Who wants to live forever

"Rapsodia z Demonem" - reż. Michel Driesse - Teatr Rampa w Warszawie

Spektakl muzyczny złożony z przebojów Queen jest skazany na sukces. Twórcy „Rapsodii z demonem" na tym nie poprzestali i zapewnili ponadtozjawiskową scenografię, magiczne kostiumy, świetną choreografię i solidny wokal. W efekcie stworzyli widowisko z rozmachem, którego w Teatrze Rampa na Targówku jeszcze nie było.

Lubimy piosenki, które znamy. Teza ta została udowodniona naukowo i przyczynia się do popularności takich musicali jak „Mamma Mia" czy „Moulin Rouge!". Teatr Rampa postanowił to wykorzystać i zaprosił do współpracy Katarzynę Kraińską w celu stworzenia oprawy fabularnej dla 22 przebojów zespołu Queen w lekko unowocześnionych aranżacjach Jana Stokłosy i reżyserii Michela Driesse. Głównym bohaterem został naiwny, początkujący wokalista Erwin (grany przez Kubę Molędę), który wraz z utalentowanym przyjacielem Kacprem (fantastycznie śpiewający Sebastian Machalski) pragnie zmieniać świat muzyką, jednak póki co nie ma ani konkretnego planu jak to zrobić, ani ku temu środków, bo jego widownia ogranicza się do klientów podrzędnego baru. Ponadto dziennikarka z lokalnej gazety, rudowłosa Ida (rola Natalii Piotrowskiej) wyśmiewa jego dziecinne nastawienie, twierdząc, że skoro niczego jeszcze nie przeżył, to i nie ma czego przekazać światu. Frustrację muzyka wykorzystuje „ten, co podobno wiecznie zła pragnąc, wiecznie dobro czyni" (demoniczny Jakub Wocial) i proponuje mu spełnienie trzech życzeń, z czego pierwszym (i nieodpłatnym) jest przekazanie mu władzy nad eteryczną krainą snów i marzeń, w której swobodnie kreuje rzeczywistość, a więc i wzbogaca się o niezwykłe doświadczenia, które potem może wykorzystać w tworzeniu muzyki.

Naiwny w warstwie fabularnej koncept „krainy snów" stał się najmocniejszym wątkiem spektaklu. Dał wolną rękę fantazji i talentowi trzech twórców, którzy uczynili „Rapsodię..." widowiskiem, które trzeba zobaczyć. Dorota Sabak opracowała niesamowitą, poruszającą scenografię, najciekawszą, jaką widziałam od dawna. Konstrukcje wiją się wokół aktorów, poddając się woli Erwina. Współgrając ze światłem, reżyserowanym przez Tomasza Filipiaka, tworzą klimat nieco krwawy, eteryczny, dziwaczny, którego nie da się zapomnieć. Ponadto każda wizja senna różniła się od poprzedniej inną przewodnią emocją, barwą, wydźwiękiem i nie pozwalała się nudzić. Częścią scenografii wydawali się świetni tancerze w choreografii Santiago Bello i wyjątkowych kostiumach Doroty Sabak, kształtowani przez Erwina, tworząc falującą, doskonałą masę, od której nie dało się oderwać oczu. Szóstka tancerzy, wliczając choreografa i wyróżniającą się Eweliną Kruk, sprawiała, że magiczne stawały się również sceny ze świata rzeczywistego, spośród których chyba najbardziej zachwycająca była choreografia imprezowa.

Żałuję, że nie mogę poprzestać na superlatywach. Niestety, coś zniszczyło część spektaklu, a mianowicie sceny aktorskie. Ciężko określić jak bardzo przyczynił się do tego potencjalny brak talentu aktorskiego artystów, ponieważ fatalnych dialogów autorstwa Katarzyny Kraińskiej, jakie płynęły ze sceny, nie dało się zagrać dobrze. Tak dziecinne odzywki, nieprzekonujące kłótnie i bezduszne wyznania przystoją co najwyżej teatrzykowi ze szkoły podstawowej, nie profesjonalnej scenie. Nawet duet świetnych aktorek, jakimi są Agnieszka Fajlhauer i Brygida Turowska, które fantastycznie zagrały zarówno w „Rent", jak i „Tangu Piazzolla", w „Rapsodii..." jako demoniczne stażystki nie zdołały wyczarować ciekawych interakcji z miałkich tekstów. Największą ofiarą złych dialogów stał się chyba Kuba Molęda, który świetny wokalnie, ogromnie tracił w scenach dramatycznych (może po prostu dlatego, że jako główny bohater miał ich najwięcej). Widz mógł odgadnąć, jaką postać miał zagrać – naiwną, popędliwą, o dobrym sercu – ale widział aktora, wypowiadającego sztuczne kwestie i otrzymującego równie sztuczne odpowiedzi, który nie mógł przez to zbudować solidnej interakcji z partnerami na scenie. Aktorsko przyzwoici byli za to Daniel Zawadzki jako barman (charakterystyczny również dzięki dowcipnemu pomysłowi na kostium), Barbara Gąsienica-Giewont jako Królowa oraz Kamil Dominiak jako prezenter telewizyjny.

Na całe szczęście „Rapsodia..." to widowisko muzyczne zdominowane przez taniec i śpiew, a to zespołowi wychodziło znakomicie. Jakub Wocial w ciekawej charakteryzacji przeszedł samego siebie w wokalizach, które wywoływały dreszcze. Cały czas zaskakuje mnie talent wokalny tego artysty. Z duetu Erwin-Kacper ciężko było wskazać lepszego wokalistę: czy był nim znakomity Kuba Molęda, czy finezyjny i mocny w brzmieniu Sebastian Machalski? Wspaniałym odkryciem była Natalia Piotrowska w głównej roli kobiecej. Wokalnie nie ustępowała partnerom i wraz z tancerzami sprawiła, że „Another One Bites the Dust" stał się jednym z najlepszych kawałków spektaklu. Ciekawą rolę Królowej muzyki pop miała Barbara Gąsienica-Giewont, która wykazała się zarówno świetnym głosem, jak i niemałym talentem tanecznym. Jej abstrakcyjne stroje w stylu Lady Gagi sprawiały, że dominowała na scenie. Trzeba też pogratulować zespołowi (a szczególnie Molędzie, który prawie nie schodził ze sceny) wytrzymałości, bo tempo spektaklu było zawrotne. Jedyne zastrzeżenia można mieć do utworu „The Show Must Go On", któremu Molęda wokalnie jednak nie podołał.

Fantastyczni wokaliści i utalentowani tancerze wraz z genialną Dorotą Sabak, Santiago Bello i Tomaszem Filipiakiem sprawili, że widownia z początkiem ukłonów natychmiast zerwała się do owacji na stojąco i wołań o bis. Wielki finał zmusił widzów do podrygiwania i śpiewania „We Are the Champions" wraz z aktorami. To prawie zbrodnia, że jest „ale" w postaci dramatycznych dialogów. Mam serdeczną nadzieję, że ze spektaklu na spektakl ulegną one wygładzeniu i staną się bardziej naturalne. Życzę tego zespołowi z całego serca, bo „Rapsodii z demonem" Teatru Rampa jest blisko do rangi widowiska wybitnego!

Anna Dawid
Dziennik Teatralny Warszawa
17 listopada 2015
Portrety
Michel Driesse

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia