Wersja napowietrzna spektaklu

"Czyściciel dywanów" - reż: Romuald Wicza- Pokojski - Teatr Wiczy

Bezdomny Teatr Wiczy nie zniknął i niezmiennie gra! I to jak! Ostatnio wystawił swój dobrze znany spektakl "Czyściciel dywanów" na dachu Centrum Sztuki Współczesnej

 Ten świetny tekst Norberta Okonia widziałem już kilka razy – dotąd w maleńkiej przestrzeni podziemi Ratusza – i byłem bardzo ciekaw, jak to hermetyczne spotkanie czworga aktorów na krzesłach odebrane zostanie w innym, wolnym terytorium. A odnalazło się wspaniale, bowiem z mocnym tekstem, w dobrej reżyserii (Romuald Wicza-Pokojski) i ze świetnymi aktorami spektakl obroni się zawsze.

Czyściciel dywanów to matematyczny wzór na grę kluczem emotional word – ze słowem jako przewodnim nośnikiem emocji, słowem, które tnie, bawi, gryzie i podnieca. W takim teatrze za scenografię wystarczą cztery krzesła, dywan i szklanki. Ale na dachu CSW doszedł jeszcze znany dobrze torunianom hipnotyzujący widok w tle – na wieżowce z poprzedniej epoki (tego wieczora w zachodzącym słońcu).

„Czy trudno jest grać kogoś innego?” – pytał w filmie Agnieszki Holland Europa, Europa ukrywający się w mundurze Wehrmachtu młody Żyd Salomon Perel. A jego przyjaciel aktor, ten „dobry” Niemiec, odpowiedział: „Dużo łatwiej niż siebie samego”. Także tytułowy Czyściciel (Radosław Smużny) musiał od razu udawać, trafiając przypadkowo (choć właściwie został zaproszony przez superinteligentnych członków Mensy) do szczególnej towarzyskiej gry w emocje. I ta wchłonęła go szybko – wchodząc w relacje, uciekając z nich, to moderując momentami, stał się pełnoprawnym, choć niepewnym do końca jej uczestnikiem. Zagubionym z lekka, jak inni bohaterowie spotkania na dachu: dwie kobiety (Matylda Podfilipska i Ewa Przybojewska) oraz On (Krystian Wieczyński). Wszyscy uciekają w marzenia, grę, improwizację, nakręca ich ta zabawa, za chwilę przeraża, gdyż posunęli się za daleko. Nas, widzów,  gdy otoczyliśmy ich kręgiem, wciągnęła bardziej niż w gotyckich czeluściach przed laty. Gdyż teraz po stokroć grali dużo lepiej, w profesjonalnym kwartecie, improwizując, z dużym dystansem, żartem dalekim od farsy, grali w prezencie dla nas i jubilatki Matyldy. Niezapomniany wieczór, bez fałszywego pluszu i złota, pompatycznych schodów do teatralnych lóż, za to na twardym betonie i w blasku pomarańczowej kuli. Udawana samotność, bezdomność, miłość, marzenia? Tylko widz bobas na rękach swej mamy był prawdziwy: gdy Czyściciel oznajmił, że „jest kobietą”, zachwycony wykrzyknął „oł!”. I to jest właśnie teatr! www.wicza.com.

Arkadiusz Stern
Musli Magazine
15 lipca 2010

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia