Warto marzyć

Rozmowa z Wiesławem Dudkiem

- Zachęcam młodzież, żeby się nie poddawała, bo naprawdę najlepsze sceny na świecie stoją przed nimi otworem, trzeba tylko chcieć - mówi Wiesław Dudek, solista Staatsballett Berlin przed występem w Operze Wrocławskiej.

Opera Wrocławska zaprasza na na galę baletową. W niedzielę 24 marca o godz. 19 wystąpią tancerze Opery Wrocławskiej oraz soliści Staatsballett Berlin.

Małgorzata Matuszewska: Pana niedzielny występ nie będzie pierwszym w Operze Wrocławskiej. Jak Pan wspomina pracę we Wrocławiu?

Wiesław Dudek: Jeśli dobrze pamiętam, pani Maria Kijak - kierowniczka baletu - zaprosiła mnie do współpracy, było to na przełomie 2000 i 2001 roku. Tańczyłem partię Zygfryda w "Jeziorze łabędzim". Pobyt we Wrocławiu wspominam bardzo miło, byłem już tancerzem baletu w Stuttgarcie (Stuttgbart Ballet) i był to mój pierwszy występ w Polsce od wyjazdu z kraju. Opera Wrocławska była remontowana, nawet nie widziałem, jak wygląda widownia. W zeszłym roku tańczyłem w gali baletowej "Malakhov and friends" i już mogłem podziwiać wspaniałą widownię, zrobiła na mnie niesamowite wrażenie.

Ma Pan niezwykle bogaty repertuar, która kreacja jest Panu najbliższa?

Wiesław Dudek (na zdjęciu z Shoko Nakamura): Moją ulubioną rolą jest "Oniegin" w choreografii Johna Cranko. Zatańczyłem też wiele innych wspaniałych, wśród nich w "Ring um den ring" Maurice'a Bejarta. Byłem chyba jednym z ostatnich Polaków pracujących z Bejartem, bo było to krótko przed jego śmiercią. Pamiętam tę pracę jako niesamowite przeżycie. Oczywiście każda rola jest inna i każda przynosi inne emocje na scenie.

Jak trafił Pan do Staatsballett Berlin? Czy to jest spełnienie zawodowych marzeń? Był Pan uznany za najlepszego absolwenta szkół baletowych w Polsce, więc na początku drogi miał Pan jakieś wspaniałe plany, które się spełniają.

- Zawsze o tym marzyłem, będąc jeszcze uczniem szkoły baletowej i był to powód, dla którego wyjechałem z kraju - żeby zawodowo spełnić się na scenie. Wcześniej wszystkie kreacje, które teraz mam w repertuarze, były tylko dalekim i prawie nieosiągalnym marzeniem. Dziś oczywiście patrzę na to zupełnie inaczej, niż kiedyś. Do Staatsballet Berlin trafiłem w 2003 roku. Pracując w Stuttgarcie zdobywałem kolejne doświadczenia sceniczne, rozwijałem się tak, jak sobie to wyobrażałem, ale wciąż czegoś mi brakowało. I chyba dlatego wyruszyłem w dalszą zawodową podróż, czego dziś nie żałuję. W Berlinie osiągnąłem szczyt kariery, poznałem moją przyszłą żonę i partnerkę również na scenie (Shoko Nakamura - przyp. red.). Dziś zachęcam młodzież, żeby się nie poddawała, bo naprawdę najlepsze sceny na świecie stoją przed nimi otworem, trzeba tylko chcieć. Dostałem nagrodę dla najlepszego absolwenta szkół baletowych w Polsce, było to dla mnie ogromne wyróżnienie i naprawdę się go nie spodziewałem. Plany zawodowe miałem zawsze i zawsze starałem się je osiągnąć. Dziś mogę powiedzieć, że plany się spełniły, a marzenia trzeba zawsze mieć, bo bez nich chyba nie warto żyć.

We Wrocławiu zatańczy Pan w dwóch układach: "Caravaggio" i "Rajmonda / Raymonda grand pas de deux", z Shoko Nakamurą. Pan kształcił się w Polsce, Shoko Nakamura w Japonii - czy z tej różnorodności wynika większe bogactwo? Jak się uzupełniacie na scenie?

- Zatańczymy dwa różne układy: współczesny i klasyczny. Kształciłem się w Polsce, natomiast cały mój warsztat i doświadczenie sceniczne zdobyłem na Zachodzie, czego nie ukrywam. Moja żona Shoko zaczynała naukę w Japonii, ale w wieku 15 lat, po wygraniu konkursu baletowego "Prix de Laussane" dostała stypendium w szkole baletowej w Stuttgarcie (niestety tam się nie poznaliśmy, spotkaliśmy się dopiero później, w Berlinie). Pomimo, ze kształciliśmy się w europejskich szkołach, pozostała różnorodność, dziś widoczna na scenie i chyba dodająca nam bogactwa. Na scenie przede wszystkim mamy zaufanie do siebie, to najważniejsze, całą resztę ocenia widownia. Cieszę się z każdego występu na scenie, nie ma znaczenia, w jakim mieście, ale każdy występ w Polsce jest dla mnie czymś specjalny. Dlatego bardzo się cieszę z przyjazdu do Wrocławia, tym bardziej, że mój dom rodzinny jest oddalony od niego tylko o 100 km.

Małgorzata Matuszewska
POLSKA Gazeta Wrocławska
23 marca 2013
Portrety
Wiesław Dudek

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...