Widowiskowy chaos

"Być jak Callas" - reż: Tomasz Konina - Teatr Muzyczny w Łodzi

Trudno powiedzieć, wedle jakich kryteriów powinno się oceniać widowisko muzyczne "Być jak Callas" w reżyserii Tomasza Koniny. To, co można zobaczyć i usłyszeć na scenie przypomina bowiem dziwny eksperyment z udziałem publiczności, raczej próbę, aniżeli gotowy produkt, wytwór teatralnego rzemiosła. Można odnieść wrażenie, że nad tym, co dzieje się na naszych oczach nikt nie panuje, a delikatnie nakreślona fabuła jest jedynie pretekstem do chaotycznych wystąpień śpiewaków.

Widowisko składa się z dwóch części i opowiada o mieszkańcach domu spokojnej starości, którzy przygotowują koncert na kolejną rocznicę śmierci Marii Callas. Spotykamy tu galerię najdziwniejszych typów ludzkich: Margareth (Jolanta Gzella) to emerytowana śpiewaczka, która występuje wyłącznie ze swoim atrybutem - szablą, którą terroryzuje pozostałych mieszkańców, Momo (Andrzej Fogiel) także spędził życie na śpiewaniu, teraz jednak woli po prostu odpoczywać, co jakiś czas racząc się mocniejszym trunkiem, natomiast Sergio (Ziemowit Wojtczak) znajduje ujście dla swoich przywódczych inklinacji stając się głównym organizatorem koncertu, który - jako niezapomniany konferansjer - zamierza także poprowadzić. Przez całą pierwszą część widowiska emeryci przygotowują się do występu, co chwilę rozpoczynając kolejne kłótnie i wdając się w przepychanki i utarczki słowne. Druga część to ów koncert, którego jednak do udanych nie można zaliczyć. Tomasz Konina reżyserując spektakl „Być jak Callas” postanowił to, co nieudane, uczynić podstawowym budulcem widowiska, a to szybko staje się dla widza naprawdę trudne do zniesienia. 

Scenografia składa się ze stolików i krzeseł, przy których zasiadają starsi państwo oraz z fortepianu, na którym przygrywa emerytowana pianistka Martha (Danuta Antoszewska) oraz Wanda (Magdalena Brzezińska). W drugiej części widowiska nie ma żadnej scenografii - Sergio tłumaczy to brakiem budżetu oraz odwołaniem się do tradycji szekspirowskiej (słynne szekspirowskie: „Tu jest las”), a więc widzimy jedynie wielką tablicę, na której kolejno goszczą napisy: Wiedeń i Paryż. Niedostatki scenograficzne rekompensują jednak kolorowe, piękne suknie, w których występują mieszkanki domu spokojnej starości. Jednak i tu - podobnie jak w pierwsze części widowiska - panuje chaos, który po pewnym czasie staje się trudny do wytrzymania. Postaci przekrzykują się, wyganiają ze sceny oraz każdą możliwą metodą walczą o uwagę publiczności.

W programie spektaklu zrealizowanego przez Teatr Muzyczny w Łodzi czytamy, że w widowisku można usłyszeć „zapis kursów mistrzowskich Marii Callas w Juilliard School w Nowym Jorku w latach 1971-1972 oraz fragmenty operetek, arii i pieśni”. Rzeczywiście od czasu do czasu gdzieś zza kulis wydobywają się dźwięki owych nagrań, jednak stanowi to marginalny element widowiska. Postać Marii Callas w ogóle została potraktowana dość instrumentalnie, bowiem prócz faktu, że koncert poświęcony jest rocznicy jej śmierci, słynna śpiewacza właściwie w żaden inny sposób w spektaklu nie funkcjonuje. Jedyną możliwą interpretacją jest fakt, iż nazwisko Callas staje się dla emerytów symbolem niespełnionych marzeń, wszystkiego, co im się w życiu nie udało. 

W „Być jak Callas” zastosowano klamrę kompozycyjną, która jest jednym z ciekawszych zabiegów - widowisko rozpoczyna się od odczytania fragmentów internetowej księgi pamięci „Kwiaty dla Marii Callas”, w której przyjaciele śpiewaczki zamieszczali wspomnienia, jakie zachowali po wybitnej artystce oraz życzenia dla niej. Z listów wyłaniały się fragmenty biografii Marii Callas, jej rozczarowanie i depresyjne nastroje, które towarzyszyły diwie po rozstaniu z Arystotelesem Onassisem oraz cienie i blaski jej kariery. Natomiast na koniec widowiska aktorzy Teatru Muzycznego odczytywali napisane przez siebie listy, w których wyjaśniali, dlaczego zostali śpiewakami. Mogliśmy się dowiedzieć m.in. że Andrzej Fogiel (kreujący postać Momo) jest „obciążony genetycznie”, gdyż jego wujkiem był Mieczysław Fogg, a pozostała część rodziny także zawodowo zajmowała się śpiewem. Szkoda tylko, że owa klamra kompozycyjna miała niewielki związek z tym, co działo się na scenie przez pozostałe dwie godziny.

Tomasz Konina nie wykorzystał umiejętności aktorskich i możliwości wokalnych łódzkich aktorów, realizując widowisko, którego głównym tworzywem jest chaos. Udowodnił tym samym, że nie każdy może być jak Callas.

Olga Ptak
Dziennik Teatralny Łódź
2 grudnia 2009

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia

Łabędzie
chor. Tobiasz Sebastian Berg
„Łabędzie", spektakl teatru tańca w c...