Wałbrzych - miasto naszej (nie)pamięci

"Wałbrzych Utopia 2.039" - reż. Piotr Ratajczak - Teatr Dramatyczny im. Jerzego Szaniawskiego w Wałbrzychu

Było słonecznie! Nie. Było deszczowo! To duże miasto. Nie, to małe miasto. Tyle ile osób, tyle różnych wersji tej samej historii. W dynamicznym spektaklu Piotra Rowickiego "Wałbrzych Utopia 2.039" w reżyserii Piotra Ratajczaka i dramaturgicznym opracowaniu Michała Pabiana głosy dziewięciorga bohaterów nakładają się na siebie, czasem brzmią wspólnie, często są sprzeczne. Ale każdy jest prawdziwy. To prawo pamięci.

Skwarka, który swoją energią jako cwaniak Bronek rozsadza scenę oraz Ewelinę Żak jako wyniosłą arystokratkę herbu Nałęcz. Wrażenie robi także monumentalna scenografia Matyldy Kotlińskiej. Dramat inspirowany "Pamiętnikami wałbrzyszan" wpisuje się w nurt spektakli miejsca, ale próbuje wyjść poza swoją lokalność Wydarzenia z powojennej historii miasta (otwarcie hotelu Sudety, awans Górnika Wałbrzych do I ligi, przyjazd Lecha Wałęsy) będą dla wielu wałbrzyszan podróżą do czasów młodości. Twórcy nie fundują nam jednak nostalgicznej wycieczki w przeszłość, ale raczej groteskową jej wizję. Śmiejemy się z niej. Tak jak po latach bawią nas peerelowskie absurdy, które oglądamy np. w filmach Stanisława Barei, ale tym dobitniej obnażają mizerię tamtego czasu. Mimo całego humoru, pierwsza premiera tego sezonu w Szaniawskim to gorzka fantazja na temat Wałbrzycha. Jednak niech każdy widz sam spróbuje odpowiedzieć sobie na pytanie, czy utopia to miejsce, którego nte ma czy raczej dobre miejsce.

Historia dla nich zaczyna się w lipcu 1946 roku. Wtedy przybywają do Wałbrzycha z różnych stron ze swoją utopią. Wśród nich są i ci pamiętający miasto sprzed wojny. Jest Niemiec, wciąż wiemy komunizmowi czy Żyd, syn zegarmistrza. Przyjeżdża wrażliwy repatriant z Francji i Kresowiacy. Próbują oswoić przestrzeń. Każda z postaci jest wyrazista. To figura, scharakteryzowany przez gest, kostium, muzykę i typ narracji. Reżyser oparł spektakl na pomyśle inscenizacyjnym, jaki zastosował w "Niewiernych" (zwycięzcach niedawnych Fanaberii). Aktorzy przez dwie godziny przedstawienia stale są obecni na scenie i snują po kolei swoje opowieści. Jedynie tajemnicza i demoniczna postać (nazwę ją sobie Zegarmistrzem), grana przez Rafała Kosowskiego pojawia się dwa razy i spina klamrą spektakl. Dzięki dobremu tempu ten zabieg nie nuży. Całemu zespołowi należą się brawa za kreacje aktorskie. Ironiczne, ale z dozą sympatii dla swoich postaci. Wspomnę tylko Czesława Skwarka, który swoją energią jako cwaniak Bronek rozsadza scenę oraz Ewelinę Żak jako wyniosłą arystokratkę herbu Nałęcz. Wrażenie robi także monumentalna scenografia Matyldy Kotlińskiej. Dramat inspirowany "Pamiętnikami wałbrzyszan" wpisuje się w nurt spektakli miejsca, ale próbuje wyjść poza swoją lokalność Wydarzenia z powojennej historii miasta (otwarcie hotelu Sudety, awans Górnika Wałbrzych do I ligi, przyjazd Lecha Wałęsy) będą dla wielu wałbrzyszan podróżą do czasów młodości. Twórcy nie fundują nam jednak nostalgicznej wycieczki w przeszłość, ale raczej groteskową jej wizję. Śmiejemy się z niej. Tak jak po latach bawią nas peerelowskie absurdy, które oglądamy np. w filmach Stanisława Barei, ale tym dobitniej obnażają mizerię tamtego czasu. Mimo całego humoru, pierwsza premiera tego sezonu w Szaniawskim to gorzka fantazja na temat Wałbrzycha. Jednak niech każdy widz sam spróbuje odpowiedzieć sobie na pytanie, czy utopia to miejsce, którego nie ma czy raczej dobre miejsce.

Alicja Śliwa
Tygodnik Wałbrzyski
14 grudnia 2013

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia