najmarniej z jednym cesarzem, królem albo księciem i jednem kociakiem ludowem, jak Krysia leśniczanka, Annina hoża rybaczka, a w ostatniem już razie uciśniona fordanserka z nocnego lokalu, jak Czardaszka".

Warto też dodać, że tom „Ksiuty z Melpomeną" opracował Robert Stiller. W „Przypisach" informuje o tym, że gdyby miały być kompletne, to „przybrałyby one rozmiar i charakter poważnej pracy teatrologicznej, zwłaszcza w zakresie historii teatru polskiego w pierwszym dwudziestoleciu po wojnie". Uważna lektura przypisów do poszczególnych felietonów w sposób istotny uzupełnia fakty opisywane przez Wiecha. Jest i „Nota edytorska", w której Robert Stiller pisze o zasadach wydawniczych zastosowanych w tomie. Pisze również i o tym, jakie tomy z serii przedwojennej i powojennej uważa za najwartościowsze w dorobku Stefana Wiecheckiego.

Czytelnika zapewne też przyciągnie okładka zaprojektowana przez wybitnego polskiego grafika, plakacistę, ilustratora, Janusza Stannego. Idealnie oddająca klimat wiechowskich felietonów.

Ilona Słojewska
Dziennik Teatralny Bydgoszcz
29 maja 2019

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia

Łabędzie
chor. Tobiasz Sebastian Berg
„Łabędzie", spektakl teatru tańca w c...