Walka o marzenia

„Stowarzyszenie umarłych poetów" – aut. Tom Schulman – reż. Piotr Ratajczak – OCH–teatr w Warszawie

Jak odnaleźć się w systemie, który wrzuca ludzi w schematy, nakłada im klapki na oczy i pozbawia jakichkolwiek możliwości wyrażania swojego zdania? Tematyka tej sztuki zdaje się być bardziej aktualna niż kiedykolwiek. Szczęśliwie dla jej bohaterów, czyli uczniów Akademii Weltona, jest jeszcze szansa. Do kadry pedagogicznej dołącza nowy nauczyciel, który pokazuje im szersze horyzonty, redefiniuje ich rzeczywistość.

Sztuka „Stowarzyszenie umarłych poetów" to teatralna adaptacja scenariusza kultowego filmu w reż. Petera Weira. Film zdobył Oscara w 1990 za najlepszy scenariusz oryginalny i był wielokrotnie nominowany i nagradzany w innych plebiscytach. Za reżyserię sztuki, którą miałam przyjemność oglądać w OCH - teatrze odpowiadał Piotr Ratajczak.

Historia przedstawiona na deskach teatru może nam się wydać nieco dołująca. Elitarna placówka, szkoła męska, z wieloletnimi tradycjami. Pierwsze słowa padające na scenie to motto: tradycja, honor, dyscyplina, doskonałość. Uczniowie powtarzają je jak mantrę, zasady są żelazne, nie ma tu miejsca na żadne ustępstwa ani swobody. Akademia kształci chłopców w bardzo wąski sposób, jedyne co się liczy dla nauczycieli i rodziców to oceny, mają być to same piątki. Jeśli zajęcia dodatkowe to tylko takie, które będą korzystnie wyglądać przy składaniu podania na prestiżowe uczelnie. Zero możliwości na rozwijanie zainteresowań. Losy chłopców są z góry przesadzone, rodzice zadecydowali jeden będzie bankierem, drugi lekarzem itd.. Nowy nauczyciel jest dla nich jedyną nadzieją, John Keating, anglista, to prawdopodobnie pierwsza i ostatnia myśląca nieszablonowo osoba w tej szkole. Wpada do nudnego, rutynowego życia swoich uczniów i wyrywa ich z marazmu każąc nazywać się kapitanem i wpajając im starożytną ideę epikureizmu „ carpe diem". Zachęca swoich uczniów do poezji, ma naprawdę niekonwencjonalne metody, ale właśnie to buduje jego autorytet, uczy młodzież myśleć, dzięki niemu odkrywają w sobie umiejętności o których posiadanie by się nie posądzali. Pewnego dnia chłopcy znajdują w bibliotece rocznik ze zdjęciem swojego mentora i jego przyjaciół z czasów szkolnych. Opatrzono je podpisem stowarzyszenie umarłych poetów. Wypytują profesora o historię związaną z tą fotografią. Informacje jakich im udziela inspirują uczniów do przywrócenia działania stowarzyszenia i rozwijanie pasji do poezji. Przez jakiś czas prężnie funkcjonuje, ale popchnięcie wizjonerskim podejściem nauczyciela posuwają się za daleko, wszystko wychodzi na jaw i muszą mierzyć się z konsekwencjami. Życie niestety nie jest łaskawe i okazuje się, że pewnych rzeczy po prostu nie można zmienić, a iluzja kontroli nad własnym losem to tylko mrzonka. Ostateczny cel nauczenie uczniów samodzielnego myślenia i przeciwstawiania się konformizmowi zostaje osiągnięty, podopieczni zyskują odwagę by walczyć o swoje wartości, jednakże cena obrony tych ideałów jest wysoka.

Poza fenomenalną fabułą spektakl oczarował mnie doborem muzyki i choreografią, które świetnie urozmaicały występ. Mozolna nauka została podkreślona charakterystycznym powtarzającym się tańcem, tak samo nocne wędrówki członków stowarzyszenia do jaskini. Zawdzięczamy to pracy Arkadiusza Buszko, który mistrzowsko opowiedział historię ruchem. Muzyka zaś wprowadziła niepowtarzalny klimat Stanów Zjednoczonych lat 60 – tych. Pieczę nad nią sprawował Piotr Ratajczak.

Jeśli chodzi o pracę aktorów, to dobór Wojciecha Malajkata do roli Johna Keatinga był strzałem w dziesiątkę. Ekscentryczny, energiczny i inspirujący, widać było pasję z jaką aktor wchodzi w postać. Oglądając miałam poczucie żalu, że spotykamy tak mało pedagogów z pasją w polskich szkołach. Bardzo miło zaskoczył mnie też Jakub Sasak. Wcielił się w Charliego Daltona. Ostatnio miałam przyjemność oglądać jego pracę w dużo bardziej statecznej i lakonicznej roli, więc obejrzenie go w sztuce, w której gra jedne z głównych skrzypiec, odważnego buntownika, było pozytywnym zaskoczeniem. Pokazuje to talent aktora, dającego radę zarówno w nieco bardziej emocjonalnych kreacjach i tych wymagających dynamiki i silnego charakteru.

Sztuka mimo upływu wielu lat od premiery filmu, na podstawie którego została zrealizowana, wydaje mi się niezwykle aktualna. Szczególnie przyglądając się dzisiejszemu obrazowi oświaty w naszym kraju. Przeładowany program, zdołowani uczniowie i pedagodzy. Zawód nauczyciela powinien być szanowany, a wykonywać powinni go ludzie z pasją, tym czasem jest z goła odwrotnie. Mówią że głupim tłumem łatwiej rządzić, w tym duchu wychowuje się uczniów Akademii Weltona. Mają się pilnie uczyć i nie zadawać pytań, są tak pochłonięci pracą, że nawet zwykłe młodzieżowe rozrywki są im raczej obce, a ich zdolność kreatywności i abstrakcyjnego myślenia jest skrajnie ograniczona. Sztuka ta jest bardzo poruszająca i myślę że to niepocieszający wniosek, ale wielu polskich uczniów i absolwentów z bohaterami będzie się utożsamiać. Bardzo ucieszył mnie natomiast fakt, iż na widowni spektaklu zobaczyłam sporo młodzieży. Przyszła obejrzeć widowisko wraz ze swoimi nauczycielami, którzy podobnie do Keatinga chcieli zaszczepić w nich zamiłowanie do sztuki. Moim zdaniem przekaz płynący zarówno z filmu, jak i teatralnej wersji jest pouczający i warto aby obejrzeli go uczniowie liceów i poddali się refleksji na temat tego co zobaczą.

Karolina Kwiecień
Dziennik Teatralny Warszawa
29 maja 2023
Portrety
Piotr Ratajczak

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia