Werther nasz współczesny

"Werther" - reż: Ignacio Garcia - Teatr Wielki w Poznaniu

Wystawienie "Werthera" Julesa Masseneta przez Teatr Wielki w Poznaniu - premiera 27 marca 2010 roku - stało się okazją do zwrócenia uwagi na szereg problemów istniejących - powracających i schodzących na plan dalszy - od lat w świecie sztuki. Nawet jeśli będzie to tylko świat naszego miasta.

Kluczowym jawi się pytanie - czy werteryzm może być interesującym zjawiskiem dla współczesnego człowieka? Czy może być atrakcyjnym poprzez sztukę? Czy opera francuskiego twórcy żyjącego i działającego w latach 1842-1912 może w pełni ukazać werteryzm zrodzony na gruncie niemieckim poprzez dzieło Johanna Wolf-ganga Goethego, żyjącego w latach 1749-1832, zatytułowane "Cierpienia młodego Werthera"? Czy język epistolarnej powieści Goethego jest możliwy do przełożenia na późniejszy o ponad sto lat język muzyki? Czy więc Werther Masseneta to jeszcze Werther Goethego, czy może rację miał Claude Debussy odsądzający twórcę "Manona" od czci i wiary, nazywając go fałszerzem literatury? 

Odpowiedzi na te i inne pytania nie są jednoznaczne, są trudne, ale nieuniknione w kontekście poznańskiej premiery.

Muzyka epoki postwagnerowskiej, w której tworzył Massenet nie mogła, powstając we Francji, oddawać, ducha romantyzmu niemieckiego, którego Werther był duchowym "ojcem". Słodki i melodyjny liryzm, skądinąd bogaty kolorystycznie jest bardzo francuski. Prowadzący muzycznie poznański spektakl Włoch Roberto Tolomelli takim starał się go ukazać. Jednak nie zawsze orkiestra Teatru Wielkiego stawała na wysokości zadania. 

Imponująca jest strona wystawiennicza poznańskiego "Werthera". Kluczowym jest pomysł oparcia scenicznej rzeczywistości na domu Sędziego. Reżyser Ignacio Garcia widzi go jako swoiste więzienie córki Charlotte, symbolizującej piękniejszą stronę człowieczeństwa. Początkowo widziane z zewnątrz, stamtąd przybywa Werther, w finałowym akcie od wewnątrz. To właśnie wtedy widz dostrzega swoistą wolność natury, symbolicznie ukazanej przez... "prawdziwy" deszcz. Tych technicznych manipulacji przestrzeniami i wnętrzami jest w spektaklu więcej. To one w bardzo ciekawej scenografii Carminy Valencii Tamayo swym rozmachem uzmysławiają rosnący dramat Werthera i Lotty. 

Premierowa obsada "Werthera" jest bardzo międzynarodowa. Oczywiście bryluje i budzi aplauz odtwórca roli tytułowej, tenor Brian Jagde, choć i on tu i ówdzie nie ustrzegł się pewnych potknięć technicznych. Swe duże możliwości ujawnia w finale Irina Zhytynska (Lotta). Bardzo kompletną wokalnie i postaciowo interpretację zaproponowała Małgorzata Olejniczak, kreująca jej siostrę Sophie. Bardzo solidnie zaprezentował się Marcin Bronikowski jako Albert. 

Przesunięcie przez reżysera akcji "Werthera" z roku 1772 (w oryginale) do "szarych" lat Niemiec XX wieku miało przybliżyć współczesnemu widzowi znaną mu "demokratyzację uczuć", ale czy tym samym nie pogłębiło rozdźwięku w stosunku do oryginalnej idei dzieła Goethego

Andrzej Chylewski
Polska Głos Wielkopolski
31 marca 2010

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia