Wcale nieromantyczna śmierć

"Romantycy" - reż. Grzegorz Chrapkiewicz - Teatr Dramatyczny w Warszawie

Wraz z bohaterami "Romantyków" izraelskiego dramaturga Hanocha Levina śmiejemy się ze starości, niedołężności i chronicznego bólu. Nie wypada? Gdy zbliża się śmierć, śmiech zmieszany ze łzami i paroma głębszymi pomoże ostatkiem sił i w miarę godnie pożegnać się z tym światem.

Majowa premiera Teatru Dramatycznego w sezonie 2012/13 zgromadziła wyjątkową obsadę. Wszyscy troje, czyli: Władysław Kowalski (Chajczik), Małgorzata Niemirska (Pogorelka) i Zdzisław Wardejn (Bonbonel) mają razem 216 lat. I pewnie niejedno już im dolega, podobnie jak granym przez nich postaciom. Głównymi tematami rozmów bez wstydu w jesieni życia stały się: permanentny obrzęk cewki moczowej, czopki, tętniczka grożąca zawałem, gulka na szyi, która rośnie tylko nocą czy diagnoza dająca jeszcze 6 miesięcy życia. W charakterystyczny dla siebie, dosadny, prowokujący, a nawet wulgarny sposób Levin nie lituje się nad żadną świętością, czerpiąc garściami z czarnego humoru.

Nikt nie chce umierać sam, a wspólna tragedia łączy nawet skłóconych kochanków, których od rozstania dzielą lata. Pogorelka wolałaby nie przyjmować już gości w swoim mieszkaniu, nie przeszkadza jej to jednak rano przywdziać perukę i sukienkę z sylwestra sprzed lat, jakby szykowała się na pierwszą randkę. Jedynego dnia, w którym dzieje się akcja spektaklu, z wizytą przychodzą jej dawni partnerzy, może nawet mężowie: Chajczik i Bonbonel. Gospodyni przyjmuje ich z niechęcią i pogardą, w końcu jednak wszyscy lądują na jednym łóżku. Za sprawą spotkania, po latach odżywają wzajemne pretensje i urazy z przeszłości, ale wybuchy żalu często przeplatają się z wyrazami sympatii, zjednywania sobie towarzyszy niedoli, z którymi powracające napady zniechęcenia i znudzenia życiem choć trochę łatwiej jest znieść.

W tej słodko-gorzkiej opowieści o starości bohaterowie śmieszni jak ich imiona próbują ostatkami sił poradzić sobie z perspektywą nadchodzącej śmierci. Nie potrafią pogodzić się z przemijaniem, własną słabością i niedoskonałością. Pogorelka na myśl o nieoczekiwanej wizycie wyimaginowanego młodego kolonela z Ameryki na zropiałe, obandażowane nogi zakłada kanarkowe obcasy. Bonbonel czaruje uwodzicielskimi uśmiechami, choć z ust czuć tylko woń rozkładającego się koniaku i papierosów.

Wzdychają nad bezpowrotnie utraconą sprawnością, lecz szaleńcza chęć przetrwania sprawia, że oszukują samych siebie. Karmią się wspomnieniami o podbojach i przygodach z czasów młodości. Chcieliby się idyllicznie zestarzeć. Odżywa w nich romantyzm i pożądanie, w ich wieku niespełnione ze względu na przerost prostaty i kłopoty z zębami. Mękę, ból i brzydotę osładzają wyśmiewaniem swoich chorób i licytowaniem się liczbą odczuwanych dolegliwości.

Z bohaterami rozstajemy się, gdy zmęczeni kłótniami i znieczuleni alkoholem zasypiają razem na łóżku. Poznawaliśmy się z nimi przez półtorej godziny, czy jeszcze kiedyś ich zobaczymy? Może po drugiej stronie zostaną już na zawsze razem? "Gdy ludzie są zdrowi, wierzą w lekarzy; kiedy chorują, wierzą w Boga" - mówi Pogorelka. Za namową Chajczika we trójkę niechętnie odmawiają zapomniany kadisz. Oby pomogło.

Grzegorz Chrapkiewicz umieścił bohaterów w jednopokojowym mieszkaniu Pogorelki z drzwiami (przez które przychodzą "impertynenci"), oknem (z którego w akcie desperacji chce skoczyć Chajczik) i, podobnie jak w "Udręce życia", łóżkiem w centrum wydarzeń. Wokół kluczowego mebla aktorzy trafnie odgrywają smutny los staruszków. Niemirska jest kapryśna i zgorzkniała, dokładnie jak wielka dama, która dawno już utraciła swój powab. Wardejna pokochamy jako uwodzicielskiego, podstarzałego playboya, by po chwili wiarygodnie zirytował nas pijackim grubiaństwem. Nieśmiały i wygaszony Kowalski rozczuli niezmordowanymi powrotami, raz po raz wyrzucany przez Pogorelkę za drzwi. W tej kameralnej atmosferze uwierzymy w intymne chwile bohaterów, rozgrywające się za zamkniętymi drzwiami.

Na "Romantykach" Levina jest trochę śmiesznie i trochę strasznie. Groteskowe przekomarzanie się zgrzybiałych staruszków to wcale nie wyraz dystansu do tragicznego stanu, ale przykrywka dla żalu, który ściska gardło. Jarmarczne melodie jak z katarynki gorzko uwypuklają karykaturalne wysiłki postaci. Koniec końców, przestaje być zabawnie, a Levin pozostawia nas w nastroju powagi, a może nawet trochę beznadziei. Naturalnie zagrana przez jakże doświadczonych aktorów, bardzo ludzka historia wzbudza refleksje o niedoskonałości, bezradności i skończoności człowieka w obliczu starości, samotności, cierpienia i - w końcu - śmierci.

Marta Wołodko
Mgzn.pl
8 sierpnia 2013

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...