Warlikowski stracił wątek

"Koniec" - reż: Krzysztof Warlikowski - Nowy Teatr w Warszawie

Nie ma wątpliwości, że spektakl Nowego Teatru w Warszawie powstał w duchu gombrowiczowskiego "Dziennika". Obsadę i postaci można analizować przez pryzmat alter ego reżysera. Jednak w przeciwieństwie do Gombrowicza, nie stać go na autoironię. Nie wyszedł poza krąg obsesji

Kiedy Warlikowski z wielu dramatycznych i literackich tekstów na temat ofiary zmontował "(A) polonię", jedynym kłopotem widza mogło być zebranie w całość wszystkich wątków. Teraz w za długim czteroipółgodzinnym przedstawieniu podjął temat winy i chciał sprawdzić, co nas czeka po drugiej stronie życia. Jednak odbywa się to na poboczach psychoanalitycznej wyprawy w zakamarki własnej podświadomości i świata wcześniejszych spektakli. Tyle fascynującej, co hermetycznej, autotematycznej.

Przymierzył do swojej biografii kostiumy i doświadczenia kafkowskiego Józefa K., bohatera "Nickel Stuff" Koltesa i Elizabeth Costello Coetzeego. Wymieszał i pokazuje w symultanicznym zderzeniu kilku scenicznych planów. Oglądamy paradę dybuków mieszkających w kimś w rodzaju reżysera. Wcielają się w aktorów, na naszych oczach śnią spektakl mroczny jak koszmar. Niejednoznaczny, rozedrgany niczym ostatnie filmy Davida Lyncha.

Marzenie, by korzystając z masek, opowiedzieć o sobie bez taryfy ulgowej – przekraczając kolejne bramy wewnętrznego piekła – zrealizowało się. Ale poza zachwytem nad teatralną i aktorską robotą, wywołuje wrażenie kaprysu neurotycznego egoisty, który lubi się powtarzać.

Rozdzierająca jest scena powrotu do domu i coming outu. Jacek Poniedziałek i Stanisława Celińska pointują motywy "Hamleta", "Oczyszczonych" i "Kruma". – Kiedy zapadam się w gównie, zasypiam spokojny – mówi z rozbrajającą szczerością syn marnotrawny. Kazirodczo, a jednocześnie czule, całuje matkę w usta. Spotworniałą kobietę o zdeformowanym ciele. Zaprzeczenie piękna, inteligencji, o kiczowatych zachciankach. Marzącą o kolczykach Elizabeth Tylor. Śpiewającą o diamentach – jak Marilyn Monroe. A przecież najbliższą na świecie, bo tylko jej czułość pozwala na chwilę zabić strach przed śmiercią i lęk, że życie wypełnia pustka. Jest w tym obrazie synowska tkliwość i dojrzałość.

Mateusz Kościukiewicz gra młodego chłopaka. Wspomina pierwszą dziewczynę, z którą chciał się kochać jak z facetem: wejść do raju przez tylne wrota. Franz K. Macieja Stuhra rozpamiętuje nieudane relacje z ojcem i pożegnanie z Bogiem. Szuka duchowego mistrza, ale znajduje tylko groteskowego guru (Wojciech Kalarus). Oglądamy parodię Wszechmogącego, mędrca, i parodię miłości: seks z asystentką – syreną graną przez Maję Ostaszewską.

Syrena. Tylne wrota. Wracamy do gejowskich kodów. Motywu uwięzienia duszy, która nie ma jednoznacznej tożsamości. Należy do kogoś, komu odmawia się zbawienia, narzuca się poczucie winy. Jak Elizabeth Costello (Ewa Dałkowska), która dobija się do bram nieba i zostaje strącona do kafkowskiego piekła.

Znakomite są Magda Cielecka i Anna Radwan-Gancarczyk w roli zdradzanych kobiet. Ale kluczową postać gra Magda Popławska. Jej Babylon, prowincjonalny hermafrodyta, rozpoczął spektakl ekstatycznym tańcem. Zwycięstwo w telewizyjnym turnieju miało przynieść szczęście, jednak nie odczuwa go. Już za młodu cierpi jak Lear. Podobny problem ma chyba Krzysztof Warlikowski. Najlepszy z najlepszych, chowa się w teatralnej garderobie i hamletyzuje przed zwierciadłem. Czas wystawić je na gościniec. Czas na nowy początek.

Jacek Cieslak
Rzeczpospolita
2 października 2010

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...