Warszawa wraca do gry

mijający sezon był dla stolicy czasem ekstremów

Mijający sezon był dla stolicy czasem ekstremów. Obok spektakli skandalicznych, banalnych, nieznośnie manierycznych powstało wreszcie kilka produkcji zaskakujących. Przyćmiły one nawet na chwilę centrum teatralne ostatnich lat - Dolny Śląsk.

Największe pobudzenie zapanowało na scenach, po których ich dawni fani stopniowo zaczynali się już coraz mniej spodziewać. Mocny finał w postaci spektaklu "Marat/Sade" Mai Kleczewskiej (Teatr Narodowy) poprzedziły sygnały ożywienia z TR Warszawa i Teatru Dramatycznego. Legendarny tandem dawnego Teatru Rozmaitości (Krzysztof Warlikowski-Grzegorz Jarzyna) rozdzielił się i zaprezentował na własnych scenach spektakle okrzykiwane "wydarzeniami sezonu". Grzegorz Jarzyna po długim okresie milczenia zrealizował piękny, gorzki, przejmujący "T.E.O.R.E.M.A.T" wg Piera Paola Pasoliniego, by zaraz potem zmierzyć się z groteskową konwencją najnowszego dramatu Doroty Masłowskiej "Między nami dobrze jest" (koprodukcja z berlińskim Schaubühne). "(A)pollonia" Krzysztofa Warlikowskiego nie tylko rozgrzała na nowo dyskusję o pamięci, poświęceniu i kryzysie racjonalnych wytłumaczeń świata, ale też zainaugurowała działalność Nowego Teatru (na razie gościnnie w halach fabryki Koneser, wkrótce w budynku MPO). 

Wydarzeniem stał się wielki powrót do Teatru Dramatycznego Krystiana Lupy, który spektaklem "Persona. Tryptyk / Marilyn" rozpoczął swoją teatralną trylogię (kolejne spektakle mają być poświęcone mistyczce Simone Weil i gruzińskiemu guru Gurdżijewowi). Przedstawienie zaprezentowano najpierw jako "otwarta próba - work in progress" na wrocławskim festiwalu z okazji przyznania reżyserowi Europejskiej Nagrody Teatralnej. Zelektryzowało zagranicznych gości. Rzuciło nowe światło na poszukiwania rozpoczęte przez Lupę w głośnej "Factory 2". Pokazało niezwykłe możliwości reżysera, zespołu aktorskiego, a przede wszystkim wcielającą się w Monroe Sandry Korzeniak.

Inne produkcje Dramatycznego były nierówne. Zorganizowany tam międzynarodowy festiwal "Warszawa Centralna - Stygmaty Ciała" pozostawiał wiele do życzenia, kilka premier na dużej scenie mogło wprawić widzów w konsternację (monumentalny "Borys Godunow", hermetyczne "Całopalenie"). Jednak świetne wrażenia pozostawiły projekty bardziej kameralne Teatru Dramatycznego. Delikatna, nastrojowa "Alicja" Pawła Miśkiewicza rozhuśtała publiczność jazzowymi rytmami, "Fragmenty dyskursu miłosnego" Radka Rychcika pokazały, jaka siła kryje się w uczuciowości i sentymentalizmie. Moc prawdziwego przeboju miał ostatni projekt teatru, "Śmierć i dziewczyny. Dramaty księżniczek", z udziałem niemieckich lalkarek. Stworzona przez Annę Baumgart klaustrofobiczna przestrzeń piwnicy Fritzla stała się miejscem spotkania (lalkowej) Elfriede Jelinek z jej bohaterkami, z traumami dzieciństwa i ze świeżymi wizjami młodych reżyserek pracujących nad poszczególnymi częściami spektaklu. 

W innej piwnicy narodziła się niespodziewanie pierwsza polska stand-up-comedy. Michał Walczak oderwał się na chwilę od rozterek chronicznie niedojrzałej generacji trzydziestolatków i napisał dla Rafała Rutkowskiego tekst, który niemal rozsadził maleńką salkę klubokawiarni Chłodna 25. 

Przybyło scen. Kilka pozostaje na razie w sferze planów (MPO Warlikowskiego, nowa scena TR Warszawa mająca powstać w przyszłym Muzeum Sztuki Nowoczesnej). Własną salę widowiskową otworzył Instytut Teatralny. Pierwsze premiery dały już nowe teatry prywatne (Kamienica Emiliana Kamińskiego, Capitol Anny Gornostaj). Choć nie zapowiada się, by zostały one fabrykami arcydzieł, mogą spełnić ważną rolę, odciągając repertuar lekki, łatwy i farsowy ze scen publicznych.

Trzy teatralne rewelacje ("T.E.O.R.E.M.A.T.", "Persona", "(A)pollonia"), masa udanych drobiazgów i jeden wieki obiecujący festiwal (Warszawskie Spotkania Teatralne) to bilans, jakiego Warszawa nie odnotowała od lat. Jeśli to jest kryzys, to oby się pogłębiał.

Joanna Derkaczew
Gazeta Wyborcza Stołeczna
18 czerwca 2009

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia