Warszawa tańczy jak szalona

"Wodewil warszawski" - reż. Stanisław Dembski - Teatr Pijana Sypialnia

Czy to teatr amatorski? Naprawdę? Niech wszystkie teatry muzyczne w Warszawie przyjdą i zobaczą! "Wodewil Warszawski" (młodego, "amatorskiego") Teatru Pijana Sypialnia to musicalowy majstersztyk godny teatralnych scen miejskich.

Gdy wybierałam się na ten spektakl, jeszcze nie wiedziałam, że będę go recenzować. Zapewne dlatego odbierałam go "po prostu", wszystkimi zmysłami. Oczami widza, który rejestruje poruszające go fragmenty widowiska, natomiast inne pomija. Słucha i zapamiętuje to, co najbardziej mu się podoba. Wybiórczo, kapryśnie, ale - przede wszystkim - szczerze.

Z "Wodewilu Warszawskiego" ruszyłam w ciemną (już) przestrzeń miasta w wyborowym nastroju. Było to uniesienie, które zdarza się po obcowaniu ze sztuką wartościową, "smyrającą" w przyjemny sposób próżność widza-pożeracza, który pochłania "danie" serwowane mu na scenie. Dobry nastrój to jednak nie wszystko. Przemyślenia, do których ten bądź co bądź radosny musical popycha, nie są tylko tak lekkie i przyjemne, jakby się pozornie wydawać mogło.

Na dwoje babka wróżyła

Należy zaznaczyć, iż występ podzielony został na dwie części: fabularnie płynną, jasną i silnie osadzoną w czasie przeszłym oraz luźną, stanowiącą zlepek scen nawiązujących do współczesności (szeroko pojętej), z odniesieniami (choćby tymi wokalnymi) do czasów wcześniejszych. Dwa pomysły pozornie powiązane jednym wątkiem muzycznym, lecz faktycznie - pomysł na dwa niezależne spektakle. I tak w mej swobodnej świadomości odbiorcy niezobowiązanego (początkowo) do recenzowania pojawił się pewien zgrzyt. Po pierwszej części - ujmującej i komicznej, lecz niestety urwanej bez pointy i satysfakcjonującego dla wybrednego widza domknięcia wątku - nastąpiła część druga, bardziej komentatorska. Wplecione w nią polityczne niuanse oraz "celebrycko-kulinarne" odniesienia niekoniecznie mnie bawiły, a na pewno nie tak jak dowcipy sytuacyjne w części pierwszej. Postaci: Hania bez "r" i pani Gessler, która torpedowała wszystkich dookoła obelgami, nie pasowały do uroczego klimatu muzycznego widowiska i tylko dezorientowały. Jednak i w tej drugiej części znalazł się element ważki, który stanowił celny komentarz do dzisiejszej "hipsterskiej" rzeczywistości, w której słowa takie jak "kocham" utraciły swe znaczenie i przy byle okazji używa się ich do wyrażenia stanu quasi-uniesienia. Bułka tarta w "Charlotte", nowoczesne smartfony i parcie na "bywanie" w miejscach aktualnie modnych - to m.in. charakteryzuje dzisiejszych młodych warszawiaków. Czy tak wiele zmieniło się od czasów międzywojnia? Czy ówczesna "wannabe"-elita nie podążała podobnie za najnowszymi trendami, by podkreślać (bądź też pozorować) swoją wielkomiejskość?

Młodzi, zdolni

Całe szczęście, że zespół aktorski, mimo nieco niezbornej i "porozrzucanej" fabuły, imponował profesjonalnym warsztatem i charyzmą, którą niewątpliwie większość jego członków posiada. Dawno nie widziałam na scenie teatralnej tak wielu charakterystycznych, silnych kreacji aktorskich w jednym momencie! Do tego z talentami wokalnymi i tanecznymi! Szkoda jedynie, że widowisko zostało "przeciążone" historiami do opowiedzenia, wątkami do poruszenia. Gdyby pozostało przy spójnej i skromniejszej fabule, zapewne uczyniłoby go to czytelniejszym i bardziej jednoznacznym w przekazie.

Atutem spektaklu był niewątpliwie zespół muzyczny, który wykonywał wszystkie utwory (a także liczne bisy podczas końcowych oklasków) na żywo. Muzycy grali jak band wypożyczony z tradycyjnej warszawskiej orkiestry. Ponadto byli niesamowicie zgrani ze śpiewającym zespołem aktorskim. Jestem przekonana, że osiągnięcie takiej synchronizacji wymagało bardzo wielu godzin prób.

A gdy było już po wszystkim

Po spektaklu, oprócz uśmiechu rozbawienia i refleksji nad współczesną "Warszawką", w głowie widza może pojawić się też pozytywna myśl o zaskakująco dobrej kondycji stołecznej offowej sceny teatralnej. Sceny, która, jak już wspominałam, mogłaby dla przynajmniej kilku państwowych scen warszawskich stanowić przykład do naśladowania. Świeżość pomysłów, bystrość obserwatora i komentatora, zaskakujące rozwiązania sceniczne oraz świetny warsztat - to niewątpliwe atuty Pijanej Sypialni. Grupa działa niecałe dwa lata, a już ma na swoim koncie: cztery spektakle, organizację festiwalu teatralnego (WrzAWA) oraz kilka projektów dodatkowych, w tym otwarcie niezależnej miejscówki teatralnej Scena Hoża 51 (15.11.2013 r.) w Starej Fabryce Serów.

Wizytą na "Wodewilu Warszawskim" rozpoczęliśmy przygodę z warszawskim Teatrem Pijana Sypialnia. Jeszcze w tym roku czeka nas z nimi kilka spotkań, które zrelacjonujemy na łamach MAGAZYNU. Zachowajcie czujność!

Dorota Okulicz
Mgzn.pl
10 grudnia 2013

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...