Wartości na wesoło

"Przyjazne dusze" - reż: Robert Czechowski - Teatr Lubuski w Zielonej Górze

"Przyjazne dusze" realizują wreszcie ideę "teatru wartości", założoną programowo przez dyrektora Roberta Czechowskiego. Tyle że na wesoło. I zdaje się, sądząc po reakcji publiczności i recenzentów podczas premiery, robią to skutecznie! Tyle że dyrektor od farsy czy komedii nieco się w swoim programie odżegnywał...

Nie jest to tekst nowy, wprowadzany przez Lubuski Teatr na rynek repertuarowy. Bywalcy Wrocławskiego Teatru Komedia mogą ten spektakl oglądać od 2006 roku. Z kolei warszawski "Kwadrat" ma "Przyjazne dusze" w repertuarze od 2008 roku z wyśmienitą obsadą, z Janem Kobuszewskim na czele. Ale skoro mogą oni, dlaczego nie mielibyśmy i my?

Wszystko dzieje się w domu Jacka i Susie Cameronów. On to twórca poczytnych kryminałów. Żona jest "przy nim". Po chwili okazuje się, że Susi i Jack to duchy, właściciele tego podmiejskiego domu. Utonęli podczas rejsu jachtem. Bezdzietnie, w wieku średnim. Zawróceni od niebiańskich bram, bowiem ateista Jack nie spełniał boskich norm. Ich dom pozostaje do wynajęcia. Pośrednikiem, zabawnym w swej prostocie myślenia i odruchów, jest Mark Webster. Na wynajęcie domu decydują się Willisowie. Para nowożeńców. On to początkujący pisarz, Simon, wielbiciel Camerona i jego żona Marry. Simon "praktykuje" w literaturze kryminalnej, przeżywa jednak męki twórcze. Marty Bradshaw, matka Marry, seriami niewygodnych pytań i pouczeń próbuje ustawić go do pionu.

Świat żywych, dzięki precyzyjnej wizji scenicznej reżysera, współgra ze światem duchów, więcej - zaprzyjaźnia się z nim. Matematyczna precyzja przenikania się obu światów, nieustannego dialogowania ze sobą, skutkuje dobrym tempem przedstawienia, obdarza je właściwą dynamiką.

Najnowsza premiera Lubuskiego Teatru z pewnością może się podobać, chociażby ze względu na przyzwoite aktorstwo Janusza Młyńskiego, Tatiany Kołodziejskiej, Elżbiety Donimirskiej czy Marty Frąckowiak. Ale dla bywalców LT, jeszcze od czasów Waldemara Matuszewskiego, dobre aktorstwo to nic nowego. Lubuski grał farsy począwszy od słynnego w całym kraju "Mayday" Ray a Cooneya, poprzez "Okno na parlament", "Wszystko w rodzinie" i "Komedię sytuacyjną". Nasi aktorzy uczyli się warsztatu od reżyserów: Wojtka Pokory, Sylwestra Chęcińskiego. Mierzyli się z farsą interaktywną. Myślę tu o "Szalonych nożyczkach" z udziałem Zdzisława Wardejna (LT objechał z "Nożyczkami" wszystkie miasta Polski). Natomiast młodzi (Anna Haba i Ernest Nita) pojawiający się w "Przyjaznych duszach", muszą się jeszcze nieco nauczyć. Wbrew obiegowym opiniom, w farsie czy jak kto woli komedii romantycznej, warsztat jest najważniejszy. Farsa wymaga niezwykłej, wręcz zegarmistrzowskiej precyzji. A więc co do obsady: Jack Cameron - Janusz Młyński jest momentami liryczny, demoniczny, ale czasem po prostu to "nasz Młyński". Susie Cameron - Tatiana Kołodziejska czuje się w roli ducha jak ryba w wodzie. W roli Marka Webstera - Marek Sitarski daje sobie radę. Reżyser precyzyjnie zbudował tę postać. Sitarski gra formą. Tylko Simon Willis - Ernest Nita mało mnie przekonuje, podobnie jak sama postać, najsłabiej chyba napisana przez Pam Walentine.

W roli Mary Willis (którą na zmianę grają: Marta Frąckowiak i Anna Haba) zdecydowanie przekonuje mnie Marta Frąckowiak. Marta Bradshaw (Elżbieta Lisowska-Kopeć) jedynie w scenie (erotycznej) z Websterem pokazuje komediowy pazur. Natomiast Anioł Stróż (Elżbieta Donimirska) jest świetna, jeżeli uznamy za aktorstwo wtłaczanie w postać sceniczną własnej osobowości. Poetyka głosu Anioła jest bowiem poetyką głosu Donimirskiej.

Scenografia atakuje proscenium teatru. Jej autor, Wojtek Stefaniak, sporo już chyba zarobił na kolejnych realizacjach scenograficznych tej miłosnej komedii... Światło przygotowała firma Color. To ewenement. Ale dzięki temu światło stało się tworzywem realizacji. Muzyka, jazzowego skrzypka i kompozytora, Adama Bałdycha, jest doskonała. Przypomina budowanie napięcia w telewizyjnych Kobrach. Natomiast wizualizacje, poza przestrzenią dekoracji, na horyzoncie są chyba zbędne. Wszak profesor Tadeusz Kowzan zawsze uczulał na ekonomikę znaków i pomysłów teatralnych.

Zatem wszystko w tym spektaklu jest podporządkowane mięśniom brzucha i edukacyjnemu promowaniu szlachetności: trzeba sobie pomagać! I nieważne, że Simon jest nieudacznikiem i nie potrafi sam napisać tekstu. Szlachetne duchy powinny pomagać, gdyż żona Simona jest w ciąży.

Andrzej Buck
puls.ctinet
11 grudnia 2009

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia